Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Czemu, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serca nasze stają się nieczułe na bojaźń przed Tobą? (Iz 63, 17).

1. Komentarz naukowy

Trudno jest mówić o modlitwie Chrystusa i modlitwie każdego chrześcijanina w oderwaniu od modlitw Starego Testamentu. W Starym Testamencie modlitwa dotyczy różnych sytuacji życiowych: pokutna modlitwa Ezdrasza (Ezd 9, 6-15), modlitwa Nehemiasza (Ne 9, 5-37), modlitwa przy konsekracji świątyni (1 Krl 8, 23-53) itp. Modlitwy te mają wyjątkowy charakter, bo autorem ich jest zarówno Bóg, jak i człowiek. Szczególnie dotyczy to modlitwy u Proroków. Tekst Iz 63, 15-17 zdaje się mieć idee zbliżone do Modlitwy Pańskiej, zwłaszcza w wersji Mateuszowej (Mt 6, 9-13).

Mówi się, że modlitwa ustna to wyrażone słowami wzniesienie duszy do Boga. Przyjmując to bardzo ogólne określenie, trzeba powiedzieć, że perykopa Iz 63, 7−64, 11 jest w pełnym tego słowa znaczeniu takim właśnie podniesieniem wierzącej duszy, wyrażonym pięknym ludzkim językiem. Trzeba przyznać, że to pełne najgłębszego uczucia i uznania przypominanie darów łaskawości Jahwe przenika całą jego modlitwę. Tym, co szczególnie wyróżnia ją spośród wszystkich innych starotestamentalnych modlitw, to fakt, że prorok określa Jahwe słowami: „Ojcze nasz” (‘ābînû). Czyni to na jej początku (w. 63, 16) i na końcu (w. 64, 7). Prorok zwraca się do Boga, prosząc Go, aby „spojrzał” na swój lud (w. 15a).

Dwukrotne powtórzenie: „Ty Ojcem naszym” (w. 16) wydaje się wskazywać, że w idei ojcostwa Boga Jahwe naród izraelski widział jedyną nadzieję przetrwania i pomoc w różnych niebezpieczeństwach życiowych. Ten przymiot ojcostwa zachęcał do błagania o miłosierdzie Boże. Jahwe był jedyną pomocą Izraela. Naród był przekonany, że On jest gotów zawsze udzielić pomocy. Prorok zestawia dobroć Boga Ojca ludu Bożego z Abrahamem i Jakubem – pierwszymi przedstawicielami narodu wybranego, którzy kiedyś interweniowali w sprawy narodu, a teraz nie chcą się przyznać do swoich potomków ze względu na ich niegodny sposób postępowania. Bóg zaś jest inny, jest Odkupicielem, prawdziwie kochającym Ojcem.

Myśli zawarte w Iz 63, 15-17 są powtórzone – z małymi wyjątkami – w tekście Modlitwy Pańskiej w wersji św. Mateusza. Modlitwę proroka można zatem nazwać starotestamentalnym „Ojcze nasz”. Modlitwa Chrystusa, poza pewnymi elementami, nie jest czymś zupełnie nowym, jest kontynuacją, „udoskonaleniem” i wypełnieniem modlitwy Starego Przymierza. W tym kontekście jasną staje się wypowiedź Jezusa: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo czy Proroków” (J. Grajewski, „Ojcze Nasz” Starego i Nowego Testamentu, Studia Teologiczne Bł., 3(1985), s. 33–40; B. Terlecka, „Ojcze nasz” Starego Testamentu. Analiza egzegetyczno-teologiczna tekstu Iz 63, 7-64, 11, Ruch Biblijny i Liturgiczny, 35(1982), nr 6, s. 423–431; J. Homerski, Starotestamentalne „Ojcze nasz”. (Analiza egzegetycznoteologiczna Iz 63, 7-64, 11), Roczniki Teologiczne, 43(1996), z. 1, s. 55–68).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Gdy mamy przyjaciela, to zwierzamy mu się ze wszystkiego. To zaufanie jest jak piasek: opada na dno, gdy wody są spokojne, lecz przy pierwszej burzy pojawia się ponownie i mąci wodę. Pokładanie całkowitej ufności w istocie ludzkiej jest błędem” (D. Ruotolo, Myśli na każdy dzień, Kraków 2019, s. 117).

3. Z życia wzięte

„Kilka lat temu zgłosili się do mnie małżonkowie po przejściach. Ich pierwsza wizyta była wręcz bardzo radosna. On wyjaśnił, że kilkanaście lat temu zaczął prowadzić podwójne życie. Spotykał się z kochanką, mieszkając z żoną i córką. Kochanka zaszła w ciążę. Gdy sprawa się wydała, żona trafiła z zawałem do szpitala, a córka, już wtedy osiemnastoletnia, początkowo nie chciała nawet rozmawiać z ojcem. On jednak opamiętał się i okazał stanowczą i szczerą wolę przerwania grzesznego związku. Poprosił żonę i córkę o jeszcze jedną szansę i dostał ją. Odszedł od kochanki, a gdy ta dzwoniła i próbowała wymuszać kontakt, telefon pozwalał odbierać żonie lub córce. Dał im też pełen wgląd do swojej korespondencji, e-maili, SMS-ów, bilingów. Wkrótce tamta kobieta zrozumiała, że nie ma już żadnych szans na dalszy romans i nie próbowała już szukać kontaktu z eks-kochankiem. W kilka miesięcy po rozstaniu kochanka urodziła syna. Ojciec dziecka zaczął płacić uczciwe alimenty i konsekwentnie nie miał już żadnego kontaktu z eks-kochanką. Od tamtej pory zaczął okazywać miłość żonie i córce tak ofiarnie i czule, jak nigdy wcześniej. Oto miałem przed sobą jedno z najbardziej szczęśliwych małżeństw, jakie kiedykolwiek poznałem. Obydwoje ci małżonkowie przyjechali do mnie po to, by podzielić się radością ze swojego odzyskanego małżeństwa i szczęścia. Pragnęli też złożyć świadectwo, by dać nadzieję innym małżonkom w kryzysie.

