Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Trzy kroki ku homilii

Lecz sługa jego odrzekł: „Jakże to rozdzielę między stu ludzi?”. A on odpowiedział: „Podaj ludziom i niech jedzą, bo tak mówi Pan: Nasycą się i pozostawią resztki” (2 Krl 4, 43).

1. Komentarz naukowy

Zdarza się dość często, że nawet chrześcijanie uważają za nieaktualne już dziś samo pojęcie cudu; natomiast inni uganiają się nawet za wszelkimi pseudo cudami. Cud to wyjątkowe zjawisko, wymykające się logicznemu rozumowaniu oraz wiedzy o świecie, a niekiedy wprost im się sprzeciwiające. Czasem, zwłaszcza w popularnym postrzeganiu, mianem tym określa się zjawisko wytłumaczalne naukowo i możliwe do zaistnienia, ale pojawiające się nagle i w określonej sytuacji. W teologii chrześcijańskiej cud to objawienie się dobroci i potęgi Boga, ukazanie Jego mocy a także ingerencja w historię ludzką oraz porządek świata materialnego.

W Starym Testamencie cudem nazywano wydarzenie, rzecz lub osobę, które prowadzą do poznania i uznania Boga oraz przyjęcia Jego objawienia wraz ze wszystkimi nasuwającymi się konsekwencjami w życiu. Terminy hebrajskie określające cud są w ST bardzo zróżnicowane – ‘ot oznacza znak w sensie zmysłowego doznania rzeczy nadzwyczajnej lub naturalnej, ale zmierzającej do upewnienia się o wiarygodności faktu związanego z ingerencją Bożą; mofet (często używane z ‘ot) podkreśla w znaku bardziej jego charakter objawiający, stwierdzający ingerencję Bożą w teraźniejszości lub w przeszłości; pele’ podkreśla w starotestamentalnym cudzie moment zdziwienia, zaskoczenia na skutek faktu lub wydarzenia wiązanego z ingerencją Boga. Dalsze cechy cudu wyrażają takie terminy, jakgburot, opisujące czyny pełne mocy Bożej lub gdolot, akcentujące ich wielkość. We wszystkich określeniach (zwłaszcza w ‘ot oraz mofet) na pierwszy plan wysuwa się formalny charakter cudu, którego funkcją główną jest nie tyle obiektywne wydarzenie lub zaistniały fakt, ile wynikająca z nich siła znaczeniowa lub dowodowa. W sensie ściśle teologicznym we wszystkich aspektach podkreślano przymioty Boże, m.in. wielkość, moc, wolę zbawczą, sprawiedliwość, wierność, miłosierdzie.

Sprawcą cudu może być nie tylko Bóg, ale także człowiek powołany przez Boga i obdarzony specjalną mocą charyzmatyczną. W tym wypadku cud staje się jednocześnie sprawdzianem autentyczności posłannictwa człowieka. Cuda pojawiają się w większej ilości w dwu zupełnie kapitalnych momentach historii świętej: w związku z działalnością Mojżesza i jego następcy Jozuego, gdy tworzył się i osiadał w Palestynie lud Boży, oraz w związku z działalnością Eliasza i jego ucznia Elizeusza – dwu odnowicieli przymierza mojżeszowego.

Stary Testament widzi w cudach objawienie Boga samego i skuteczne znaki Jego zbawienia. Osoba proroka może być znakiem, bo jego istnienie poprzez prorocze akcje symbolizuje słowo Boże działające. Temu słowu cudowne znaki dostarczają poparcia, gdyż w postaci konkretnych czynów ukazują one zbawienie głoszone przez heroldów Boga. Z drugiej strony właśnie owe cudowne znaki stanowią rękojmię autentyczności wysłanników Pana. To podporządkowanie cudownych znaków słowu odróżnia prawdziwe cuda od pseudo cudów, dokonywanych przez czarowników i fałszywych proroków. Wartość nauki, ukazana zwłaszcza w modlitwie cudotwórcy (3 Krl 18, 27 n. 36 n), jest pierwszym znakiem, który decyduje o rzeczywistości cudu; cud tylko wtedy stanowi poparcie dla słowa, kiedy sam w świetle tego słowa okaże swoją wartość.

