Współczesna miłość bliźniego, ks. Janusz Mastalski


Pamiętamy, jak bardzo zbulwersowała opinię publiczną wiadomość o tym, że jeden z najwybitniejszych psychoterapeutów wykorzystywał swoich małych pacjentów. Guru polskiej psychoterapii okazał się niegodnym swojej profesji i autorytetu. Można powiedzieć, że takie wydarzenia mają charakter znaku czasu, bowiem tam, gdzie człowiek powinien czuć się najbezpieczniej, musi odczuwać lęk.

Inny przypadek: zabójstwo młodej dziewczyny jadącej do Warszawy na wstępne egzaminy – młodzi ludzie zabijają ją, aby uczcić własne urodziny. Jakie są granice ludzkiej podłości i nienawiści? To też znak czasu! Także w naszych domach można odnaleźć wiele nieprawości, które pokazują kondycję polskiej rodziny.

Stąd też w kontekście tych wydarzeń przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest szczególnie ważna. W tej perykopie znajduje się odpowiedź na fundamentalne dla współczesnego człowieka pytania: „Kim jest bliźni i co znaczy kochać go?”. To pytania nie tylko o miłość męża, żony, dzieci czy rodziców, ale także sąsiada i każdego napotkanego człowieka. Samarytanin pokazuje nam wszystkim konkretne wymiary tej miłości, jej cechy. Cała przypowieść bulwersowała współczesnych Chrystusowi Izraelitów, bowiem Samarytanie nie byli zbyt szanowani przez Żydów. Postawienie jednego z nich za wzór miało wręcz charakter obrazoburczy. Nasuwa się więc prosty wniosek: Mistrzowi z Nazaretu bardzo zależało na ukazaniu prawdziwej miłości bliźniego. Na czym zatem ona polega, co zakłada?

Kiedy Samarytanin przechodził obok człowieka potrzebującego, „wzruszył się głęboko”. Nie ma prawdziwej miłości – małżeńskiej, rodzicielskiej czy synowskiej – bez wrażliwości, czyli wyczulenia na potrzeby i oczekiwania innych. Jeśli jesteśmy zniewoleni znieczulicą, nie potrafimy kochać. Niech za przykład posłuży sytuacja w pewnej rodzinie, w której żona czeka już dwadzieścia pięć lat, żeby mąż przyszedł trzeźwy z pracy. Jeszcze się nie doczekała! Czeka, aby normalnie porozmawiać ze swoim wybranym, ukochanym partnerem życiowym. On jednak wraca w nocy i często wszczyna awantury. Brakuje mu wrażliwości na potrzeby domowników. W tym domu nie będzie miłości, dopóki nie pojawi się wrażliwość. Gdyby dzieci miały świadomość, że każda kłótnia z rodzicami skraca im życie, postępowałyby inaczej!

Nie wystarczy jednak tylko wzruszenie. Można pokiwać głową, współczuć, ale z tych uczuć nic nie wynika. Trzeba uczynić na drodze miłości kolejny krok, krok, który zrobił Samarytanin. „Opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem”. Człowiek ten uaktywnił się i uczynił coś konkretnego. Aktywność polega nie na wielomówności, wielosłowiu, ale na konkretnych czynach. Nie wystarczy mówić komuś: „Kocham cię!”. Potrzeba potwierdzenia tego wyznania. W jednym z odcinków serialu Na dobre i na złe wnuczka oddała na święta swoją babcię do szpitala pod pretekstem badań. Okazało się jednak, że prawdziwym motywem tej decyzji było to, że chciała wyjechać ze swoim chłopakiem na narty! Babcia do końca nie wierzyła, że to prawda! Cóż z tego, że wnuczka często zapewniała ją o swojej miłości, skoro zabrakło potwierdzenia tego w czynach, zabrakło przysłowiowej kropki nad „i”. Nie uczyniła ważnego gestu, nie dokonała umiejętnego wyboru – nie zrezygnowała ze swoich zachcianek w imię miłości bliźniego.

Tu dochodzimy do trzeciego kroku na drodze miłości. Samarytanin wyjął dwa denary i dał je gospodarzowi... Pokazał, że człowiek powinien być ofiarny. Jeśli czegoś brakuje w naszych rodzinach, to właśnie ofiarności, która likwiduje myślenie w kategoriach „czy się coś opłaca”. „Czy opłaci mi się, jeśli komuś przebaczę, pomogę?”

Kiedyś polska telewizja, informując o trzęsieniu ziemi w jednym z krajów arabskich, pokazała (chyba niepotrzebnie) wydobyte spod gruzów ciało matki, która trzymała w objęciach swojego pięcioletniego synka. Wiedząc, że nie ma szans na ratunek, osłoniła go ciałem, by choć trochę zmniejszyć ból. To jest właśnie ofiarność. Bycie z kimś do końca, nawet za cenę życia. Jeśli chcemy prawdziwie kochać, musimy być ofiarni.

Można jednak powiedzieć: „Nie jest łatwo kochać! W moim domu panuje ciężka atmosfera, a te wszystkie kroki na drodze miłości (wrażliwość, aktywność i ofiarność) są niemożliwe do zastosowania w naszej rodzinie”. Tym wszystkim wątpiącym trzeba przypomnieć słowa Boga skierowane do Mojżesza, które słyszeliśmy w pierwszym czytaniu: „polecenie to, które Ja dziś daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem”. Spróbujmy więc w kontekście tego wezwania odczytać na nowo treść przykazania miłości bliźniego.