Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, żarzący się w moim ciele (Jr 20, 9).

1. Komentarz naukowy

Działanie Boga przerodziło się w ciężar dla Jeremiasza, gdy okazało się, że jego przepowiadanie stało się przyczyną wyśmiania i odrzucenia jego osoby. Treść swojej komunikacji prorockiej rekapituluje dwoma terminami: Gwałt i zniszczenie!, które pojawiają się w innych jego wyroczniach (6, 7; 46, 5; 49, 29). Perypetie proroka objawiają tajemniczą wspólnotę losu między nim a Bożym Słowem: wyszydzenie jego osoby jest niczym innym, jak uczestnictwem w znieważaniu Słowa Boga ze strony jego słuchaczy. Jeremiasz nie zgadza się na swoje cierpienie i przystępuje do ostatecznego starcia z Bożym słowem. Intencją proroka nie jest proste odrzucenia Słowa – nie będę wspominał go, ani też rezygnacja z misji prorockiej – nie będę mówił w Jego (Jahwe) imię. Sam wcześniej doświadczył, że jedyną drogą, by nie wspominać kogoś lub czegoś, jest unicestwienie tej rzeczywistości. Dlatego też mężowie z Anatot chcieli zamordować Jeremiasza, by już więcej nie wspominano jego imienia. Tego samego pragnie prorok wobec Bożego Słowa, chcąc je uśmiercić w sobie. Ponosi jednak porażkę, gdyż stało się ono w jego sercu jak ogień palący, zamknięty w moich kościach. Znużyłem się tłumiąc go, ale nie zwyciężyłem.

Zrozumienie tego tekstu wymaga odczytania go w kontekście innych wypowiedzi Jeremiasza: 5, 14; 23, 9. 28-9, w których metaforycznie opisuje działanie Bożego Słowa. Przyrównanie go do ognia podkreśla przede wszystkim jego siłę niszczącą, oczyszczającą w człowieku to wszystko, co sprzeciwia się Bogu. W Jr 23, 29 ogień pojawia się obok ziarna i młota kruszącego skałę. Słowo Boże niesie zatem w sobie potencjał witalny, który – jak w ziarnie – pozornie jest tylko uśpiony, cały skutecznie dążąc do eksplozji życia będącego w nim w zarodku. Stąd upór, konsekwencja i cierpliwość Słowa, które niczym młot rozbijający skałę stopniowo zmierza do realizacji zamysłu w sobie ukrytego. Ten dynamizm Bożego Słowa widać też w obrazie ognia, który wciąż zmienia swoją postać (kształt, barwę), wymyka się wszelkim próbom zamknięcia się w przestrzeni. Podobnie też Słowo Boga nie pozwala się wtłoczyć w ludzkie schematy myślenia, podporządkować się ludzkim intencjom (chociażby fałszywych proroków), wciąż zaskakuje swoją treścią, pozostając cały czas tym samym Słowem. Boże Słowo nie jest tylko dźwiękiem czy też tylko jego zapisem tekstowym, lecz stanowi hipostazę Boga, który biorąc proroka w swoje posiadanie, staje się z nim jedno tak dalece, że prorok jawi się jako manifestacja Boga pośród swego ludu. Porażka Jeremiasza w zmaganiu się z Bożym Słowem jest tylko pozorna. Zwycięstwo Słowa w proroku jest niezbędne, by ten był prawdziwym prorokiem, a tym samym, by jego przepowiadanie odniosło sukces. Prawdziwy prorok musi sam w sobie, na sobie doświadczyć mocy Bożego Słowa, poddać się jego witalizującemu działaniu, które domaga się zniszczenia wszystkiego, co byłoby mu przeciwne. Zgoda proroka na działanie Bożego Słowa w jego wnętrzu, czyni go czymś więcej niż tylko ustami Boga. Poprzez wcielenie się Słowa Boga w jego ciało, całe jego życie staje się Słowem wypowiadanym przez Boga światu (W. Pikor, Jeremiaszowe zmaganie się z Słowem Bożym /Jr 1,4-12; 15, 15-21; 20, 7-13/, Verbum Vitae 7/2005/, s. 71–76).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Wszystkie nauki z wyjątkiem religii czerpią swą pewność z samych siebie; są naukami, ponieważ składają się na nie konieczne wnioski wyciągane z niezaprzeczalnych założeń lub też zjawiska przyrody przekształcane w prawdy ogólne na drodze nieodpartej indukcji. Tymczasem zmysł dobra i zła będący pierwszym elementem religii jest tak delikatny, tak zmienny, tak łatwo ulegający dezorientacji, zaciemnieniu, wypaczeniu, tak subtelny w swoich metodach argumentacji, tak łatwo poddający się kształceniu, tak tendencyjny w wyniku pychy i namiętności, tak niestały w kierunku, w którym podąża, iż starając się istnieć pośród różnych działań i triumfów ludzkiego intelektu, zmysł ten jest największym ze wszystkich nauczycieli i równocześnie świeci jednak najsłabszym światłem” (J. H. Newman, Sumienie chrześcijańskie. List do księcia Norfolk, Kraków 2019, s. 77–78).

3. Z życia wzięte

Kiedy cierpimy[1]

Kiedy cierpimy, nie chcemy przy sobie
nikogo,
Kto stoi nad nami jak lekarz,
Kto dotyka nas, jak szczypce dotykają
rozżarzonych węgli,
Kto myje ręce, by je zdezynfekować po
dotknięciu,
I kto jak papuga powtarza: „Głowa do góry”.

Chcemy Kogoś, Kto zostawił ślady stóp
W ciemnym lesie, abyśmy mogli pójść za Nim.
Chirurga, który zanim użyje skalpela,
Powie: „Miałem to samo – spójrz na moje blizny!”.
Kogoś, Kto doszedł do Tronu, potykając się,
I wszedł, nie bez upadku, na Wzgórze.

Chcemy Kogoś, Kto zapytany:
„Czy Bóg wie, co to cierpienie?”,
Może wskazać przebity Bok i otwarte Serce,
Mówiąc: „Czy nie byłbyś szlachetniejszy
ode Mnie,
Gdybyś cierpiał dla Miłości,
A Ja bym nie mógł?”.

Tak! Chrystus jest Sędzią. Ale zanim
Zbierze się Wielka Ława Przysięgłych,
kiedy przyniosą rejestry nieba,
On powie: „Skazuję cię na śmierć –
Ale to Ja poniosę karę,
A ciebie puszczę wolno”.

 

[1]   (F.J. Sheen, Kiedy cierpimy [w]: Źródła naszej nadziei. Nieprzemijające słowa pociechy i ufności, Kraków 2019, s. 51–52).