Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy (Dz 3, 14).

1. Komentarz naukowy

Liturgia ogłasza Boga trzykrotnie Świętym; ona też nazywa Chrystusa „jedynym Świętym” i składa cześć świętym. Mówimy o świętych Ewangeliach, o świętym tygodniu i wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Świętość jest więc rzeczywistością złożoną, dotykającą samej tajemnicy Boga, lecz także kultu i moralności. Świętość obejmuje pojęcia sakralności i czystości, ale i przewyższa je równocześnie. Zdaje się być zarezerwowana dla Boga niedostępnego, lecz ustawicznie jest przypisywana stworzeniom.

Semicki termin qodeš, „rzecz święta”, „świętość”, wywodząc się najprawdopodobniej od rdzenia, który znaczy „ciąć”, „oddzielać”, sugeruje myśl o oddzieleniu od tego, co nosi miano profanum. Rzeczy święte – to te, których się nie dotyka lub do których nie wolno się zbliżać inaczej, jak tylko przy zachowaniu warunków czystości rytualnej. Odznaczające się specjalnym dynamizmem, tajemniczością i majestatem świadczącym o nadprzyrodzoności, rzeczy święte wywołują uczucia mieszane przerażenia i fascynacji, co pozwala człowiekowi uświadomić sobie jego małość. Współczesne doświadczanie świętości Bożej, a w konsekwencji także jej rozumienie, zostało ograniczone przez tendencję do redukowania ludzkiej egzystencji i doświadczenia do poziomu racjonalnego poznania. Zrozumienie koncepcji świętości pojawiającej się na kartach Pisma Świętego wymaga otwartości na pierwotną dosłowność ludzkiego doświadczania Bożego charakteru.

Biblijne opisy świętości mają charakter dynamiczny i emocjonalny. Pojęcie świętości jest tam o wiele bogatsze. Nie ograniczając się do samego ukazywania reakcji człowieka na pojawienie się tego, co Boskie lub do określania świętości drogą negowania profanum, Biblia zawiera objawienie samego Boga. Określa ona świętość u samych jej źródeł, w Bogu, od którego pochodzi wszelka świętość. Lecz wskutek tego właśnie Biblia stawia nas wobec problemu natury świętości, a to jest ostatecznie problem tajemnicy samego Boga, problem udzielania się Boga ludziom. Przede wszystkim jako coś zewnętrznego w stosunku do osób, miejsc lub przedmiotów, które właśnie czyni „świętymi”, ta świętość pochodna staje się rzeczywistą i przybiera charakter wewnętrzny, dzięki łasce samego Ducha Świętego. Miłość, którą jest sam Bóg (1 J 4, 18), będzie przekazywana ludziom, tryumfując nad grzechem, dotychczas uniemożliwiającym promieniowanie świętości.

Świętość Boga, doświadczana jako czysta moc, manifestowała się podczas teofanii. Boża obecność była objawiona w ogniu, trzęsieniu ziemi, gromach i błyskawicach, w dźwięku trąby, dymie, gęstym obłoku i głębokiej ciemności (Wj 3 i 19-20). Manifestacje Bożej świętości stwarzały zagrożenie dla ludzi znajdujących się w pobliżu, należało więc podejmować środki ostrożności, by zażegnać niebezpieczeństwo. Świętość Boga umożliwia Mu podejmowanie nieoczekiwanych działań. Doświadczanie Bożej świętości domaga się reakcji ze strony człowieka. Ludzka reakcja na świętość Boga powinna manifestować się czystością, którą ST rozumiał na trzy sposoby: (1) w literaturze kapłańskiej jako czystość rytualną; (2) w utworach prorockich jako czystość w ramach sprawiedliwości społecznej; (3) w przekazach mądrościowych jako czystość w kontekście osobistej etyki.

