Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Powstań! Świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą (Iz 60, 1).

1. Komentarz naukowy

W Piśmie Świętym światłość jest w istotny sposób związana z dziełem stworzenia i zbawienia. Według Rdz 1, 1-2, 4a stworzenie świata rozpoczyna się od stworzenia światłości, a Apokalipsa zamyka Biblię obrazem Niebieskiego Jeruzalem, miasta pełnego światła, będącego symbolem nowego stworzenia i nowego nieba. W Starym Testamencie światłość, która była dobra (Rdz 1, 4), jest symbolem istnienia i życia (oznaczającego widzenie światła). Sprawiedliwy Sługa Jahwe, ocalony od śmierci, ujrzy światło i nim się nasyci (Iz 53, 10-11), bezbożny zaś musi iść do pokolenia swych przodków, do tych, co na wieki nie zobaczą światła (Ps 49, 20; por. Hi 3, 16).

Symbolika światłości związana jest z manifestującą się przed człowiekiem obecnością Boga. Ciemności symbolizują dominację grzechu (Iz 59, 2. 9), przestępstwa (zazwyczaj popełniane nocą – Hi 24, 13-15); łączą się ze strachem, lękiem i obawą przed dniem sądu Bożego. Prorocy odnoszą symbol światłości do ludu przymierza, który jest światłością, podczas gdy inne ludy kroczą w ciemnościach, w cieniu śmierci (Iz 9, 1-4; 42, 6). Jako wspólnota światłości lud ten winien postępować w światłości (Iz 50, 10) i promieniować światłością (Iz 60, 2).

Jakkolwiek chwała Jahwe łączy się ściśle ze światłem (konkretnie oznacza zjawisko ogniste, lśniące i promieniujące), nie są to terminy synonimiczne ani nawet paralelne; chwała jest wokół i przy Jahwe, jest Jego istotą, czego nie można powiedzieć o świetle. To pochodzi wprawdzie od Boga, ale umożliwia jedynie oglądanie Boga, uczestnictwo w życiu aprobowanym przez Niego, w Jego zbawieniu. Jerozolima ma się stać światłem, bo chwała Jahwe, jej światło, pojawiło się nad nią. Pojawienie się światła i wzejście chwały nad Jerozolimą uwydatniło mroki pozostałej ziemi. Zbawienie przyniesione i objawione stolicy dzieli świat na dwie części: na lud Boży, cieszący się Jego światłem, żyjący w obecności Jego chwały, i na narody spowite w mroki oddalenia od Boga, nieobecności Bożej. To zarysowujące się przeciwieństwo ma właśnie wypełnić Jerozolima, przyciągając siedzących w ciemnościach do światła Jahwe. Wobec tej zbawczej światłości Boga blednie wszelka światłość naturalna, kosmiczna. Jerozolima ma stać się miastem, w którym rzeczywistość ziemska styka się bezpośrednio z rzeczywistością Bożą; w jej blasku każdy chętny znajdzie najpewniej swoją drogę ku Bogu (H. Witczyk, Światłość – ciemność [w]: Nowy słownik teologii biblijnej, pod red. H. Witczyka, Lublin-Kielce 2017, s. 868–871; Księga Izajasza II–III, 40–66. Wstęp, przekład z oryginału, komentarz, ekskursy, oprac. L. Stachowiak, Poznań 1996, s. 275–276).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Światłość to nie to samo co źródło światłości i nie to samo co oświetlony przedmiot. Bóg jest jak światło samo w sobie, które oderwało się od swego źródła, będąc samo dla siebie źródłem, i które nie utożsamia się z oświetlanym przedmiotem. Nasze oczy zwracają się zazwyczaj ku temu, co światło oświetla, ale prawie nigdy nie staramy się patrzeć na światło jako takie. Wydaje się nam, że jest ono niewidzialne. Niemniej dzięki światłu widzimy wszystko, co widzimy. Bóg pozwala widzieć, ale sam pozostaje niewidzialny. Cokolwiek widzimy, widzimy w przestrzeni duchowej rozjaśnionej światłością, która w ciemności świeci” (J. Tischner, Zrozumieć własną wiarę, Kraków 2012, s. 55–56).

3. Z życia wzięte

„Miałem siedem lat. Mój tata z kolegą poszli do kiosku w Poroninie – wspomina ksiądz Gut. – By do niego dojść, trzeba było przejść przez tory kolejowe. Pobiegłem, zagapiłem się. Wbiegłem na nasyp kolejowy, czułem pod nogami kamienie i nagle coś mnie zatrzymało. Nie wiem co. Nie mogłem się ruszyć. Chcę zrobić krok do przodu i nie potrafię. Trwało to pewnie sekundy, ale ja czułem, jakby zatrzymał się czas. I w tym momencie przed moim nosem przejechała rozpędzona drezyna. Siedzący na niej robotnicy mieli przerażone twarze, krzyczeli. Myśleli, że zobaczą na torach mokrą plamę. Zaczęli hamować, ale zatrzymali się dopiero dwadzieścia metrów dalej. Uświadomiłem sobie po latach, że to miało mnie zabić. Nie zabiło. Zrozumiałem, że nie mam się czego bać” (M. Jakimowicz, Pan Bóg? Uwielbiam! 44 dobre wiadomości, Kraków 2015, s. 174).

Ileż razy Bóg nas ocalił! Ileż razy otworzył nam oczy i uchronił nas przed tragedią! Bądźmy za to wdzięczni.