Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu (Ez 33, 7).

1. Komentarz naukowy

W starożytnym świecie funkcja strażnika miała bardzo duże znaczenie. Świadczą o tym częste (aż 150) odniesienia w Piśmie Świętym. Praca strażnika polegała przede wszystkim na strzeżeniu ludzi powierzonych jego opiece. Stróżowanie zatem symbolizuje ochronę i czujność, które dają poczucie bezpieczeństwa. W tym kontekście strażnik jest symbolem siły. Konieczność stróżowania wskazuje wyraźnie na istnienie nieprzyjaciela. W sensie ścisłym słowo „stróż” oznacza przede wszystkim pasterza, w szczególności pasterza owiec. Stróż jednak pilnuje i strzeże w szerokim znaczeniu tych słów, także w znaczeniu przenośnym.

Najważniejszym strażnikiem w Biblii jest Pan Bóg, który czuwa nad wszystkimi ludźmi. Stróżami są także prorocy, którzy zostali ustanowieni przez Niego. Z polecenia Boga i w Jego imieniu mają oni strzec Jego ludu. Do ich obowiązków należało przede wszystkim ostrzeganie przed grzechem i tłumaczenie ludowi znaków czasu (por. Iz 21, 5). Takim stróżem Domu Izraela jest m.in. prorok Ezechiel. On też wypatruje zagrożenia ze strony grzechu, jak również znaków Bożego wybawienia. Żaden strażnik, na podobieństwo Pana Boga, nie może sobie pozwolić nawet na krótki odpoczynek (por. Iz 62, 6). Gdyby stróż spał na posterunku, wtedy lud Boży byłby bezbronny w obliczu rozmaitych ataków. Trzeba jednak pamiętać, że nawet dobry stróż nie zagwarantuje właściwego bezpieczeństwa, jeśli będzie to czynił bez wsparcia ze strony Boga: „Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie” (Ps 127, 1).

Prorok Ezechiel jako stróż ostrzegał lud Izraela przed złem na wygnaniu w niewoli babilońskiej. Był zmuszony moralnie do wypełnienia tego obowiązku pod groźbą utraty życia. Wypełniając urząd proroka, czuwał jako stróż przede wszystkim nad ładem moralnym i socjalnym. Jako jeden z pierwszych, obok Jeremiasza, był rzecznikiem indywidualizmu etycznego, rozumiejąc postępowanie moralne człowieka jako skutek osobistego spotkania się z Panem Bogiem. Ezechiel oceniał realnie sytuację etyczną swego narodu. Grzech narusza nie tylko więź między Bogiem a Jego ludem, nie tylko rozluźnia związek wynikający z Przymierza, ale zrywa je i łamie. Grzech jest czynem, który powoduje złowieszcze następstwa. Dlatego też świadomość nieodwracalności kary Bożej odpowiadała powszechnemu zepsuciu narodu. Nieodwracalna kara nie jest nigdy ostatnim słowem proroka. Ezechiel przepowiada przecież odnowienie moralne w ramach Nowego Przymierza. Najpierw potrzebne jest jednak nawrócenie. Chodzi tu głównie o przemianę serca, które będzie podatne na głos Boży. Ezechiel jako stróż Izraela był podatny na ten głos i wzywał cały naród, by go słyszeli.

Każdy człowiek wierzący ma być także stróżem swoich braci. My również odpowiadamy za zbawienie innych i nie możemy być obojętni na zło i grzechy wokół nas. Przede wszystkim zaś sami powinniśmy pilnie czuwać. Oczekujemy przecież na powrót Syna Człowieczego. Być stróżem to znaczy czuwać i walczyć ze znużeniem, by osiągnąć zamierzony cel (R. Rumianek, Ezechiel stróżem Izraela – Ez 3, 16-21; 33, 1-9, Studia Bobolanum, 2009, [t.] 1, s. 77–85).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Nawracanie dusz ku Chrystusowi nie opiera się zatem na pysze próżnej propagandy, lecz wypływa z pragnienia doskonałości. Apostoł pragnie doprowadzić mężczyzn i kobiety do Pana z zupełnie innego powodu niż ten, z którego dyrektor przedsiębiorstwa chce rozwijać swój interes. Przedsiębiorca reklamuje się, żeby zwiększyć zyski; chrześcijanin głosi swoją prawdę, by rozszerzać szczęście innych ludzi. Pragnie prowadzić dusze do naszego Pana z tego samego powodu, z którego chce oglądać świecące słońce, rozkwitające kwiaty i owce pasące się na pastwisku – dlatego że jest w tym wszystkim ich doskonałość, a zatem jest też ich szczęście” (F. J. Sheen, O sztuce miłości i przebaczenia. Błogosławieństwa i Krzyż, Warszawa 2020, s. 105).

