Uległość św. Jana Chrzciciela, ks. Janusz Mastalski


Święty Anzelm pisał: „Opuść na chwilę twoje zajęcia, uchyl się nieco od nawału twych myśli. Odrzuć ciążące ci troski, odrzuć pochłaniające cię prace. Zajmij się choć trochę Bogiem, spocznij w Nim przez chwilę”. Jakże aktualne są te słowa w czasach, w których ciągle zaabsorbowani nie mamy czasu na refleksję dotyczącą własnego życia. Dzisiejsze święto jest okazją do zatrzymania się, do powrotu do źródeł naszej wiary, naszej egzystencji.

Nad Jordanem rozegrała się bardzo ciekawa scena. Zachowanie św. Jana Chrzciciela powinno być nam bliskie. Kiedy Jezus przyszedł do niego, aby przyjąć chrzest, ewangelista zanotował, iż „Jan powstrzymywał Go” (Mt 3). Święty Jan Chrzciciel potrafił zachować się pokornie, potrafił uznać wielkość Chrystusa, ale nie da się ukryć, że ta swoista próba sprzeciwu była także formą odrzucenia Bożej woli.

W naszym życiu także pojawiają się próby sprzeciwu wobec zrządzeń Bożych. Niejednokrotnie człowiek buntuje się wobec sytuacji, które dopuszcza Pan. Dla wielu choroba czy cierpienie stają się pretekstem do odwrócenia się od Boga. Bywają jednak banalniejsze sytuacje, w których współczesny człowiek wadzi się z Bogiem. Pod wpływem myślenia w stylu „nie chce mi się” człowiek pertraktuje z własnym sumieniem. Jakże wielu młodych ludzi uważa, że chodzenie do kościoła jest nudne i niepotrzebne. Wolą Bożą jest, aby każdy wierzący oddawał cześć Bogu w świątyni. Pokusa absencji na niedzielnej Eucharystii jest formą sprzeciwu.

Istnieje jednak inna forma swoistego buntu przeciw Jezusowi. Ma ona miejsce wtedy, gdy człowiek broni się przed podjęciem jakiejś odpowiedzialności. Dla przykładu można podać wiele małżeństw, które odkładają decyzję o poczęciu dziecka. Jakże często decyzje takie motywowane są pewnego rodzaju wygodą czy nieuzasadnionym lękiem. A przecież małżeństwo ma na stałe wpisane w swoją istotę rozwój, a w nim narodziny dziecka, które poszerza to małżeństwo do pełnej rodziny.

Kiedy patrzymy na sprzeciw św. Jana Chrzciciela, powinniśmy pomyśleć nad swoimi drobnymi i tymi większymi buntami wobec Boga. Należy też pamiętać o własnym chrzcie, który nas zobowiązuje do ciągłej świadomości, kim jesteśmy. Z kolei ta świadomość powinna likwidować bunt, jaki pojawia się w życiu każdego człowieka. Nasuwa się jednak pytanie, jak to uczynić. Święty Jan Chrzciciel przychodzi nam z pomocą. Po proteście skierowanym do Chrystusa z uwagą przysłuchuje się Jego argumentom. Owo nasłuchiwanie staje się skutecznym narzędziem zmiany decyzji.

Nasłuchiwanie Bożych słów w obecnych czasach nie jest łatwe. Współczesna cywilizacja boi się ciszy. Jakże wielu z nas zaczyna dzień od włączenia radia czy telewizora. Porządek dnia chrześcijanina zakłada jednak zupełnie inną praktykę. Aby nie minąć się ze słowem Bożym, dzień trzeba zacząć od modlitwy. Każdy ochrzczony, mając świadomość, kim jest, nie powinien zaniedbywać tych spotkań, w których Bóg daje argumenty dla życia według Dekalogu. Może właśnie dziś, kiedy wspominamy także własny chrzest, powinniśmy uczynić rachunek sumienia z tego minimum pobożności, jakim jest poranna i wieczorna modlitwa! Adam Mickiewicz pisał w jednym ze swych utworów: „Głośniej niźli w rozmowach Bóg przemawia w ciszy, a kto w sercu ucichnie, zaraz Go usłyszy”. Człowiek nie potrafi dokonywać wyborów zgodnych z Bożą wolą, jeśli nie wyciszy swego serca, jeśli nie zacznie nasłuchiwać (chociażby na modlitwie), co Jezus chce mu powiedzieć. Łatwiej wtedy „nagiąć” swoją wolę do Bożej, tak jak to uczynił św. Jan Chrzciciel, kiedy po krótkiej przemowie Jezusa „Mu ustąpił” (Mt 3).

I jest jeszcze jedno ważne doświadczenie św. Jana Chrzciciela. Dzięki uległości stał się on świadkiem objawienia prawdziwej natury Jezusa. Stał się więc uczestnikiem ważnego wydarzenia zbawczego. Można zatem powiedzieć, że za swój wybór został natychmiast wynagrodzony. Wierność zadaniom wypływającym z chrztu niesie ze sobą konkretną nagrodę, którą jest łaska życia wiecznego. Jednak często słyszy się w rozmowach pytanie: A co ja z tego będę miał? Wielokrotnie wybory podyktowane Dekalogiem będą w pojęciu współczesnego człowieka absurdalne, nieprzynoszące korzyści. Chrześcijanin ma jednak zawsze perspektywę eschatologiczną, perspektywę życia wiecznego, które jest zależne od zasługującego życia ziemskiego. Można więc powiedzieć dla przykładu, że regularna spowiedź i komunia „opłacają się” w porządku zarówno doczesnym, jak i wiecznym, bowiem z wierności wynikającej z chrztu każdy będzie rozliczony na sądzie ostatecznym.

Jan Kochanowski pisał w utworze Satyr: „Dobrym chrześcijaninem nie tego ja zowię, co umie dysputować i ma gładką mowę, ale kto żywie według wolej Pana swego”. Posłuszeństwo wobec Tego, o którym Bóg Ojciec mówił w czasie chrztu w Jordanie: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3), staje się fundamentalnym zadaniem każdego ochrzczonego. To posłuszeństwo powinno w pierwszej kolejności dotyczyć odpowiedzi na pytania, które słyszą rodzice w czasie chrztu własnego dziecka: Czy wierzysz? Czy wyrzekasz się? Odpowiedź człowieka ochrzczonego przekłada się na jakość życia, uległość wobec Bożej woli, nasłuchiwanie Bożego słowa. Taką właśnie postawę ukazuje nam dzisiaj św. Jan Chrzciciel.