Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Wzbudzę im proroka spośród ich braci, takiego jak ty i włożę w jego usta moje słowa, będzie im mówił wszystko, co mu nakażę (Pwt 18, 18).

1. Komentarz naukowy

Wśród licznych przestróg, skierowanych przez Mojżesza przed swoją śmiercią do Izraelitów, mieści się także przestroga przed nieposłuszeństwem dla proroka, którego Jahwe wyśle do nich w przyszłości. Kim jest prorok obiecany w Pwt 18, 15n.?

Nie ulega wątpliwości, że wyraz hebrajski nabi, (tj. prorok), aczkolwiek jest użyty w liczbie pojedynczej, oznacza tutaj serię proroków. Ma ów wyraz tutaj znaczenie rzeczownika zbiorowego, jak na to wskazuje kontekst zarówno poprzedzający jak i następujący. Otóż w kontekście poprzedzającym zapowiedź proroka zakazuje Mojżesz Izraelitom po wejściu do Kanaanu udawać się w trudnych sprawach po radę do pogańskich wróżbitów, gdyż Izraelici będą mieli pouczenia od samego Boga przez proroka. Ponieważ Izraelici wciąż będą potrzebowali różnych pouczeń, dlatego trudno byłoby ograniczać zapowiedź Bożą do wysłania do nich jakiegoś jednego proroka. Dlatego wyrażenie nabi trzeba tłumacząc kolektywnie, o wszystkich prorokach fałszywych: jeśliby jakiś prorok odważyłby się mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów, to prorok ten musi ponieść za karę śmierć. Wiemy z historii profetyzmu izraelskiego, że rola ich powoli krystalizowała się w narodzie wybranym. Księgi Samuela i Księgi Królewskie wspominają o pewnego rodzaju konfraterniach proroków, którzy, aczkolwiek byli gorliwymi czcicielami Jahwe, to jednak naśladowali nieraz wróżbitów pozaizraelskich w sposobie pełnienia swej roli. Niektórzy posuwali się do tego, że szli na służbę takich królów, jak Achab i udawali proroków, głosząc to, co podobało się tym królom. Prawdziwi prorocy są innego rodzaju. Byli to ludzie mający specjalne Boże powołanie, któremu nie mogli się oprzeć. Nie mogli oni zatrzymać w sobie słyszanego od Boga słowa Bożego, ale je musieli wypowiedzieć. Tym różnili się od wróżbitów, że nie tylko wypowiedzi ich dotyczyły jakichś przyszłych wypadków, ale zawierały one pouczenia, tłumaczące różne zdarzenia, czy dotyczące woli Bożej, zamiarów, czy sądów Bożych. Do tych proroków kontynuujących działalność Mojżesza należą tacy mężowie, jak Samuel, Natan, Eliasz i Elizeusz oraz autorzy osobnych ksiąg.

A zatem w Pwt 18, 15 nn. chodzi o całą serię proroków, którzy byli wysłańcami Boga do Izraela i kontynuatorami jego nauki i działalności. Do serii proroków zapowiedzianych w Pwt 18, 15 n. należał także Jan Chrzciciel.

Z wypowiedzi różnych osób wspomnianych w ewangeliach NT wynika, że Jezusa z Nazaretu wielu uważało tylko za jednego z serii proroków, zapowiedzianego w Pwt 18, 15 n. Tak prawdopodobnie myśleli ci, którzy byli świadkami wskrzeszenia młodzieńca z Naim, jak o tym zdają się świadczyć ich słowa: Wielki prorok powstał wśród nas. Są w NT i takie wypowiedzi, z których wynika, że Jezusa z Nazaretu uważano za proroka eschatologicznego tj. takiego, który wzorem Mojżesza będzie pośrednikiem Nowego Przymierza. Zresztą podczas całego życia zachowywał się Jezus jako prawdziwy prorok i to prorok ostatnich czasów. Mówił przecież jak mówili inni prorocy. Uczył ludzi znajomości woli swego Ojca, zapowiadał jak i oni Jego sądy oraz zapowiadał przyszłe losy królestwa Bożego na świecie. Na podobieństwo proroków i Jezus z Nazaretu miewał wizje. Ukazywał zaś Jezus w tej swojej działalności proroczej cechy proroka ostatnich czasów. Na to wskazuje powaga, z jaką nauczał oraz charakter uniwersalny Jego nauki, potrzebnej ludziom wszelkich czasów i wszelkich kultur, co ją wyróżniało od nauki proroków ST, którzy często zajmowali się sprawami swego narodu z określonego okresu. Inną cechą Jezusa jako proroka eschatologicznego, która Go wyróżnia od innych proroków, jest to, że działalność Jego nie skończyła się ze śmiercią i wniebowstąpieniem, ale trwa dotąd i trwać będzie wiecznie. Jego rola nie ograniczała się jak innych proroków, lecz zmierzała do uznania Go za proroka wiecznie uznawanego przez wszystkich. Tego mógł dokonać jedynie prorok, który zakończył serię proroków i był ich wszystkich koroną. Toteż, gdy inni prorocy w głoszeniu nauki Bożej posługiwali się formułą: Tak mówi Jahwe, to Chrystus używa słów odmiennych: Zaprawdę, zaprawdę mówię wam, objawiając przez nie swą najwyższą godność proroczą, godność Boga-Człowieka (S. Łach, Kim jest obiecany prorok w Pwt 18, 15nn? Ruch Biblijny i Liturgiczny, R. 24(1971), nr 4–5, s. 188–192).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Tak jak Bóg przychodzi do człowieka tylko przez człowieka, tak też ludzie spotykają się tylko poprzez Boga. Relacja do Boga nie jest prywatną sprawą poszczególnych ludzi, w którą nikt inny nie może i nie powinien się mieszać, lecz jest całkowicie zewnętrzna i publiczna. Bóg tak stworzył człowieka, że relacje ludzi do Niego nie przebiegają całkowicie niezależnie od siebie; człowiek nie dociera do Boga osobno, lecz jedynie we wspólnocie z innymi. Poszukiwanie Boga jednoczy ludzi: twierdzenie, że religia oddziela ludzi od siebie, może dotyczyć jedynie jej zdegenerowanych form, ale z pewnością nie opisuje głównego kierunku dziejów religii, a zwłaszcza tej ich części, która jest związana z imieniem Abrahama” (Joseph Ratzinger, Przyszłość wiary. Refleksje teologiczne, Kraków 2019, s. 50–51).