3. Z życia wzięte

„Monika jest wspaniałą żoną i niezwykle kochającą mamą. Gdy była dzieckiem, jej rodzice przechodzili ogromny małżeński kryzys, łącznie ze zdradami i zabijaniem jej nienarodzonego rodzeństwa. Dokonali kilku aborcji. W tamtej fazie życia ranili, zamiast kochać. Ojciec poniżał ją słownie, wyszydzał w okrutny sposób, znęcał się nad nią psychicznie. Podobnie postępowała jej matka. Dziewczynka z tak ogromnym bagażem traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa powinna wyrosnąć na kobietę oschłą, która nie wierzy w Boga, która ma ogromny żal do rodziców, która boi się ludzi i samej siebie, która jest niezdolna do zbudowania z kimkolwiek trwałych więzi, opartych na miłości i odpowiedzialności, która nie jest w stanie zdecydować się na małżeństwo i nie pragnie potomstwa. Tymczasem ta skrajnie poraniona w dzieciństwie dziewczynka wyrosła na szlachetną i mężną kobietę, która jest wzorcową, heroicznie wręcz kochającą żoną i mamą.

Stało się tak dlatego, że od dzieciństwa trwała w osobistej przyjaźni z Bogiem. Rodzice – choć trudno to po ludzku pojąć – nawet w czasach największego ich kryzysu osobistego i małżeńskiego, od dnia I Komunii wozili ją co niedzielę na Mszę Świętą. Przywozili ją pod kościół i albo na nią czekali, albo też wracali po córkę po nabożeństwie. Dziewczynka budowała coraz silniejszą i coraz bardziej serdeczną więź z Jezusem. Regularnie korzystała z sakramentu pokuty i pojednania. Jako nastolatka zaangażowała się w życie parafii. Włączyła się w katolickie grupy formacyjne dla młodzieży. Całą młodość przeżyła w wyjątkowej bliskości z Bogiem. Poradziła sobie i nadal mężnie sobie radzi w każdej sytuacji życiowej. Jest prawdziwym błogosławieństwem dla męża, dla dzieci, dla rodziców i teściów, dla rodzeństwa, krewnych, przyjaciół i znajomych. Czyni wiele dobra w ukryciu. Wielu osobom pomaga wyjść z sytuacji, które wydają się beznadziejne.

Jedną z cech, która ją wyróżnia, jest niezwykła, heroiczna wręcz konsekwencja w wykonywaniu swoich obowiązków. Któregoś dnia ta wyjątkowa kobieta powiedziała: Dzisiaj jestem smutna zmęczeniem. I od razu dodała: Ale nie jestem zmęczona smutkiem. To bardzo ważne rozróżnienie. Kto kocha i bezwzględnie wiernie wypełnia swoje codzienne obowiązki, ten może być tak bardzo zmęczony, że aż w tym momencie smutny. Nie będzie jednak zmęczony smutkiem, gdyż smutek będzie pojawiał się jedynie w momentach szczególnego przeciążenia czy przemęczenia. Na co dzień natomiast człowiekowi wiernie wypełniającemu swoje obowiązki towarzyszy radość. A ta silniejsza jest niż zmęczenie. Radość tracimy jedynie wtedy, gdy przestajemy wypełniać nasze zobowiązania, czyli jedynie wtedy, gdy przestajemy kochać. Zmęczenie, które wynika z okazywania miłości, może osłabić przeżywanie radości, ale jej nie odbiera.

Monika opowiedziała mi o tym, że jej najpoważniejszym problemem i największą trudnością jest wypełnianie przykazania miłości siebie samej. Boga kocham nad życie – powiedziała. Nie mam żadnych wątpliwości, co do tego, że On kocha mnie najbardziej i że ja kocham Go bardziej niż kogokolwiek z ludzi. Nad życie kocham też moich bliskich: męża, dzieci, rodziców, rodzeństwo. Najtrudniej przychodzi mi pokochać samą siebie. Najczęściej spowiadam się z mojej słabości w tej właśnie kwestii” (M. Dziewiecki, Nie ma sytuacji bez wyjścia. Jak wychodzić z kryzysu?, Nowy Sącz 2020, s. 53–60, 138–140).