Sprawa zaczęła się komplikować rok później. Ów mężczyzna poprosił mnie znowu o rozmowę. Tym razem przyjechał sam. Był nerwowy i niespokojny. Powiedział: Mam poważny problem. Ksiądz zna całą historię mojego życia. Za kilka miesięcy mój nieślubny syn, który urodził mi się kilka miesięcy po tym, jak odszedłem od kochanki, niedługo przystąpi do pierwszej Komunii świętej. Ja nigdy nie widziałem tego dziecka, ani ono mnie. Jednak teraz moje sumienie, mój instynkt ojcowski każe mi poszukać kontaktu z synem, którego dotąd nie widziałem. Mam taki pomysł, żeby pojechać na tę I Komunię, podejść do syna i powiedzieć mu, że jestem jego tatą, że przepraszam go za moją nieobecność przez te lata jego życia i że go kocham. Mam też pomysł, żeby poprosić jego matkę, telefonicznie, bez kontaktu osobistego z nią, o możliwość brania chłopca na spacery w soboty. Co Ksiądz o tym myśli?

Odpowiedziałem bez chwili wahania i bez żadnej wątpliwości: Błagam, niech Pan tego nie robi! Niech się Pan nie pojawia na I Komunii synka i niech Pan się z nim nie spotyka. Niech się Pan modli za niego, w tym samym czasie będzie na Eucharystii, ale w innym kościele. Może Pan zamawiać Msze święte za Pana synka i jego matkę. Jednak proszę nie szukać bezpośrednich kontaktów z nim i z dawną kochanką. Jeśli Pan mnie nie posłucha, to nic dobrego Pan nie osiągnie, a dojdzie do wielu dramatów. Po pierwsze, dla Pana żony będzie to bolesne odnowienie ran sprzed lat. Wtedy wylądowała w szpitalu w stanach przedzawałowych. Teraz ból może być jeszcze większy. Nie wolno Panu godzić w miłość małżeńską nawet wtedy, gdyby chodziło o ślubne dziecko. Po drugie, Pana ślubna córka po raz drugi poczuje się zraniona. W niej też odnowią się rany z przeszłości. Po trzecie, będzie Pan tego synka rozpieszczał, chcąc mu wynagrodzić lata nieobecności. Będzie Pan w jego życiu tylko na sobotnich spacerach. Cały ciężar wychowania i tak będzie spoczywał na jego matce. Pan nie będzie z nim odrabiał lekcji ani reagował na jego złe zachowanie. Pan będzie się tylko z nim bawił i dawał mu coraz droższe prezenty. Po czwarte, tamta kobieta zrobi wszystko, żeby Pana „odzyskać”, czyli wciągnąć znowu w cudzołóstwo. Pan sam da tej kobiecie okazję do tego.

Ów mężczyzna wysłuchał wszystkich tych moich argumentów. Stwierdził, że mam dużo racji, że on to wszystko przemyśli, ale chyba jednak zaryzykuje i podejmie kontakt z nieślubnym dzieckiem. Tak też uczynił. Po kilku miesiącach znowu poprosił mnie o rozmowę. Przyjechał. Był wrakiem człowieka. Wyglądał na kogoś, kto w kilka miesięcy postarzał się o wiele lat. Przyznał ze łzami w oczach, że wydarzyły się te wszystkie dramatyczne sytuacje, przed którymi go ostrzegałem. Już po pierwszym spotkaniu z synkiem żona wylądowała w szpitalu. Gdy on był bowiem na spacerze z nieślubnym dzieckiem, dawna kochanka wysłała do jego żony SMS-a o treści: Wygrałam! Twój mąż do mnie wrócił. Ślubna córka oznajmiła ojcu, że tym razem już nigdy mu nie przebaczy. Z kolei dla nieślubnego synka kontakty z tatą stały się miejscem rozpieszczania. Z każdym kolejnym spotkaniem chłopczyk stawał się coraz bardziej niegrzeczny, arogancki, agresywny.

Prawdziwa miłość do dzieci przejawia się właśnie w tym, że dorośli wykluczają cudzołóstwo i przekazywanie życia dzieciom nieślubnym, bo wiedzą, że w każdej wersji los takiego dziecka będzie bolesny” (M. Dziewiecki, Sychar. Pokonowyanie trudności w małżeństwie i rodzinie, Kraków 2020, s. 106–109).