Uniżenie Jezusa, ks. Kazimierz Skwierawski


Bóg przez swoje uniżenie podźwignął upadłą ludzkość. Liturgia pokazuje nam bezmiar tego uniżenia, wyrażającego się w zgodzie na pogardę, lekceważenie, odrzucenie i nieposłuszeństwo wobec słowa, które Bóg nieustannie kieruje do swojego ludu. Pismo Święte z niezwykłą wyrazistością uświadamia nam, że człowiek ma przedziwną skłonność do tak lekceważącego zachowania. Przez całą historię zbawienia Bóg trafia na skałę ludzkiego serca, ale nie przestaje jej obsiewać swoim słowem. Im dłużej napotyka na odrzucenie, pogardę i lekceważenie, tym wytrwalej kontynuuje swój – wydawałoby się bezsensowny – siew. Dlatego „gdy (...) nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego” (Ga 4,4). Ten Syn uniżył się, stając się człowiekiem i wystawiając się na pogardę ludzką.

Ewangelia ukazuje, z jak wielkim lekceważeniem odnoszą się do Jezusa mieszkańcy Nazaretu. Świadczą o tym niedowierzanie Mu, powątpiewanie o Nim, jak również bolesna skarga samego Chrystusa. On dzieli się z nami tym, co tkwi jak cierń w Jego sercu, bowiem ludzka pogarda niezwykle mocno Go dotyka: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6,4). Tylko tam może do tego dochodzić! Podobnie zapłacze Jezus nad Jerozolimą, gdyż nie rozpoznała czasu swojego nawiedzenia.

Tak było za ziemskiego życia Jezusa. On przyszedł na świat, aby założyć Kościół, nową rodzinę, do której i my należymy, i stworzyć nową ojczyznę. A chociaż powiedział: „królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36), to właśnie z tego świata zaczął wybierać sobie ludzi, za którymi wstawiał się u Ojca, aby mogli tworzyć Jego nową ojczyznę, w której nie będzie już lekceważony i pogardzany. Patrząc na to przez pryzmat dwóch tysięcy lat, słusznie powinniśmy pytać o nas samych.

Kiedy słuchamy dzisiaj tych słów Ewangelii, rysuje się przed nami bardzo wyraźnie, że ojczyzną Chrystusa jest Kościół. Jego krewnymi są chrześcijanie. To my jesteśmy Jego ojczyzną, krewnymi, a także Jego domem! Jesteśmy krewnymi, bo łączą nas z Nim więzy krwi – przyjmujemy przecież Jego Ciało i Krew. Otrzymaliśmy nieprawdopodobną godność i równocześnie niezwykłe zadanie: nie dopuścić, aby kiedykolwiek w naszym życiu doszło do zlekceważenia Chrystusa i pogardzania Nim!

W szczególny sposób domem Jezusa są kapłani. Przecież kiedy za chwilę celebrans wypowie słowa: „To jest moje Ciało, to jest moja Krew”, nie będzie to jego ciało i krew, tylko Chrystusa. Kiedy spowiednik posługuje w konfesjonale i wypowiada słowa: „Ja odpuszczam tobie grzechy”, to przecież nie on je odpuszcza, ale Jezus. Kapłan jest więc szczególnym domem Zbawiciela.

Dziś my wszyscy jako Kościół, ojczyzna Chrystusa, jego krewni, musimy sobie zadać kilka pytań: Czy Go nie lekceważymy? Czy Nim nie gardzimy? Czy nie patrzymy jedynie z boku, powtarzając błąd mieszkańców Nazaretu, którzy, mimo że byli w jakiś sposób zaintrygowani Jezusem, to jednak Go nie przyjęli? Powinniśmy zapytać: Czy jesteśmy chociaż tacy jak oni?! Czy przynajmniej zastanawiamy się, „skąd On to ma” (Mk 6,2)? Czy widzimy w Nim coś niezwykłego? Czy potrafimy ocenić Jego mądrość? Czy żyjąc w tym świecie – spotykając ludzi, przeżywając rozmaite sytuacje, natrafiając na różnorodne opinie, karmiąc się wieloma źródłami wiedzy – rozumiemy, że On jeden dysponuje prawdziwą mądrością, która jest niezgłębiona?!

„I takie cuda dzieją przez Jego ręce!” (Mk 6,2). Czy potrafimy docenić ich wagę – choćby tego, co dokonuje się w Eucharystii czy w sakramencie pokuty, kiedy On odpuszcza nam grzechy? Czy wiedząc o tym, w żaden sposób nie lekceważymy tych łask przez ich zaniedbanie? Gdybyśmy bowiem naprawdę pojęli mądrość i miarę cudów Jezusa, nikt z nas nigdy nie opuściłby ani jednej Komunii Świętej i nie przeżył żadnego dnia bez łaski uświęcającej!

Wielu wiernych często spóźnia się na Mszę Świętą. Czy to nie jest jawny dowód lekceważenia Chrystusa? Czy to nie jest wyraźny znak, że nie potrafimy docenić cudu, jaki się tu dokonuje na naszych oczach? Tak jak mieszkańcy Nazaretu wciąż nie jesteśmy zdolni właściwie przyjąć Jezusa, stąd nawet nie przygnębia nas strata, jaką ponosimy w każdej sekundzie naszej nieobecności tutaj – „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6,4).

Przeżyjmy dziś bardzo mocno tę prawdę, że stanowimy ojczyznę Jezusa, że wiążą nas z Nim najprawdziwsze więzy, które zostały zadzierzgnięte na chrzcie, i że nieustannie potrzebujemy transfuzji Chrystusowej Krwi, abyśmy mogli przejrzeć i usłyszeć, aby oczy nasze były nieustannie zwrócone na Boga, aby nie było w nas cienia lekceważenia Go. Aby było w nas nieustanne pragnienie przyjęcia wszystkiego, co Jezus chce nam dać; by mógł obsiać nasze serca każdym swoim słowem i by nie było w nas żadnej cząstki, która nie zostałaby obsiana. Abyśmy nie kwestionowali mądrości Boga, ale szli za Nim.

Prośmy Go, aby nie dopuścił, byśmy kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób odważyli się Mu uchybić, czegoś zaniedbać, coś utracić z tego, co chce nam dać, wywołując Jego bezbrzeżne zdziwienie naszym niedowiarstwem, a siebie narażając na to, że On pójdzie nauczać gdzie indziej.