Wyjść z więzienia, ks. Kazimierz Skwierawski


„Przybądź o Panie, aby nas wybawić” - tak śpiewaliśmy. Jeżeli ktoś woła do Pana Boga z przekonaniem i prośbą, aby go wybawił, to musi być świadomy swego niedob­rego położenia. Ewangelista mówi nam, że Jan Chrzciciel był w więzieniu, co jest również oznaką nieprzyjemnej sytuacji. Każdy z nas ma jakieś swoje więzienie, w któ­rym żyje na co dzień. Tym więzieniem jest nasze ciało, które nas ogranicza. Doznajemy z jego strony wielu słabości, a im bardziej postępują lata, tym bardziej nie chce nas ono słu­chać. To najbardziej bliskie więzienie, z którego chcemy być wybawieni. Takim wię­zieniem jest nasz dom, który stawia nas na przestrzeni ograniczonego terytorium. Częs­to w tym więzieniu są przekroczone granice wzajemnej intymności, człowiek obija się o człowieka, brakuje mu cierpliwości. Takim więzieniem jest nasza praca, z którą się na co dzień borykamy. To są bardzo realne więzienia. A przecież jest wiele innych, które sami sobie stworzyliśmy. Takim więzieniem jest cały świat medialny, z którym się spotykamy i który wciska nam swoje wymysły. Takim więzieniem jest świat reklamy i marketingu, który jest w stanie kompletnie zawrócić nam w głowie i spus­toszyć nasze serce.

Jeżeli mamy do Boga śpiewać w sposób odpowiedzialny: „Przybądź, aby nas wy­bawić”, to musimy być świadomi, od czego Bóg ma wybawić. Jakie więzie­nie ciąży nade mną najbardziej, ograniczając totalnie moją wolność? Ale czy chcę, że­by mnie Bóg wybawił? Czy czasem nie jest tak, że ta niewola, zależność i ograniczenie mi się spodobały? Czy się z nimi nie oswoiłem i nie chcę, żeby mnie Bóg wybawiał? Czy jestem pełen radości, że zlokalizowałem jakoś swój niedobry stan i że Bóg przychodzi mnie wybawiać? Oto prawdziwa radość adwentowa związana z przyjś­ciem Boga. Tylko wtedy można zrozumieć słowa proroka Izajasza, który mówi: „przybę­dą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na twarzach: osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie”. Mieć świadomość własnego więzienia, w któ­rym się znalazłem i z którego Bóg może mnie wydobyć - to jest podstawowa sprawa, która jest nam dzisiaj uświadamiana.

Jan Chrzciciel daje nam niezwykle piękne świadectwo. Siedzi w więzieniu i − jak słyszymy − nie uskarża się na swoje położenie. Nie zastanawia się, kiedy spadnie mu głowa. W ogóle nie ma takich problemów! On ma tylko jedno zasadnicze pragnienie - chce wiedzieć, co czyni Jezus. To jest niezmiernie pouczające dla nas. W jakichkol­wiek więzieniach czy innych warunkach życia się znajdujemy, kiedy mamy jakiekol­wiek problemy - winniśmy naśladować Jana Chrzciciela. Wszędzie tam, gdzie się znaj­duję, jedno jest ważne, abym miał ucho wysunięte ku Chrystusowi i słuchał, co On mó­wi i czyni.

Janowi więzienie w ogóle nie przeszkadza. Co więcej, on znajduje sposób, żeby dotrzeć do Jezusa. Nie tylko słucha, co On mówi, nie tylko dochodzą do niego wieści o Jego czynach, ale On się nad tymi słowami i czynami Jezusa zastanawia. Zaczyna mieć wątpliwości, które układają się w najważniejsze pytanie, jakie zadał człowiek Bo­gu. Chyba nie ma zdania ważniejszego! „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”

Czy faktycznie opieram swoje życie na Chrystusie? Czy na Niego czekam? Czy z Nim rozmawiam? Czy nic w moim życiu nie jest w stanie przeszkodzić mi w kontak­towaniu się z Jezusem? Czy jestem na tyle mądry, żeby w wątpliwościach i py­taniach - a któż ich nie ma - prosić o rozwiązanie samego Jezusa, z Nim się kontakto­wać w każdy dostępny sposób: bezpośrednio, na modlitwie, przez pośredników, których Bóg daje? Czy rzeczywiście stawiam Chrystusowi w swoim życiu to podstawowe py­tanie?

Jesteśmy mądrzejsi od Jana Chrzciciela o dwa tysiące lat. Wiemy już, że Chrys­tus jest rzeczywiście Tym, na którego powinniśmy czekać, że On słusznie ma prawo przykuć naszą uwagę. Możemy zadać sobie pytania: Komu pozwalam w swoim życiu przykuć moją uwagą? Na kogo czekam? Czy rzeczywiście czekam na Jezusa? Czy On jest Tym, który przykuwa moją uwagę, i w jakim stopniu? Czy w każdych warunkach, jakie mam, potrafię zwrócić uwagę na Niego, popatrzeć Mu w oczy?

