Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego (Pwt 4, 39).

1. Komentarz naukowy

W Starym Testamencie idea wybrania jest ściśle powiązana z przymierzem na Synaju: Bóg wybrał sobie lud spośród różnych nacji i wszedł z nim w szczególną relację (Pwt 14, 2). Ów lud tworzyli Izraelici i nieobrzezani cudzoziemcy. Od samego początku w ekonomii zbawienia ujawnia się całkowita darmowość Bożego wybrania i jego uniwersalny charakter. Wybrany przez Boga na Synaju lud stał się „ludem Jahwe” (Sdz 5, 11), „ludem Bożym” (Sdz 20, 2), czyli „ludem świętym”, ponieważ oddzielonym od innych ludów.

W wyniku historycznego procesu instytucjonalizacji religii, nieograniczone pierwotnie tylko do jednej społeczności wybranie zaczęto wiązać z samym Izraelem. Z czasem ukształtowało się błędne przekonanie, iż sama przynależność do społeczności Izraela jest warunkiem wystarczającym do pozostawania w szczególnej relacji z Bogiem. Przesłanka etniczna zaczęła określać status jednostki wobec Boga. Fakt ten stał w sprzeczności z zasadą, na jakiej Bóg utworzył sobie lud na Synaju, gdzie wszedł w przymierze z obrzezanymi Izraelitami i nieobrzezanymi cudzoziemcami, nie czyniąc między nimi żadnej różnicy w przystępie do łaski. Obwarowywanie przystępu do ludu wybranego różnymi rozporządzeniami jest ograniczaniem wolności Boga w obdarzaniu łaską. W obliczu instytucjonalizacji żydowskiej religii, która wyznaczyła warunki wejścia do ludu wybranego (tj. stanie się Żydem), prawda Boża o tym, kto tworzy ów lud, wybrzmiewa nadal w koncepcji wiernej reszty w łonie Izraela: o przynależności do ludu wybranego nie decyduje pochodzenie, lecz wierność Bogu (Iz 10, 22). Zbawczo ukierunkowane rozumienie Bożego wybrania nadaje historycznemu wydarzeniu wybrania właściwy i pełny sens.

Tę myśl rozwija Paweł Apostoł. Nowy lud wybrany, czyli Kościół, jest kontynuacją wiernej reszty biblijnego Izraela. W sensie ścisłym Kościół wyrasta z wiernej reszty, a nie z Izraela jako nacji. Ujawnia się tutaj ciągłość, ale jednocześnie kontrast z etnicznym Izraelem. Wyznawców Chrystusa nazywa się „wybranymi” (eklektoi) co jest odpowiednikiem „wiernej reszty” w Starym Testamencie. W Kościele wypełnia się dopiero zamysł Boży związany z zawartym na Synaju przymierzem. Wybranie nie ma nic wspólnego z przynależnością etniczną czy narodową, a jest jedynie łaskawym wezwaniem lub darem Boga, na który może odpowiedzieć każdy. Wybranie jest obecnie związane ze stosunkiem do przyniesionego przez Chrystusa zbawienia, a nie z przynależnością do określonej społeczności. Wybranie w Chrystusie jest też według autorów Nowego Testamentu ostatecznym wybraniem, ponieważ dzieło zbawcze dokonane w Chrystusie z chwilą nastania królestwa niebieskiego nie będzie podlegało żadnej zamianie na inne czy poprawieniu, a jedynie definitywnemu wypełnieniu w wierzących. Pomimo ostatecznego wybrania chrześcijanie są zobowiązani do postępowania godnego swego powołania. W przeciwnym razie grozi im popadnięcie w ten sam błąd, jakiemu uległ judaizm, iż sama formalna przynależność do Kościoła jest warunkiem wystarczającym do pozostawania w szczególnej relacji z Bogiem i do zbawienia (Nowy słownik teologii biblijnej, pod red. H. Witczyka, Lublin-Kielce 2017, s. 970–973).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Wierz mocno w to, że działanie Boga wobec ciebie jest dziełem miłości. Nie bądź jak dziecko, które pragnie pomóc ojcu w naprawie samochodu, ale jeszcze tego nie umie! Daj Bogu szansę, żeby cię pokochał, okazał ci swoją wolę, nauczył swojego uczucia. Raduj się! Powtórzę jeszcze raz: raduj się!” (F. J. Sheen, Idź do nieba! Duchowa mapa do wieczności, Kraków 2020, s. 273).

