Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski
Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku – mówi Pan Bóg (Ez 34, 15).
1. Komentarz naukowy
Rozdział 34. Księgi Ezechiela przedstawia obraz Boga-Pasterza. Obraz ten zawiera jeden z ważniejszych i piękniejszych tematów w całym Piśmie Świętym. Pasterz, zarówno w Biblii, jak i w tekstach pozabiblijnych, jest synonimem władcy. W Starym Testamencie sam Bóg jawi się jako Pasterz Izraela (por. Ps 23, 1; Jr 23, 1-8). Lud jest własnością Boga na mocy zawartego przymierza. Niestety, jest on źle prowadzony przez złych pasterzy Izraela (por. Ez 34, 1-10). Dlatego też Bóg za pośrednictwem proroka kieruje przeciwko nim trzy wielkie oskarżenia: – barbarzyńsko wyzyskują naród, który jest pod ich pieczą (ww. 2–3); – nie strzegą swej trzody i nie wykazują aktywności pasterskiej dla słabszych członków wspólnoty (w. 4) – w konsekwencji owce są rozproszone (ww. 5–6). W tej sytuacji trzoda stała się żerem dzikich zwierząt (ww. 7–8). Prorok Ezechiel podkreśla w ten sposób szczyt protestu przeciwko przywódcom Izraela, którzy zostali zdegradowani. Ich miejsce zajmuje teraz nowy pasterz.
Wers 11 daje odpowiedź, kto jest nowym pasterzem: „oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę”. Zatem sam Bóg będzie pasterzem swego ludu. Będzie to jeden pasterz w miejsce wielu złych pasterzy. Owce będą miały dobrego Pasterza, bo będzie nim sam Bóg. Na uwagę zasługuje użyte tu dwa razy wyrażenie „Ja sam” (w. 11 i 15). Z tekstu wyraźnie widać, że Bóg jako dobry Pasterz pasie sam, a następnie jest szukającym, gorliwym, gromadzącym i sprawiedliwym. Wszystkie te cechy streszczają się w jednym słowie: baqar – „troszczyć się”. Słowo to podkreśla wyraźnie, że owce będą miały dobrego Pasterza, który nie zostawia owiec nawet w najtrudniejszych momentach. Tekst biblijny mówi o tym bardzo dobitnie, że chodzi tu o dzień pochmurny i ciemny (w. 12).
W przeciwieństwie do złych pasterzy Bóg jako dobry Pasterz troszczy się o owce, szczególnie o te, które są opuszczone. W wierszu 16. wymienione są cztery kategorie owiec opuszczonych: zagubione, zabłąkane, skaleczone i chore. Wszystkie te owce są wybrane przez Boga, szczególnie zaś te, które są słabe i potrzebują pomocy. Bóg w przeciwieństwie do złych pasterzy szuka owcy zagubionej, sprowadza zaginioną, opatruje okaleczoną i umacnia chorą (R. Rumianek, Bóg jako sędzia według Ez 34, Studia Bobolanum, 3(2010), s. 13–18).
2. Mistrzowie teologii i życia duchowego
„Powiadam zatem, że Najwyższy Byt jest określonego charakteru, który, wyrażając to ludzkim językiem, nazywamy etycznym. Odznacza się takimi przymiotami jak sprawiedliwość, prawda, mądrość, świętość, dobroć oraz miłosierdzie i są to wieczne cechy Jego natury, samo prawo Jego istnienia tożsame z Nim. Następnie zaś gdy Byt ten stał się Stwórcą, zaszczepił swoje prawo, którym jest On sam, intelektowi wszystkich swoich stworzeń rozumnych. Boże prawo jest zatem regułą prawdy etycznej, standardem tego, co dobre, i tego, co złe, suwerennym, nieodwołalnym, absolutnym autorytetem wśród ludzi i aniołów” (J. H. Newman, Sumienie chrześcijańskie. List do księcia Norfolk, Kraków 2019, s. 63–64).
3. Z życia wzięte
„Nad samym brzegiem morza wiodła droga urwista i śliska. Burza właśnie ucichła i noc rozlewała się jak zawartość pełnego bukłaka. Z uporem wspinałem się w górę, ku Bogu, aby Go spytać o zasadę wszechrzeczy i aby mi wyjaśnił, jaki jest cel narzuconego mi obowiązku.
