Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Miejcie się na baczności przed ludźmi. Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować (Mt 10, 17).

1. Biblia

Biblijny świat zapełnia wielu nieprzyjaciół. Czytelnik, który pierwszy raz sięga po Biblię, oczekując, że tę religijną księgę przenika daleka od otaczającego nas życia atmosfera wysublimowanej duchowości, będzie wielce zaskoczony. Gdyby oczyścić psalmy, przysłowia, Ewangelie i listy, a też teksty prorockie z nieprzyjaciół, pozostałaby opowieść zagadkowa i pełna luk, a też pozbawiona znaczenia. Nieprzyjaciele to problem, który Bóg osobiście rozwiązuje, a autorzy biblijni to opisali. Ponieważ znaczną część Biblii zajmuje opowieść o Izraelu, wielu opisanych nieprzyjaciół to wrogowie narodu wybranego. Nieprzyjaciółmi Izraela są przede wszystkim narody – etniczne i państwowe wspólnoty, które pojawiają się pod różnymi nazwami, ogólnie jednak zaliczane do kategorii pogan, czyli ludzi nie należących do ludu Izraela. Poganie są bałwochwalcami, którzy sprzeciwiają się Izraelowi i jego Bogu. Nawet gdy wrogowie są pojedynczymi osobami (co częste w Księdze Psalmów), odzwierciedlają narody wrogie Izraelowi. Biblijny wizerunek nieprzyjaciela przystaje jednocześnie do narodów, jak i poszczególnych osób. Bardziej dramatyczny charakter ma podział na wrogów ludzkich i duchowych, przy czym ci ostatni zostali dokładniej opisani w Nowym Testamencie.

Czasami we wrogów człowieka zmieniają się rodzina i przyjaciele. Bóg mówił o Izraelu: „Lecz wy właśnie postępujecie z moim ludem jak wrogowie” (Mi 2, 8). Jezus wypowiedział zaskakujące słowa: „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz”, i zwrócić członków rodziny przeciwko sobie, tak że „będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy” (Mt 10, 36; por. Mi 7, 6). Najwyższym wyrazem ironii jest to, że Izraelici – w wyniku swojej odpowiedzi na Ewangelię, jak też nawróceń wśród pogan – stali się „nieprzyjaciółmi [Boga] ze względu na wasze dobro; gdy jednak chodzi o wybranie, są oni – ze względu na praojców – przedmiotem miłości” (Rz 11, 28). Jakub przypominał na jakiej podstawie można odróżnić przyjaciół od nieprzyjaciół Boga: „czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem?” (Jk 4, 4).

Uczniowie Jezusa spotkają się z opozycją ze strony ludzi, którzy „będą was wydawać sądom” – co jest nawiązaniem do lokalnych rad żydowskich, utrzymujących porządek publiczny i mogących wymierzać kary, wliczając w to chłostę w swych synagogach. Po drugie, wzmianka o namiestnikach i królach wskazuje na nieżydowskich władców, którzy będą prześladować apostołów. Bóg wykorzysta te prześladowania jako okazję dla apostołów, by dali świadectwo im i poganom. Gdy nadejdzie pora dania tego świadectwa, nie będą musieli martwić się o to, co mówić, gdyż „Duch Ojca waszego będzie przemawiał” przez apostołów, udzielając im słów potrzebnych do złożenia świadectwa. Po trzecie, uczniowie spotkają się z opozycją także ze strony członków rodziny. Nawet dzieci zwrócą się przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Podsumowując, nie będzie takiej sfery społeczeństwa, która nie wystąpiłaby przeciw apostołom.

