Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

I porodziła Syna – mężczyznę, który będzie pasł wszystkie narody rózgą żelazną. Dziecko jej zostało porwane do Boga i do Jego tronu (Ap 12, 5).

1. Komentarz naukowy

Zamiary Smoka spełzną na niczym. Niewiasta powiła Syna, dla którego przygotowany jest już tron Jego Ojca. „Porwano” Go tam, nim Smok zdążył zaatakować. „Porwano”, a więc Niewiasta nie jest osamotniona w swym zmaganiu się ze Smokiem. Gwoli ścisłości należałoby powiedzieć, że Dzieckiem nie jest Chrystus, Jego Osoba, ale Chrystus głoszony przez Kościół. To apostolska misja Kościoła sięga aż „do tronu” Boga.

„Porwanie” (Ap 12, 5b) w przedstawionym obrazie nie jest aktem agresji, lecz właściwym czynem w obliczu zagrożenia ze strony Smoka, któremu nie można odmówić zwierzęcej szybkości i instynktu w działaniu mającym na celu zabicie Dziecka. Jest ono natychmiast umieszczone u Boga, by było bezpieczne. Skoro Smok, przewyższający możliwościami ludzi, czyha na Dziecko, to nie ma innego bezpiecznego miejsca, jak tylko u Tronu Bożego, który symbolizuje wszechmoc boską w historii. Może jest to aluzja do Ps 110, 1, gdzie pojawia się motyw zasiadania po prawicy Boga. Obraz porwania do nieba przypomina Ewangelię Dzieciństwa: po urodzeniu Jezusa rodzice od razu uciekają z Nim do Egiptu, by Herod nie miał możności zabicia Go. Jezus jest „porwany” sprzed oblicza niegodnego króla.

Narodziny Dziecka wskazują na tajemnicę wcielenia, czyli istotny fakt, który stanowi podstawę działalności zbawczej Jezusa: Syn Boży staje się człowiekiem, by przez Jego ofiarę człowiek mógł uczestniczyć w boskim życiu. „Porwanie do nieba” od razu po urodzeniu (co oznacza pomijanie życia ziemskiego Jezusa), może być tu rozumiane jako koncentrowanie się na wydarzeniu paschalnym, które o wszystkim decyduje, w tym o sytuacji ludu Bożego i jego zwycięstwie.

Chociaż życie i śmierć Chrystusa mają w Księdze Apokalipsy istotne znaczenie (Ap 1, 5; 5, 9; 14, 4), to w obrazie „porwania” do nieba ukazuje się od razu boska władza Mesjasza. Nie chodzi o wskazanie na moment „porwania”, lecz o relację Dziecka do nieba. Dostaje się ono tam w realny sposób przez śmierć i zmartwychwstanie, mające znaczenie zbawcze. Jednak przynależy do nieba z natury i jest z nieba. Z podobną wypowiedzią spotykamy się w J 3,13 gdzie przed wydarzeniami paschalnymi Jezus mówi: Nikt nie wstąpił do nieba, jak tylko ten, kto zstąpił. Stwierdzenie w czasie przeszłym – „wstąpił” – pojawiające się przed paschą Jezusa ma na celu ukazanie relacji Syna człowieczego do nieba i nie jest wypowiedzią o czasie wniebowstąpienia, które jeszcze nie nastąpiło. „Wstąpienie do nieba” oznacza tu, że Syn człowieczy jest z nieba i należy do nieba, nie przez wizje, lecz przez naturę. Tak samo obraz porwania do nieba przywołuje myśl o jego obecności w miejscu dla niego właściwym.