Ale na szczycie góry ujrzałem tylko ciężki blok czarnego granitu i to był Bóg. To właśnie On, mówiłem do siebie, niezmienny i nietknięty żadną zmazą, albowiem łudziłem się jeszcze, że będzie odwrócona ode mnie samotność.
– Panie – mówiłem – naucz mnie. Oto moi przyjaciele, towarzysze i poddani są dla mnie jak obdarzone głosem marionetki i niczym więcej. Trzymam w ręku sznurki i poruszam nimi, jak zechcę. I nie to mi jest przykre, że mnie słuchają, albowiem dobrze, że moja mądrość na nich spływa. Ale że stali się dla mnie jak odbicie lustrzane i czuję się tak samotny, jakbym był trędowaty. Śmieją się, kiedy ja się śmieję. Pochmurnieją, kiedy milczę. I słowa, które znam dobrze, bo są moimi słowami, wypełniają ich tak, jak wiatr wypełnia korony drzew. I nie wypełnia ich nic innego. Niemożliwa jest jakakolwiek wymiana z nimi, są bowiem nadmiernie zasłuchani i słyszę tylko własny głos wracający z ich strony jak zimne echo, odbite od murów świątyni. Dlaczego miłość przepełnia mnie lękiem: czego mogę oczekiwać od miłości, która jest tylko zwielokrotnieniem mnie samego?
Ale ociekający deszczem, lśniący granitowy blok trwał nieprzenikniony.
– Panie – powiedziałem (a nieopodal siedział na gałęzi czarny kruk) – rozumiem, że milczenie jest cechą Twojego majestatu. Ale ja potrzebuję jakiegoś znaku. Rozkaż, aby w chwili, gdy skończę się modlić, ten kruk odleciał. Będzie to jak zwrócone ku mnie spojrzenie czyichś oczu i poczuję, że nie jestem sam na świecie. Połączy mnie z Tobą choćby mglista ufność. Nie żądam nic więcej, tylko znaku, że jest tu coś, co trzeba zrozumieć. I przyglądałem się krukowi. Ale ptak siedział bez ruchu. Wtedy pochyliłem się ku skalnej ścianie.
– Panie – powiedziałem – niewątpliwie masz rację. Stosować się do moich próśb byłoby sprzeczne z Twoim majestatem. Gdyby kruk odleciał, mój smutek byłby jeszcze większy. Gdyż taki znak mogę otrzymać tylko od kogoś równego sobie, a zatem tak jakby od siebie samego, byłoby to więc znowu odbicie mojego pragnienia. I znowu spotkałbym tylko własną samotność.
I pokłoniwszy się do ziemi, wróciłem tą samą drogą.
I wtedy moja rozpacz zaczęła ustępować miejsca nieoczekiwanej i szczególnej pogodzie ducha. Grzęzłem w błotnistej drodze, zdzierałem sobie skórę o ciernie, walczyłem z ostrymi jak bicz uderzeniami wiatru, a przecież ogarniała mnie spokojna światłość. Albowiem nie poznałem niczego, ale wszelkie poznanie byłoby dla mnie wstrętne. I nie dotknąłem Boga – ale bóg, który się daje dotknąć, nie jest bogiem. I nie jest bogiem, jeśli wysłuchuje modlitw. I po raz pierwszy pojąłem, że wielkość modlitwy leży przede wszystkim w tym, że nie ma na nią odpowiedzi, i że ta wymiana nie ma w sobie odrażającego piętna wymiany handlowej. I że nauka modlitwy jest nauką ciszy. I że miłość zaczyna się dopiero tam, gdzie nie ma oczekiwania na dar. Miłość jest więc przede wszystkim ćwiczeniem się w modlitwie, a modlitwa – ćwiczeniem się w ciszy” (A. de Saint-Exupery, Twierdza, Warszawa 1985, s. 175–177).
Poprzednia strona: UROCZYSTOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA
Następna strona: Postawa służby, ks. Janusz Mastalski