Dawanie świadectwa nieodłącznie wpisane jest w posłannictwo uczniów Jezusa Chrystusa. Wypowiedzi Mistrza z Nazaretu skierowane do apostołów jednoznacznie wskazują na podstawowe znaczenie i obowiązek dawania świadectwa przez chrześcijan wszystkich wieków. Jezus, wstępując do nieba po zmartwychwstaniu, w swych ostatnich słowach wyraźnie określał ich jako świadków: „Wy będziecie świadkami tego” (Łk 24, 48). Wcześniej zaś, wysyłając ich do dzieła misyjnego, zapowiadał im czekające ich trudności i prześladowania: „Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom” (Mt 10, 18). Apostołowie, a po nich również wszyscy wierzący, wobec cierpień z powodu Chrystusa mają stać się swoistym świadectwem. Dawanie świadectwa przez przelanie krwi i cierpienie stało się więc, z woli samego Chrystusa, warunkiem sine qua non bycia chrześcijaninem. W sposób szczególny miało to miejsce w czasie prześladowań, kiedy chrześcijaństwo traktowane było jako religio illicita, a wyznawcy Chrystusa przemocą byli zmuszani do składania ofiar, oddawania czci posągom czy też wydawania świętych ksiąg, stając się niejednokrotnie męczennikami (C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 142–143; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 587, 591; M. Wysocki, Męczennik jako świadek w Aktach męczenników, Verbum Vitae 28(2015), s. 347–348).

2. Sztuka

Środkowa tablica Tryptyku świętego Szczepana – namalowanego w roku 1617 przez Petera Paula Rubensa (1577–1640) dla benedyktyńskiego opactwa Saint-Amand-les-Eaux, niedaleko Valenciennes, we Francji – ilustruje chwilę jego narodzin dla nieba. Mistrz flamandzkiego baroku odsłania przez nami scenę ostatnich chwil ziemskiej wędrówki Szczepana. Pośrodku rozszalałego tłumu oprawców klęczy święty diakon odziany w białą albę oraz bogato zdobioną dalmatykę w kolorze krwistej czerwieni. Kolor zdaje się wskazywać na męczeńską śmierć poniesioną w imię Chrystusowej miłości. Dalmatyka została ozdobiona wizerunkami Chrystusa, Matki Bożej oraz świętych, których przedstawienia otoczono dodatkowo złotym haftem.

Święty Szczepan osuwa się na ziemię, upada pod ciosami rzucanych kamieni. Oszalały z wściekłości tłum muskularnych mężczyzn, pałających żądzą mordu, pastwi się nad małym-wielkim człowiekiem, który oddaje się w ręce Pana. Pełna pokory, spokojna postawa męczennika kontrastuje z dynamicznie ukazanymi postaciami oprawców. Wszyscy mają w dłoniach kamienie, jeden z nich zada za moment śmiertelny cios. Rubens zatrzymuje akcję w chwili, gdy niemal wszyscy „podnoszą rękę” na świętego. Ludzie w różnym wieku i różnych ras, wszyscy chcą zgładzić sprawiedliwego, nawet pies szarpie jego szatę. Może w ten sposób malarz ukazuje, że przyczyną męczeństwa Szczepana jest grzech człowieka, nie jakiegoś konkretnego Żyda opisanego w Piśmie Świętym, członka Sanhedrynu, lecz po prostu gniew, złość, próżna duma grzesznika. Ale jest to też przedstawienie osamotnienia Szczepana w chwili śmierci, człowieka opuszczonego przez wszystkich, któremu nikt, mówiąc po ludzku, nie pomógł.

Szczepan, modląc się na klęczkach za swych prześladowców, umiera. Jego twarz i ciało są sine, już jakby bez życia. I Oto nad świętym otwiera się niebo i Szczepan „ujrzał chwałę Bożą” (Dz 7, 55). Zza chmur wyłania się postać tronującego Boga Ojca z kulą, która jako kształt najdoskonalszy ze wszystkich, bez początku i bez końca, symbolizuje nieskończoność i wieczność Boga, zawierającego w sobie wszystko. Po Jego prawicy stoi spowity w czerwoną szatę Chrystus, którego łagodne spojrzenie wydaje się spoczywać na twarzy męczennika. Jego głowę otacza promienista aureola przypominająca blask światła słonecznego.