Jako Baranek ofiarował się za ludzi na krzyżu, ale jako surowy pasterz rózgą żelazną będzie rozdzielał owce od kozłów. Napotykamy tu akcent radykalizmu tak sprzeczny z duchem współczesnego nam chrześcijaństwa. Ta rózga żelazna to symbol powagi tego rozdzielenia. Istnieją bowiem żelazne zasady, na których ono się będzie odbywać. Niektóre z tych zasad formułował już mojżeszowy Dekalog, a Ewangelie, w szczególności Ewangelia św. Jana, dopowiadają pozostałe. Nie można liczyć na to, że ta rózga żelazna w ręku Sędziego zamieni się w oliwną gałązkę – tak przynajmniej chętnie wyobrażamy sobie Boże miłosierdzie. Nie będzie usprawiedliwienia dla tych, którzy go nie pragnęli (P. Kasiłowski, Apokalipsa św. Jana 12, Studia Bobolanum, 2019, nr 2, s. 5–33; M. Szamot, Apokalipsa czytana dzisiaj, Poznań 2019, s. 126).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Ewa i Maryja zataczają krąg. Gdyby chrześcijaństwu nie był potrzebny konkret, wtedy Maryja mogłaby niejako w duchu począć, w duchu urodzić, w duchu być brzemienną i tego Syna Ducha także duchowo w sobie nosić. Tymczasem – mimo iż przez Boga okryta cieniem – musiała jednak wcielonego Syna na ludzki sposób nosić w sobie i porodzić. Musiała Jego ciężar czuć w sobie, a po narodzeniu – w swoich ramionach. Mamy zatem sytuację, gdy Maryja stała się tak samo cielesna jak Ewa. I jeśli Jej ciało było absolutnie konieczne do zrodzenia Syna, jeśli Syn, żeby się stać ciałem, nie tylko wytworem idei, zgodził się na umieszczenie Go przez Ducha w Jej ciele, to w całym chrześcijaństwie cielesność człowieka jest nie tylko czymś konkretnym, ale również czymś niezbędnym do przedstawiania, rozumienia i ujmowania tego, co jest istotą chrześcijaństwa” (A. von Speyr, O co modlą się święci?, cz. 2, Warszawa 2020, s. 209).

3. Z życia wzięte

„Powołań do kapłaństwa jest znacznie więcej niż kapłańskich święceń. Podobnie jak znacznie więcej jest ziaren zasianych niż tych, które wydają owoce. Święty Tomasz uważa, że Bóg zawsze daje Kościołowi wystarczającą liczbę powołań pod warunkiem, że niegodni zostaną odprawieni, godni dobrze wyszkoleni. Najlepszymi liderami powołań kapłańskich powinni być sami kapłani. My, księża, nie możemy nawoływać z ambon, aby rodzice płodzili dzieci, jeżeli sami nie płodzimy dzieci duchowych.

Jadłem właśnie obiad w głównej sali jadalnej Statler Hotel w Bostonie, kiedy młody chłopiec w brudnej koszuli, z pudełkiem pucybuta przewieszonym przez ramię, zaczął huśtać się na dużych fioletowych zasłonach okalających wejście do jadalni. Kiedy zobaczył to kierownik sali, z krzykiem wygonił chłopca z hotelu. Zostawiłem obiad, wyszedłem na ulicę do chłopca i zapytałem, do której szkoły chodzi. Odpowiedział, że do publicznej.

Powiedziałem mu: Skoro się tak nazywasz (miał irlandzkie nazwisko), dlaczego nie chodzisz do szkoły katolickiej? Wyrzucili mnie – odpowiedział.

– Kto cię wyrzucił? – zapytałem.

– Ksiądz i siostra przełożona.

Postaram się, aby przyjęli cię z powrotem – obiecałem. Zapytał mnie, kim jestem, ale odpowiedziałem, że nie mogę powiedzieć. Stwierdził wtedy:

– To się nie uda. Powiedzieli, że nie można być z powrotem przyjętym do katolickiej szkoły. Nigdy nie pozwolą mi wrócić.

Poszedłem pod wskazany adres i poprosiłem o rozmowę z księdzem i matką przełożoną. Powiedziałem im:

– Słyszałem o trzech chłopcach, którzy zostali usunięci ze szkół wyznaniowych. Jednego z nich wyrzucono, ponieważ nieustannie rysował obrazki na lekcjach geografii, drugiego dlatego, że lubił wdawać się w bójki, trzeciego dlatego, że pod materacem trzymał rewolucyjne książki. Nikt nie zna nazwisk najlepszych uczniów z tamtych klas, mogę natomiast powiedzieć, że jednym z tych chłopców był Hitler, drugim Mussolini, trzecim Stalin. Jestem pewien, że gdyby władze tych szkół dały tym uczniom kolejną szansę, mogliby inaczej zaistnieć w świecie. Kto wie, może jeśli przyjmiecie z powrotem chłopca, którego poznałem, on udowodni, że jest tego godny.

Młody pucybut został ponownie przyjęty do szkoły, a obecnie jest misjonarzem wśród Eskimosów (F. J. Sheen, Skarb w glinianym naczyniu. Autobiografia, Kraków 2020, s. 63–65).