Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Na pustyni całe zgromadzenie Izraelitów zaczęło szemrać przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi (Wj 16,2).

1. Komentarz naukowy

W przeciwieństwie do bałwochwalstwa, które charakteryzuje narody pogańskie i domaga się nawrócenia ku wierze w Boga, niewiara jest wyrazem pewnej postawy ludu Bożego. Obecność niewierzących w łonie tego narodu uchodziła zawsze za powód do zgorszenia tych, którzy żyli wiarą. Niewiara nie polega na samym zaprzeczeniu istnienia Boga albo na odrzucaniu bóstwa Chrystusa. Jest to odrzucanie znaków i świadectw dawanych przez Słowo Boże, jest to odmawianie posłuszeństwa temu Słowu. Według etymologii słowa hebrajskiego amanwierzyć, nie wierzyć to znaczy nie odpowiadać Bogu: Amen, to nie godzić się na stosunki, jakie Bóg pragnie ustanowić i utrzymywać z człowiekiem. Ta odmowa wyraża się w różny sposób: niektórzy podają w wątpliwość istnienie Boga, inni nie wierzą w Jego miłość i wszechmoc. Zupełnie inaczej niż bałwochwalstwo, które ze swej natury jest radykalne, niewiara dopuszcza możliwość pewnego stopniowania i może współistnieć z pewną wiarą: linia dzieląca Wiarę od niewiary przebiega nie tyle pomiędzy sercami poszczególnych ludzi, ile raczej jest wyznaczona w sercu każdego człowieka.

Chcąc przedstawić niewiarę ludu na pustyni historycy posługują się różnymi wyrażeniami: buntownicy (Lb 20, 10), którzy wierzgają i są krnąbrni (Lb 14, 19), ludzie o twardym karku (Wj 32, 9; 33, 3), a zwłaszcza tacy, co szemrzą. Jan przejmuje to ostatnie określenie, gdy pragnie scharakteryzować Żydów albo uczniów, którzy nie chcą wierzyć w Jezusa (J 6, 41. 43. 61). Szemranie ludzi przewija się przez całe Pismo Święte – od Księgi Wyjścia aż do Listu Świętego Judy. Zdecydowana większość szemrań występuje w księgach historycznych. Drugą grupę w kolejności zajmują księgi mądrościowe, które zasadniczo pouczają o zaniechaniu szemrania.

Przebywając na pustyni, Izrael obawia się, że zginie z głodu i z pragnienia (Wj 15-16), wspominając z żalem pełne garnki mięsa, które spożywał w Egipcie; albo odczuwa wstręt do manny i traci cierpliwość; lub wreszcie ogarnia go przerażenie na widok wrogów, którzy mu zagradzają drogę do Ziemi Obiecanej; zapomina o cudownych znakach, których sam był świadkiem. Szemrze przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi, a właściwie to przeciwko Bogu samemu w Jego własnej osobie, wątpiąc w ten sposób w dobroć i potęgę Boga. Niewiara, będąca swoistym obliczem strachu, polega na domaganiu się od Boga, żeby natychmiast realizował to, co przyrzekł; jest to pewien szantaż stosowany względem Tego, który zawarł przymierze. Nie wierzyć – to znaczy „gardzić Bogiem”, nie wierzyć w Niego, nie słuchać Jego głosu, kusić Go i z Nim się waśnić. Inna forma szemrania przeciwko Jahwe polega na robieniu sobie „cielca ze złota”. W ten sposób Hebrajczycy próbowali wziąć górę nad Tym, który nie chciał być na ich miarę i do ich dyspozycji.

Tak w Starym jak i w Nowym Testamencie ludzie szemrzą przeciw tym, których ustanowił Bóg jako zwierzchników nad ludem. Co więcej, ludzie buntują się i szemrzą nawet przeciw samemu Bogu. Ludzie szemrzą przeciw innym osobom, gdy okoliczności życia nie układają się po ich myśli. Brak pokarmu i napoju, niemożność wejścia do Ziemi Obiecanej, pragnienie władzy – to tylko niektóre źródła szemrania ludu Starego Przymierza. Prorocy często wzywali lud do nawrócenia z grzechów i niewierności, do których należy także i szemranie. W niektórych przypadkach możemy spotkać przykładne ukaranie szemrzących, w innych zaś Bóg w swojej dobroci udziela hojnie tego, o co wołają – szemrząc. Stary Testament zapowiada także czasy mesjańskie, w których każdy człowiek (nawet szemrzący) znajdzie odpowiednie pouczenie o Bożym Prawie (X. Leon-Dufour, Niedowiarstwo [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Leon-Dufour, Poznań-Warszawa 1973, s. 541–543; B. Zbroja, Biblijne „szemranie”, Ruch Biblijny i Liturgiczny, R. 58, nr 1 (2005), s. 29–42).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Domagać się od człowieka, aby był naturalny, to domagać się, aby był nienaturalny; uznawać to, co nadprzyrodzone, za przestarzałe, to odbierać człowiekowi prawo pierworództwa. Człowiek zawsze chciał być podobny do Boga i nie mylił się, pragnąc tego podobieństwa. Pomylił się, gdy pewna osoba na drzewie powiedziała mu, że być jak Bóg, to znaczy być niezależnym od Boga. Nie pomylił się, gdy inna Osoba na drzewie krzyża powiedziała mu, że być jak Bóg, to być zależnym od Boga, jak syn jest zależny od ojca. Taki jest sens nadprzyrodzoności. Kiedy więc słyszę, że ludzie, których powinnością jest dochowywanie lojalności Chrystusowi, potępiają to, co nadprzyrodzone, odnoszę wrażenie, że próbują wyssać z naszych żył krew Króla Królów, abyśmy nie byli bogami, lecz po prostu ludźmi” (F. J. Sheen, Nowe stare błędy, Poznań 2019, s. 127).