Wśród wszystkich znaków cuda wyróżniają się swoją skutecznością i niezwykłością. Z jednej strony urzeczywistniają one zazwyczaj to, co oznaczają; tak jest w przypadku wyjścia z Egiptu, które jest jednym pasmem cudów, mocą których Bóg uwalnia lud. Z drugiej strony te dzieła Boże, mimo iż może w nich być wiele ze zjawisk czysto naturalnych (deszcz, susza...), najczęściej przewyższają to, co człowiek zwykł dostrzegać w otaczającym go wszechświecie i czego jest w stanie sam dokonać. Tak więc cud jest przede wszystkim znakiem, który objawia potęgę Boga; nazywa się go wielkim dziełem, wielkim wydarzeniem, wielką rzeczą, rzeczą straszną i niezwykłą. Lecz potęga Boża miażdży tylko grzeszników. Dla ludu cieszącego się obietnicami te cudowne czyny okażą się dobrodziejstwami, nawet jeśli bywają powodem doświadczeń i upokorzenia, bo Pan jest dobry dla wszystkich i względem wszystkich dzieł swoich miłosierny (Ps 145, 9).

Cuda, dzięki zdziwieniu, jakie wywołują, mają na celu wzbudzenie w człowieku i umocnienie wiary oraz cnót jej pokrewnych: ufności, wdzięczności, pamięci o doznanych dobrodziejstwach, pokory, posłuszeństwa, bojaźni Bożej, nadziei. Natomiast zaślepiają one takich, którzy jak np. faraon, niczego się nie spodziewają po nieznanym Bogu. Lecz człowiek, który już zna Boga i tylko w Nim pokłada całą swoją ufność, dostrzega w cudach wielkie dzieło miłości Bożej i uważa je za pieczęć położoną na misji wysłannika Bożego: konsekwentnie wierzy on również w słowo Boże i w Boga samego (Lb 14, 11).

Wielkość tej wiary podziwia Izrael w postawie Abrahama, który właśnie dzięki takiej wierze otrzymuje dziedzica, choć po ludzku sądząc wydawało się to absolutnie niemożliwe. Takiej wiary brakowało Izraelowi na pustyni, kiedy to przyjmując bardzo cielesne doświadczenia, jakie Bóg nań zsyłał, sam doświadczał Jahwe domagając się od Niego z całą arogancją cudów (L. Stachowiak, Cud [w]: Nowy słownik teologii biblijnej, red. H. Witczyk, Lublin-Kielce, s. 157–160; A. Darrieutort, Cud [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Leon-Dufour, Poznań-Warszawa 1973, s. 162–173).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Jezus dał mi zrozumieć, że dla tych, których wiara jest jako ziarno gorczycy, sprawia cuda i góry przenosi, aby tę małą wiarę umocnić, ale dla swych zaufanych przyjaciół, dla swej Matki, nie czyni cudów, zanim nie wypróbuje ich wiary” (Teresa od Dzieciątka Jezus, Modlitwy i myśli, oprac. Ł. Kasperek, Kraków 2012, s. 52).

3. Z życia wzięte

„Adrian, kolega z agencji RTCK, zadzwonił do mnie z pytaniem, czy mogę pojechać do dwóch szkół na południu Polski, aby poprowadzić wykład profilaktyczny o przeciwdziałaniu przemocy. Program realizowany jest w całej Polsce. Do tego czasu zdążyłem odbyć już pewnie ponad osiemdziesiąt różnych wystąpień w zakładach karnych, szkołach czy ośrodkach wychowawczych. To było kolejne z nich. Przypadkowe miasto, przypadkowa szkoła. Mówiłem o przemocy i jej przeciwdziałaniu. Nie wiedzieć czemu, przypadkiem (?), wspomniałem o kilku dodatkowych faktach z mojego życia, zupełnie niezwiązanych z tematem: mówiłem o mojej żonie i o siostrze, którą ostatni raz widziałem, kiedy miała trzy latka. Powiedziałem, że nie mam pojęcia, kto ją zaadoptował, gdzie jest, jak żyje. Mówiłem też o przyjacielu z celi, z którym ciągle utrzymuję kontakt, a który właśnie przechodzi przemianę... Ot, przypadkiem o tym wszystkim wspomniałem. Na widowni siedziała osiemnastoletnia dziewczyna. Jak się później dowiedziałem, podczas mojego wystąpienia pochyliła się do koleżanki obok i cicho zapytała, czy przypadkiem nie jest podobna do tego pana, który właśnie przemawia. – Nie bardzo. A co?A nic... Podczas słuchania prelekcji przyszła jej do głowy zupełnie szalona myśl, ale na razie zachowała ją dla siebie. Nie odpuściła jednak.