Prawda o naszym życiu jest taka, że żyjemy pod wejrzeniem Ojca, który na nas patrzy. Czy jestem na tyle mądry, by patrzeć w oczy Boga? I czy jestem na tyle mądry, żeby z Bogiem, który i patrzy na mnie, i mówi do mnie, i chce ze mną rozmawiać, podjąć rozmowę? Każda autentyczna modlitwa jest rozmową z Bogiem. Jest słuchaniem tego, co On mówi, i zadawaniem Mu pytań, na które On zawsze odpowie.

Widzimy, że Jezus natychmiast odsyła uczniów Jana Chrzciciela, mówiąc: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie”. Odpowiedź Je­zusa idzie zawsze po linii naszego życia. Nie jest gdzieś obok niego, jest zawsze w sa­mym środku życia. Jezus odwołuje się do tego, że uczniowie Jana Chrzciciela mają uszy i oczy, widzą i słyszą. Mogą zobaczyć, jaka jest prawda Jezusa, czego naucza, ja­kich dokonuje czynów. Są to te same czyny, o których - słyszeliśmy to dzisiaj - proro­kował Izajasz. Że to się właśnie dzieje, że to, co było obiecane, spełnia się w Jezusie. Jezus kończy znamiennym zdaniem: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Moi drodzy, życie ludzkie jest rozpięte między tymi dwoma zdaniami. Pyta­niem człowieka: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” i odpowiedzią Jezusa: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Każdy człowiek - jest to rzecz zupełnie naturalna - w swoim rozwoju ma prawo pytać Jezusa: czy rze­czywiście jest Tym, który powinien przykuwać uwagę i ogniskować wszystko, co się w życiu dzieje. Każdy ma prawo pytać. Oby każdy miał tyle mądrości, aby pytać Jezusa! I każdy może usłyszeć od Jezusa tę odpowiedź: „Bło­gosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Jeżeli postawiłeś na Mnie - mówi Pan Je­zus do człowieka - to się nie zawiedziesz, bo: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Zauważmy tę odpowiedź w kontekście Jana Chrzciciela, który siedzi w więzie­niu. Pan Jezus nie mówi, że go wyciągnie z więzienia, ani że go obroni przed Herodem. Ta odpowiedź znaczy: jesteś w więzieniu, więc siedź tam, aż do ucięcia głowy, ale nie zwątp we mnie - będziesz błogosławiony! I Jan Chrzciciel odpowiada na to fantas­tycznie. Rzeczywiście do końca wypełnia swoją misję.

Jezus nam uświadamia, że nie jest ważne to, kiedy spadnie nasza głowa, kiedy oddamy życie, ważne jest tylko, czy wypełnimy w życiu misję, z którą zostaliś­my posłani na ziemię - „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Zauważmy, że to jest jedno z wielu błogosławieństw. Błogosławieństw nie jest tylko osiem, jest ich bardzo dużo w Piśmie Świętym. Oto jedno z nich - moja kolejna ścieżka, na której mogę uzyskać szczęście, jeżeli nigdy nie zwątpię w Jezusa.

„Jezu, ufam Tobie” przełożone na niezwykły konkret życia. Ufam Ci nie tylko wtedy, kiedy wypowiadam ten akt strzelisty, kiedy się modlę Koronką do miłosierdzia Bożego, ale ufam Ci, choćbym się znajdował w bardzo przykrym położeniu. Wtedy też moje życie całkowicie buduję na Tobie, bo ufam Ci bezwzględnie!

„Błogosławiony, kto we Mnie nie zwątpi”. Te same słowa powiedział Pan Jezus do Giedroycia: „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia”. Jaka jest wspaniała i fantastyczna perspektywa mojego życia, byle rozegrała się między tymi dwoma klu­czowymi zdaniami: moim pytaniem postawionym Jezusowi i odpowiedzią, jaką przyj­mę z Jego ust. Odpowiedzią, która naznaczy moje życie, a do tego jestem wezwany!

Moi drodzy, do wielkich rzeczy zostaliśmy wezwani, ale jesteśmy to w stanie dostrzec jedynie wtedy, kiedy się nawracamy. Kiedy nie pozwalamy na to, aby dać się ograniczyć, zamknąć w jakimkolwiek więzieniu, które przykuje na tyle naszą uwagę i tak rozbudzi nasze oczekiwania, że w ogóle nie będziemy zwracać uwagi na Jezusa.

Dzisiejsze słowo Boże apeluje do nas, abyśmy nie popełnili w swoim życiu takiego błędu.