Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących (Mdr 1, 13).

1. Komentarz naukowy

W Ps 111, 3 jest mowa o sprawiedliwości, która otwiera nieśmiertelność, trwa na wieki. Już w Mdr 1, 9 pouczono, że tak samo mogą być przewiną i zasługą słowa oraz czyny. Do tej myśli nawiązuje stwierdzenie o „śmierci” z powodu błędnego życia, tak jak ze śmiercią ma związek zła mowa (Mdr 1, 11).

Tekst Mdr 1, 13 staje się bardziej zrozumiały, gdy się uwzględni, że jest głęboko osadzony w wierze w dzieło stworzenia, takie jak je przedstawia Rdz 1-3. Mówiąc o śmierci, autor ma zapewne na myśli śmierć biologiczną, ale nie można wykluczyć również śmierci duszy. Interpretacja wiążąca wiersz 13. z ideą nieśmiertelności pierwszych ludzi z czasu ich przebywania w raju zmuszałaby jednak do pojmowania owej nieśmiertelności czysto fizycznie, co pozostaje w sprzeczności z duchowym sposobem rozumienia śmierci, życia i nieśmiertelności (Mdr 1, 11 i 12). Również duchowy charakter posiada śmierć w kontekście następującym (Mdr 2, 23-24). Z drugiej strony jednak, wiersze 15–16 usprawiedliwiają myśl o śmierci pojmowanej na sposób fizyczny. Czy jest zatem możliwe dopatrywanie się w wierszach 13. i 14. tych dwu sensów równocześnie? Otóż kontekst wszystkich wypowiedzi autora Księgi Mądrości o śmierci rzeczywiście na to zezwala. Dla grzesznika trwającego uporczywie w swych występkach owa śmierć fizyczna jest równocześnie początkiem śmierci duchowej.

Śmierć ta nie jest karą dla sprawiedliwych – przeciwnie, w mniemaniu autora Księgi Mądrości, jest przejawem miłości Boga, zabierającego duszę na zawsze do siebie. Jest to tylko pozorna śmierć. W rzeczywistości dusza, odłączając się od ciała, rozpoczyna życie wieczne. Myśl o tym, że Bóg nie czerpie satysfakcji ze zguby żyjących, gdyż jest Stwórcą życia, a nie śmierci, była już wypowiedziana przez Ezechiela (Ez 18, 23).

We frazie stworzył bowiem wszystko, wyraz „wszystko” (ta panta) oznacza wszystko, co stworzone. W tym wypadku jednak autor, stwierdziwszy, że Bóg stworzył wszystko ku istnieniu, w dalszym ciągu w. 14 zdaje się mieć na uwadze szczególnie człowieka. Jego to przede wszystkim stwarzał Bóg z myślą o istnieniu. Tak więc wyrażenie eis to einai, co znaczy do istnienia, jest – inaczej mówiąc – stwierdzeniem prawdy, że Bóg obdarzył człowieka nieśmiertelnością, jest prostym przeciwstawieniem tego, co gdzie indziej będzie określone terminem thanatos lub apóleia. Według zamierzeń Bożych człowiek został stworzony do bezkresnego istnienia.

Życie i śmierć mają charakter nie tylko doczesny, lecz także wieczny. Śmierć grzesznika jest zarazem karą za jego grzechy i synonimem śmierci ostatecznej, dla sprawiedliwego natomiast nie jest śmiercią całkowitą, definitywną, bo otwiera wieczne trwanie przy Bogu. Twierdzenia o braku śmierci i o tym, że nie istnieje „królestwo otchłani”, nie kolidują z powszechnie dającym się zaobserwować prawem śmierci. Autor patrzy na doczesność z punktu widzenia moralnego, podobnie jak to będzie czynił później Paweł, mówiąc o wzdychaniu całego stworzenia, które dotąd rodzi wśród boleści (Rz 8, 22). Dla sprawiedliwego więc nie ma śmierci. Wszystkie rzeczy stworzone dane były człowiekowi do użytku i podtrzymania jego życia i zdrowia (Rdz 1, 28. 29; por. Mdr 10, 2), dlatego nierozumne stworzenia uczestniczą w nieśmiertelności tego, któremu służą, ale i pomagają w jego dążeniu do wieczności. Toteż sóterioi, czyli to, co stworzone, z woli Bożej zostało przeznaczone do istnienia, a stworzenia nie noszą same w sobie zarodka śmierci. Przyczyną śmierci jest wyłącznie bezbożność (Księga Mądrości. Wstęp, przekład z oryginału, komentarz, [oprac.] B. Poniży, (Nowy Komentarz Biblijny. ST; 20), Częstochowa 2012, s. 148–151).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Boimy się śmierci przede wszystkim dlatego, że nie jesteśmy do niej przygotowani. Większość z nas umiera tylko raz, a powinniśmy umierać tysiąc razy – owszem: powinniśmy umierać co dnia. Śmierć jest straszna dla tych, którzy umierają, dopiero kiedy umierają, piękna natomiast dla tych, którzy umierają, zanim umrą” (F. J. Sheen, Stworzeni do szczęścia. Klucz do dobrego życia, Kraków 2016, s. 156).