Przygotowania poprzedzające stanięcie przed Bożym obliczem występują w tekstach zwanych „liturgią wejścia”. Warunkiem wkroczenia do przedsionków świątyni jest posiadanie „rąk nieskalanych i serca czystego”. Związek pomiędzy rytualną i moralną czystością jest jednoznaczny. W Izraelu wielkim szacunkiem otaczano kapłanów i proroków z powodu ich szczególngo związku z Bogiem. Kontakt z Bogiem leżał u podstaw wyjątkowej pozycji, którą ludzie ci zajmowali w społeczności, łączył się jednak również ze specyficznym niebezpieczeństwem. I tak stosunek ludności do proroków był zwykle ambiwalentny, po części z powodu niecodziennych zachowań niektórych z nich. Święta mogła być również cała wspólnota. Izrael został powołany do tego, by być świętym ludem. Z jednej strony oznaczało to, że mieli być inni, oddzieleni od pozostałych narodów z powodu swej wyjątkowej więzi z Jahwe. Z drugiej, chodziło o wymiar etyczny: Izrael miał być inny pod względem moralnym. Jako święty lud miał odzwierciedlać moralną świętość Jahwe, swojego Boga. Pierwsi członkowie Kościoła są określani: święci. Mieli być święci z charakteru, zaś ich postępowanie miało świadczyć o kierownictwie Ducha Świętego. Z tego też względu pouczenia Pawła kładą nacisk na dwie sprawy: chrześcijanie mają być święci, bo należą do świętego ludu; świętość polega na porzuceniu niemoralnego postępowania i na praktykowaniu darów Ducha Świętego (J. de Vaulx, Święty [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Leon-Dufour, Poznań-Warszawa 1973, s. 972–977; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 995–997).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Kiedy się studiuje psychologię człowieka, próbuje się analizować jego postawę. Ten psychiczny obraz traktuje się jako pewnego rodzaju odrębny przedmiot, poddaje się go konkretnym prawom i ich wzajemnym powiązaniom, czerpanym z wiedzy o ogólnie znanych psychicznych zachowaniach. U świętych nie można tego przedmiotu w ten sposób wypreparować. Miejsce jego duszy jest zawsze w Bogu i nie można jej od Niego oddzielić. A skoro nie jest możliwe takie oddzielenie, nie jest też możliwe tworzenie psychologii świętego we właściwym jej znaczeniu. Każdy święty jest bowiem świętym za sprawą Boga” (A. von Speyr, O co modlą się święci?, cz. 2, Warszawa 2020, s. 25–26).

3. Z życia wzięte

„Urodziła się w rodzinie alkoholowej jako najmłodsze dziecko. Odkąd sięga wspomnieniami, nie pamięta dnia, w którym przynajmniej jedno z rodziców nie byłoby pijane. Awantury i przemoc to była codzienna rzeczywistość w domu Kingi. Dwaj jej starsi bracia w wieku dwunastu – trzynastu lat dołączyli do rodziców i także się upijali. Czasami nawet razem z nimi. Kinga była bita, poniżana, wyszydzana, zmuszana do milczenia, żeby nikt w szkole, w parafii czy w jej grupie rówieśniczej nie dowiedział się prawdy o tym, co działo się w jej domu rodzinnym i jak bardzo była tam poniżana. Uczyła się coraz gorzej i miała coraz niższe oceny.

Kinga ładnie śpiewała, więc jedna z koleżanek zapisała ją do parafialnej scholi dla dziewcząt. Tam weszła w towarzystwo normalnych nastolatek, kochanych przez rodziców i szczęśliwych. Szybko się z nimi zżyła. Zaczęła chodzić na niedzielną Eucharystię i korzystać z sakramentu spowiedzi. Koleżanki pomagały jej w odrabianiu lekcji. Czasem u nich nocowała. Rodzice nawet nie zauważali, że Kinga coraz częściej nie wraca do domu na noc. Dzięki wejściu do katolickiej grupy formacyjnej i życiu sakramentalnemu Kinga stawała się coraz bardziej radosna i coraz dojrzalsza. Zdołała zdać maturę z niezłą średnią. Postanowiła studiować teologię, by jeszcze bardziej umocnić swoją wiarę i więź z Bogiem.

Gdy niespełna dwudziestoletniej Kindze wydawało się już, że będzie żyć normalnie i szczęśliwie, czyli zupełnie inaczej niż jej rodzice i starsi bracia, gdy zaczęła studiować teologię i zyskała perspektywę na dobre dorosłe życie, zakochała się w pewnym młodym mężczyźnie. Na początku odnosił się do niej z delikatnością, serdecznie i czule. Zauroczył Kingę niemal od ich pierwszego spotkania. Niedługo potem zaczął się dla niej najbardziej dramatyczny okres w jej życiu. Okazało się, że mężczyzna, w którym się zakochała, to człowiek uzależniony od alkoholu, narkotyków i seksu. Dla Kingi był to straszliwy cios. Rozum podpowiadał jej, by natychmiast zerwać kontakt z tym człowiekiem, który pilnie potrzebował terapii. Wiedziała, że nie jest terapeutką, nie zna się na resocjalizacji, poza tym łączy ją z nim silna więź emocjonalna, zbyt silna, by Kinga miała odwagę powiedzieć mu bolesną prawdę o nim, stanowczo go upominać, postawić jasne granice, by nie mógł jej krzywdzić.