3. Z życia wzięte

„Istotnymi punktami na mojej drodze do wiary były ważne spotkania, dzięki którym stopniowo poznawałem pełen tajemnic świat chrześcijaństwa. Właściwy powód mojego powrotu do Kościoła stanowili jednak moi synowie. Dorastali jako poganie i pewnego poranka poczułem przerażenie z tego powodu. Nie będą mieli pojęcia o tym, co wydarzyło się na Górze Synaj – zawołałem z rozpaczą do mojej żony – a zapytani o Osiem Błogosławieństw, pokręcą tylko ze znudzeniem głowami. Nie będą znali naszej kultury nawet na poziomie najbardziej elementarnym. O czym ja będę z nimi rozmawiał i jakie brednie wypełnią ich duchową pustkę, która bez wątpienia rośnie z dnia na dzień? Nasi synowie powinni mieć przynajmniej tę możliwość, że kiedyś będą potrafili samodzielnie zdecydować, czy wystąpić z Kościoła, czy też w nim pozostać. To paradoks, ale żeby móc coś oceniać, trzeba to przecież najpierw poznać – ja zaś odczuwałem potrzebę obdarowania ich czymś, pozostawienia im niejako zapasu, z którego będą mogli później czerpać.

Wielu rodziców pozostawia swe dzieci w progu Kościoła, traktując go jako przedsiębiorstwo usługowe. Sakramenty nie są dla nich czymś, na co trzeba zapracować, lecz towarem, który można kupić od ręki, niczym naszyjnik lub list odpustowy. Ja postanowiłem towarzyszyć moim dzieciom. Wyjaśniałem im, że muszą nie tylko ćwiczyć mięśnie i wiedzę zdobytą w szkole, lecz pamiętać również o formacji duchowej. Pamiętajcie o czwartym przykazaniu – mówiłem synom, mimo że wzruszali na te słowa ramionami, jak niegdyś robiłem to ja, słuchając moich rodziców.

Jakiś czas temu wybrałem się z Jakobem, moim synem, na wycieczkę do klasztoru Einsiedeln w Szwajcarii. Od świętych miejsc bije często przedziwny blask, odnosi się wrażenie, jakby niebo dotykało tu ziemi. Jak twierdzą Ojcowie Kościoła, całe stworzenie – słońce, księżyc i gwiazdy, powietrze, strumienie, wszystko, co żyje – zostało przez Boga umieszczone w Jego pełnym harmonii i radości domu. Poczułem do tych mnichów sympatię. Spodobała mi prostota ich życia – prosta strawa, proste potrzeby, proste czynności. Czasami zastanawiam się, skąd czerpią siły do tego, by uczestniczyć w budowaniu wyjątkowej cywilizacji tego kontynentu. Mówili: zwracaj uwagę na małe rzeczy. Mój Boże, aż brak mi odwagi, by takie słowa zapisać. Brzmią w naszych uszach dziwnie przestarzale. Podobał mi się ich ceremoniał, dzięki któremu mogli bardzo świadomie przeżywać swe życie, każdy dzień; ich wysiłki, by nawzajem sobie pomagać, poważnie się nawzajem traktować, uczyć się wzajemnego zrozumienia, wyrabiać w sobie wytrwałość, a także akceptować siebie, zrozumieć, kim się jest i jakim się jest, aby czerpać z tego pożytek i radość. A przede wszystkim pokochałem ich duchowość, umożliwiającą poznanie przekazywanych od tysięcy lat z pokolenia na pokolenie tajemnic wiary oraz wolność od lęku i trosk, by – jak ślepiec prowadzony przez zaufanego przewodnika – móc całkowicie powierzyć się Jego przewodnictwu.

Pierwszego wieczora w klasztorze Jakob zapytał mnie, dlaczego tak naprawdę Jezus stał się człowiekiem. Cóż miałem odpowiedzieć? Nie jestem teologiem. Składając z trudem myśli, opowiedziałem po prostu, że wraz z Chrystusem przyszły na świat przebaczenie i miłość. Miłosierdzie. Szacunek dla tego, co małe i czego się nie dostrzega” (P. Seewald, Kiedy znów zacząłem myśleć o Bogu, Poznań 2009, s. 177–180).