3. Z życia wzięte

„Siedemnastoletnia dziewczyna, która przeszła z chrześcijaństwa do świadków Jehowy, zarzuciła mi w rozmowie, że chrześcijanie nie są konsekwentni w sprawie imienia Boga, bo przecież w Piśmie Świętym Bóg objawia siebie pod imieniem Jahwe, natomiast Kościół katolicki nadaje Bogu różne imiona i zwraca się do Niego na różne sposoby. Moją rozmówczynię zapytałem wówczas o to, w jaki sposób do niej samej zwracali się rodzice, gdy miała cztery lata. Dziewczyna wymieniła mi kilka takich zawołań (Skarbie, Księżniczko, Słoneczko itp.). Wtedy spytałem, czy rozumiała, że to do niej na tak różne sposoby zwracali się rodzice. Odpowiedziała z uśmiechem, że było to dla niej oczywiste. Wtedy postawiłem dziewczynie proste pytanie: Czy myślisz, że Bóg jest mniej inteligentny niż ty, gdy miałaś cztery lata, i że Bóg tylko wtedy rozumie, gdy do Niego się zwracamy Jahwe? Siedemnastolatka niemal odruchowo odpowiedziała: Teraz rozumiem, jakie głupstwo wmówili mi świadkowie Jehowy! Od dziś zrywam z nimi kontakt.

W przypadku owej siedemnastoletniej dziewczyny, która tylko od kilku miesięcy była poddana indoktrynacji ze strony świadków Jehowy, postawienie jej jednego logicznego pytania wystarczyło, by sama odkryła absurdalność tego, czego ją uczono. Zdecydowanie mniej wolności w myśleniu mają ci, którzy od lat są wyznawcami przywołanej doktryny i którzy pukają do naszych drzwi, żeby nas „nawracać”. W czasie mojego pobytu w Niemczech jedna z kobiet przedstawiła się jako reprezentantka świadków Jehowy i próbowała mnie przekonać do tego, żebym włączył się do ich wspólnoty i przyjął ich wiarę, bo to jedyna prawdziwa religia. Uśmiechnąłem się wtedy i z ironią stwierdziłem, że może nawet bym się do nich przyłączył, ale już jest za późno, bo świadkowie Jehowy twierdzą, że jedynie sto czterdzieści cztery tysiące ludzi będzie zbawionych, a w samych Niemczech jest ich już o kilka tysięcy więcej. W tej sytuacji ci, którzy teraz dołączą do ich wspólnoty, i tak nie będą już zbawieni. Wobec tak prostego argumentu kobieta była bezradna. Spuściła wzrok, spakowała swoje broszurki i odeszła bez słowa.

Gdy jednemu z moich rozmówców zacząłem opowiadać o tym, co Biblia mówi na temat natury człowieka, sensu istnienia, kryteriów świętości, a także na temat wolności, odpowiedzialności i tego, że Bóg nie unicestwi nikogo z ludzi, bo wszystkich kocha nad życie, wtedy rozmawiający ze mną świadek Jehowy powiedział ze zdumieniem: Ksiądz nie mówi tak, jak księdza organizacja każe księdzu mówić. Ów mężczyzna nieświadomie dotknął sedna swojego własnego problemu. Wyjaśniłem, że jego organizacja traktuje go jak bezmyślny magnetofon, który ma chodzić od domu do domu i biernie powtarzać to, czego nauczyła go ta „jego organizacja”. Natomiast moja „organizacja”, czyli Kościół katolicki, nie każe mi niczego mówić na pamięć. Moja „organizacja” każe mi krytycznie myśleć. Moja „organizacja” chce, żebym codziennie się modlił, żebym samodzielnie czytał Biblię, żebym korzystał z dorobku nauk biblijnych i innych nauk, żebym na mój sposób wsłuchiwał się w Boga i w człowieka, żebym codziennie widział i rozumiał trochę więcej, żebym głosił chrześcijaństwo zgodnie z tym, czego naucza Jezus, i żebym to wszystko czynił na mój niepowtarzalny sposób i na moją osobistą odpowiedzialność” (M. Dziewiecki, Karykatury chrześcijaństwa. Czym chrześcijaństwo na pewno nie jest i co naprawdę głosi, Nowy Sącz 2020, s. 60–63).