Kinga nie posłuchała swego rozumu, lecz pokierowała się emocjami. Dziewczyna nie tylko nie zerwała ze swoim „partnerem”, lecz zgodziła się na współżycie. Myślała – jak tysiące innych kobiet – że w ten sposób da mu „dowód” miłości, że go wzruszy, zmobilizuje do pracy nad własnym charakterem, do skorzystania z terapii i z mitingów AA.

W rzeczywistości było już tylko gorzej. Mężczyzna poczuł się pewny siebie i zaczął dyktować warunki. Traktował Kingę jak swoją własność. Brutalnie wykorzystywał ją seksualnie i emocjonalnie. Wyzywał, popychał, terroryzował. Coraz częściej bił. Kinga cierpiała straszliwie, ale nie miała odwagi z nikim o swoim tragicznym uwikłaniu rozmawiać. Przerwała studia. Odcięła się od szlachetnych koleżanek. Została sam na sam ze swoim ciemiężycielem. Zaczęła sięgać po alkohol. Szybko doszły do tego również narkotyki.

Po kilku miesiącach odkryła, że jest w ciąży. Tego dnia zaczęła przeżywać prawdziwe piekło na ziemi. Wpadła w rozpacz. Nie miała własnego mieszkania ani żadnych źródeł dochodu, bo odchodząc ze studiów straciła prawa do stypendium. W domu rodzinnym czekały ją tylko libacje alkoholowe i bijatyki. Kinga poczuła, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Wpadła w popłoch i rozpacz. W jej głowie kłębiły się najczarniejsze myśli, a jej serce udręczone było lękami, wyrzutami sumienia, poczuciem bezsilności. Każdego dnia miała myśli samobójcze. Brała pod uwagę możliwość zabicia dziecka w swoim łonie, innym razem myślała o tym, żeby urodzić, ale tuż po porodzie pozostawić je w „oknie życia” lub oddać do adopcji. Tylko jak dotrwać do porodu? Gdzie mieszkać? Skąd zdobyć pieniądze?

Gdy już podjęła decyzję o samobójstwie, weszła do pustego kościoła na pożegnalną rozmowę z Bogiem. Nie była w stanie odmawiać znanych sobie modlitw. Nie była w stanie nic Bogu powiedzieć. Siedziała w ławce bez ruchu i wpatrywała się w tabernakulum. W pewnym momencie przypomniała sobie, że ma krewną, która jest szlachetną osobą. Była to siostra babci Kingi ze strony mamy, kobieta w podeszłym już wieku. Jej mąż umarł sporo lat temu, a jej dorosłe już dzieci rozjechały się po świecie. Kinga miała kontakt z „ciocią” tylko kilka razy w życiu, gdyż rodzice dziewczyny trzymali swoją córkę daleko od wszystkich krewnych, którzy nie akceptowali ich stylu życia. Kinga postanowiła pojechać do niemal nieznanej sobie ciotki. Opowiedziała jej o sobie wszystko.

Krewna była początkowo zaskoczona i niepewna, jak zareagować. Powiedziała Kindze szczerze, że jej nie ufa. Bała się, że jeśli pozwoli jej zamieszkać u siebie, to Kinga zacznie się u niej upijać, przynosić narkotyki, sprowadzać do mieszkania dziwnych ludzi. Poprosiła o czas na zastanowienie. Gdy Kinga zadzwoniła następnego dnia, usłyszała od krewnej, że może przyjechać i na razie u niej zamieszkać, ale tylko tytułem próby – na tydzień. Po tygodniu ciocia miała zdecydować, czy zgodzi się na dalszy pobyt Kingi w swoim mieszkaniu.

Kinga skorzystała z tej szansy. Od tego dnia nie tknęła alkoholu ani narkotyków. Codziennie chodziła ze starszą kobietą na Eucharystię. Pomagała jej w domu, w zakupach, w sprzątaniu, praniu i prasowaniu, we wszystkim. Odbywała z nią długie rozmowy o życiu, małżeństwie, rodzinie, wychowaniu dzieci. Dziewczyna postanowiła tak pracować nad swoim charakterem, żeby jej dziecko od dnia porodu miało mamę, która daje mu całkowite poczucie bezpieczeństwa i która umie swoje dziecko kochać w każdej fazie życia i w każdej sytuacji.

Kinga zwierzyła mi się, że jej nieplanowane dziecko, które w dniach rozpaczy i skrajnego osamotnienia była gotowa zabić, uratowało jej życie. Jej miłość do poczętego dziecka sprawiła, iż stało się ono dla niej aż tak ważne, że dla ratowania tego dziecka postanowiła ratować samą siebie, żeby miało ono dojrzałą i szczęśliwą mamę (M. Dziewiecki, Nie ma sytuacji bez wyjścia. Jak wychodzić z kryzysu?, Nowy Sącz 2020, s. 97–102).