3. Z życia wzięte

„Przezwyciężenie nieczystości wydało mi się czymś prawie niemożliwym. Wcześniej nawet nie zakładałem, że pornografia czy masturbacja mogą być uzależnieniem i w ogóle czymś złym. To było dla mnie coś zupełnie normalnego – bo przecież wszyscy to robią. Zwłaszcza w więzieniu. Nie wiedziałem nawet, kiedy przestałem to kontrolować i nie umiałem już bez tego żyć.

Pierwszy kontakt z pornografią miałem jako bardzo młody chłopak. Potem stało się to codziennością. Kiedy podjąłem decyzję, że z tym zrywam, musiałem mierzyć się z kompletnym niezrozumieniem na celi. Na początku tłumaczyłem kumplom, że bez tego lepiej się ćwiczy, potem już nie szukałem wymówek. Największa jednak walka rozgrywała się we mnie. Czasami wygrywałem, czasami upadałem... Moje osobiste rozeznanie, że to naprawdę jest grzech, przyszło, kiedy wchodziłem w przyjaźń z Jezusem i nagle ta sfera zaczęła mnie uwierać. Nie dało się pogodzić bycia uczniem Jezusa i zarazem kimś sięgającym po pornosy.

Wychodzenie z tego przywiązania było inne od narkotykowego, ale tak samo, jak w narkomanii, pomagały mi Koronka i Różaniec. Było trudniej, bo nie potrzebowałem do tego niczego z zewnątrz, wystarczała mi moja wyobraźnia i zapamiętane obrazy... W chwilach słabości przypominały mi się także słowa o. Stanisława, że prawdziwy facet panuje nad swoim ciałem, a nie ciało panuje nad nim.

Razem z kolegami staliśmy kiedyś na przerwie na dziedzińcu zakładu [karnego] i zobaczyliśmy ładną dziewczynę, jedną z praktykantek. Goście od razu zaczęli komentować, jakie ma ładne pośladki i tak dalej, jakby była kawałkiem mięsa wystawionym na sprzedaż. Przeszkadzało mi to, więc im przerwałem:

– Czy któryś z was zastanowił się, jaka ona jest? Czy pomyśleliście o jej uczuciach i czy to jest dla niej przyjemne, jak ją tak oceniacie jak przedmiot, a nie osobę?

Nastała cisza, a potem wybuchła salwa śmiechu.

– Ty, Grzesiek, to już nienormalny całkiem jesteś, wiesz?

Podobny tekst nigdy nie przyszedłby mi do głowy, gdybym wcześniej nie zaczął walki o swoją czystość i o swoje oczy, aby zaczęły widzieć prawdę, a nie fałszywy, wykrzywiony świat. Najtrudniej było mi jednak rozstać się ze sterydami. Dawały to, z czego zrobiłem sobie tarczę obroną: wygląd i rzeźbę. Przyjaźniłem się z Jezusem już od dawna i czułem, że prędzej czy później będę musiał zająć się też tą sferą, bo niszczyłem swoje ciało.

Raz kolega zagadał:

– Wódkę mamy, pijesz?

– Dzięki, nie piję. (Umiałem już odmawiać).

– Grzechu, ty taki katolik, że wódki nie pijesz, a sterydy to bierzesz...

Nic nie odpowiedziałem. Ale zadałem sobie pytanie: Wchodzisz w nowe życie na sto procent, czy zostawiasz sobie rezerwę? Swoje małe drzwiczki do starego życia? Wiedziałem, że ze złem się nie dyskutuje, tylko ucina w zarodku. Postanowiłem uciąć i to. Było strasznie ciężko, bo zacząłem chudnąć i musiałem wkładać dwa razy więcej energii w ćwiczenia, ale wiedziałem, że przyszedł czas pozamykać stare drzwi, bo przez tę małą szczelinę kiedyś na wolności może wślizgnąć się jakiś dziad i podstępnie zajść mnie od tyłu, kiedy najmniej się będę tego spodziewał” (G. Czerwicki, R. Czerwicka, Nie jesteś skazany, Nowy Sącz 2020, s. 132–134).