Szczepan sam, podobnie jak Chrystus na Golgocie, umiera poza murami Jerozolimy, które widać po lewej stronie obrazu. Według tradycji egzekucja pierwszego męczennika miała miejsce przy wschodniej bramie miasta, która nazwana została imieniem świętego, lub w pobliżu bramy północnej, dzisiaj zwanej Damasceńską, gdzie w roku 455 cesarzowa Eudoksja (401–460) miała wznieść świątynię ku czci świętego Szczepana (M. Wrześniak, Święty Szczepan, pierwszy męczennik [w]: Święci według mistrzów. 100 dzieł wielkich malarzy, red. E. Olczak, Warszawa 2009, s. 76–79).

3. Życie

„Męczeństwo jest propozycją, nie nakazem. Ja nie potrzebuję w hospicjum męczenników, tylko fachowców. To samo mówię rodzicom, którzy zapewniają mnie, że nie potrzebują żadnej pomocy. Ja sama dam radę – przekonuje mnie matka. Wiem, że pani sobie ze wszystkim sama poradzi, ale już macie z mężem nocleg w Kazimierzu Dolnym, macie pojechać. Zaczyna się obiadem w sobotę, wrócicie po obiedzie w niedzielę. To niemożliwe – słyszę często. Wtedy bywam ostry: Widzę, że ma pani psychologiczny łańcuch przy łóżku, niepotrzebnie. Pielęgniarki mają specjalizację, pani te pielęgniarki zna, bo regularnie do pani przyjeżdżają, ja wszystko sfinansuję, a wy sobie jedziecie, okres narzeczeński robicie w Kazimierzu. Czasem też dopytuję, kiedy mają wesele w rodzinie, gdzie chcą jechać na wakacje, i pomagamy tak to zorganizować, żeby mogli odpocząć, odetchnąć. Mam możliwość sfinansowania takich wyjazdów. A bywa też tak, że trzeba jedynie matkę przekonać, i jak to się uda – choć niekiedy trwa to jakiś czas – to zaczynają co roku wyjeżdżać.

A rodzina na to: „Porzucacie dziecko!

To jest jeden problem, ale nie jedyny. Często nakładają się na to jeszcze inne. Matka jest przy dziecku, a gdy ojciec chce pomóc, słyszy od niej: Zostaw, ja to lepiej zrobię. Zawsze wtedy interweniuję: Pani sobie kręci sznur na szyję. Jeśli pani tak będzie mówić mężowi, to za trzy lata nasza rozmowa będzie zupełnie inna, bo mąż powie: „Sorry, kochanie, ale ja nic nie jestem w stanie zrobić, bo ty wszystko lepiej robisz przy dziecku”. I to będzie zupełnie naturalne. Dlatego zawsze proponujemy, że wszystkiego nauczymy ojca, a matka niech w czasie, gdy on będzie się zajmował dzieckiem, idzie do fryzjera. Drugim elementem jest najbliższa rodzina. Jeżeli ktoś ma chore dziecko, to cała rodzina dookoła z jednej strony mu współczuje, ale z drugiej strony mówi: Ale szczęściara, nie musi pracować. To jest chore, ale tak bywa: część rodziny uważa, że matka chorego dziecka tylko siedzi w domu. Nie jest więc łatwo przekonać matkę, żeby w siebie inwestowała. Ale udaje się. Trzeci problem to opinia społeczeństwa. Ludzie mielą ozorami: No jak to? Mają chore dziecko i sobie jadą na wakacje? O, tu jeszcze przyjeżdżają z hospicjum, wszystko im przywożą. Boże, jak jej jest fajnie. Wszyscy jej pomagają. Pojawia się zazdrość, a niekiedy hejt” (F. Buczyński, Z Bogiem trzeba się kłócić. O pomocy, przeprowadzaniu na drugą stronę i osobistych cudach, Kraków 2022, s. 39–42).