Któregoś dnia zaproszono mnie, abym wystąpił na Forum Ewangelizacyjnym w Krynicy. Wyszedłem na scenę i zobaczyłem ponadtysięczny tłum. Po wykładzie podeszła do mnie jedna z organizatorek i zapytała, czy mógłbym z kimś porozmawiać. W gabinecie psychologa siedziała młoda dziewczyna. Płakała. Kompletnie nie wiedziałem, o co może chodzić. Dziewczyna powiedziała, że poruszyła ją moja historia, a szczególnie fragment o siostrze, bo sama też została adoptowana. Przedstawiła się. Jej nazwisko nic mi nie mówiło. Zapytała, jak na imię miała moja siostra. – Agnieszka. Wówczas ona rozpłakała się jeszcze bardziej. Zdębiałem. – Też miałam tak na imię przed adopcją.

Co za przypadek – pomyślałem bez jakichkolwiek domysłów.

A w którym roku urodziła się pana siostra i gdzie? – dopytywała.

Podałem jej dane. Zastygła.

Tak jak ja... – wyszeptała.

Patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami z ogromnym znakiem zapytania. Moje walące coraz szybciej serce podpowiadało mi, że dziwny to przypadek, ale bez przesady, to realny świat, a nie jakiś brazylijski serial, w którym w tysiąc pięćsetnym odcinku niespodziewanie odnajduje się zaginiona siostra z przeszłości. Wysłuchałem jej do końca. Ponieważ naprawdę się śpieszyłem, wziąłem od niej numer telefonu i poprosiłem, aby sprawdziła w domu swoje dokumenty i dała znać. Zadzwoniła i bez zbędnych wstępów odczytała mi z dokumentów adopcyjnych, które dostała od swoich rodziców, imię i nazwisko swojej biologicznej mamy i jej dawny adres zamieszkania oraz datę urodzenia swojego brata. To były dane MOJEJ mamy, MÓJ dawny adres i rok MOJEGO urodzenia...

Ciężko mi opisać, co się wtedy dokładnie wydarzyło... Nawet nie wiem, czy płakałem, czy śmiałem się na cały głos. Potem zastanawiałem się, czy aby coś mi się nie przyśniło. ODNALAZŁEM SIOSTRĘ!!! A właściwie to ona znalazła mnie. Po ludzku praktycznie nie było na to szans. Od czterech lat non stop odsyłali mnie od jednej instytucji do drugiej, bezskutecznie szukałem jakiegokolwiek śladu, gdzie może dzisiaj być. Miała nowe imię i nazwisko. Do tego w tym roku skończyła osiemnaście łat, co utrudniało sprawę jeszcze bardziej. Pytałem Boga: Czy zamierzasz coś z tym zrobić? ale niezmiennie odpowiadała mi cisza.

Aż tamtego dnia pojechałem do przypadkowej szkoły w małym mieście. Jak się później okazało, zamiast wszystkich uczniów na prelekcji były tylko dwie wybrane klasy. Wśród tych dwóch przypadkiem także jej klasa. Ona miała tego dnia nie przyjść do szkoły, w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Taki przypadek. Coś ją tknęło... Czy da się to ogarnąć rozumem?! Takie scenariusze widziałem tylko w telenowelach (w dodatku tych z mocno naciąganym scenariuszem). Takie rzeczy nie dzieją się na co dzień. Jedziesz do obcej szkoły na prelekcję i PRZYPADKIEM spotykasz ukochaną siostrę, której szukasz od lat? PRZYPADKIEM!!!

Jeśli ktoś jeszcze się nie zorientował, jednym z ulubionych pseudonimów Pana Boga jest „PRZYPADEK” (G. Czerwicki, R. Czerwicka, Nie jesteś skazany, Nowy Sącz 2020, s. 200–213).