3. Z życia wzięte

„Od kiedy przeczytałem fragment, jak Jezus powiedział o wypędzaniu złych duchów modlitwą i postem, zacząłem pościć. W więzieniu post to głodówka i raczej nikt tego nie robi sam dla siebie – odmawianie jedzenia zawsze jest sposobem walki o coś. Ja zacząłem to robić, żeby walczyć o siebie, pracować nad silną wolą. Co piątek byłem na samej wodzie. Dla moich kolegów oznaczało to dobry dzień, bo dostawali dodatkową porcję – dla mnie nadarzała się okazja do jałmużny. W pewnym okresie pościłem także w niedziele, a to już było nie lada wyzwanie, bo w niedzielę były najlepsze obiady.

Jakiś czas później dostałem zastępstwo za kolegę na magazynie żywnościowym. Okazało się, że idzie mi całkiem nieźle, zauważył to kierownik i zaproponował mi robotę na kuchni. Pamiętam dobrze, co wtedy powiedziałem: – Ale ja nie umiem gotować! A on się uśmiechnął i odparł: – Nauczysz się!

Podbudowało mnie to. Klawisz miał większą wiarę w to, że sobie poradzę, niż ja sam. Ktoś we mnie wierzył i choć na chwilę zagłuszył słowa mojego ojca, które nadal brzmiały mi w uszach: „Niewypał”. Podziękowałem Przyjacielowi za tego człowieka.

– Niezłego masz farta z tą robotą... – skomentował ktoś z celi.

– Jezus ma na drugie fart – odpowiedziałem.

Kiedy zacząłem poznawać Przyjaciela – Jezusa, zauważyłem, że On wciąż łamał schematy, i to jak! Płynął pod prąd, przeciwstawiał się nieprawdzie i zakłamaniu. Postanowiłem pójść tą drogą, co nie wszystkim się spodobało. Zacząłem wstawiać się za słabszymi, przestałem pchać się w niepotrzebne afery, zacząłem zwracać uwagę na zło, które inni czynili, i wypisałem się z loży szyderców, w której brylowałem od dawna. Zacząłem też – i to już było jawnym złamaniem niepisanych więziennych zasad – rozmawiać z klawiszami. Do jednego z nich, Lucjana, podszedłem podczas świąt z opłatkiem. Facet był totalnie zaskoczony. Podczas znaku pokoju na mszy świętej podawałem rękę funkcjonariuszom, co było jeszcze gorzej widziane niż tamten gest ze świątecznymi życzeniami. Wszystko, co było więzienną regułą, wywracałem do góry nogami, dla niektórych byłem więc wariatem, bo tylko wariaci robią takie rzeczy. Znaleźli się i tacy, którzy czaili się tylko, aby dać mi popalić za te ekscesy, ale nie bałem się ich. Kiedy w twoim życiu coś tak radykalnie zmienia się na lepsze, z pewnością zacznie to komuś przeszkadzać. I tak z grona wielu znajomych w więzieniu została garstka tych wytrwałych i... prawdziwych.

Wiedziałem już, że nie ma wolności bez odpowiedzialności, zatem uczyłem się odpowiedzialności, początkowo na małych rzeczach. W więzieniu jest obowiązek ścielenia łóżka, ale w praktyce różnie to bywa. Zacząłem więc od łóżka. Codziennie rano, po wstaniu, przed modlitwą i apelem, starałem się jak najlepiej zaścielić kojo. Koledzy mnie nie rozumieli. Pytali, po co to robię, bo raczej nikt mnie tu nie odwiedzi, chyba że klawisze z kipiszem, więc tym bardziej nie ma to sensu. Postanowiłem jednak być wiernym w małych sprawach. I obserwowałem, jak zmieniała się moja codzienność, gdy poprawiałem takie małe, z pozoru nieistotne sprawy w ciągu całego dnia. Wyrobiłem sobie nawyki, które pomagały mi funkcjonować i trzymać dyscyplinę. Kiedyś myślałem, że rutyna to nuda – teraz zorientowałem się, że to bardzo pożyteczna rzecz, bo kiedy pojawiał się jakiś niezaplanowany element dnia, wiedziałem, co z nim zrobić – nie rozwalał mi systemu.

Uczyłem się też przyjmować na siebie konsekwencje własnych czynów. Z Pisma Świętego i ze spotkań ewangelizacyjnych, na które zacząłem chodzić, wiedziałem, że tej zasady nie da się obejść na wolności. Zanim cokolwiek zrobiłem, zanim zareagowałem na zaczepkę, myślałem o konsekwencjach. W pracy tak samo. Kiedyś zepsułem zupę dla czterystu osób. Jeszcze parę miesięcy temu bym to ukrywał za wszelką cenę. Teraz wiedziałem, że muszę się przyznać. Bałem się bardzo, że zrobi się straszna afera, a jednak chciałem być konsekwentny. Przyznałem się. Był krzyk, ale świat się nie zawalił (G. Czerwicki, R. Czerwicka, Nie jesteś skazany, Nowy Sącz 2020, s. 123–127).