Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Dni moje lecą jak tkackie czółenko i kończą się, bo braknie nici. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna (Hi 7, 6-7).

1. Komentarz naukowy

Gdy ludzie doświadczają życiowych tragedii, zwracają się często właśnie do biblijnej historii Hioba, z którym mogą się w jakimś stopniu utożsamić. Obserwacja życia ludzkiego pozwala zauważyć, że jest ono wplecione w łańcuch przyczyn i skutków, które zdają się stanowić odbicie szczególnego ładu obecnego w świecie stworzonym. Stąd wniosek, że istnieje powszechny ład kosmiczny. Mędrzec, jako człowiek wiary, idzie dalej: uznaje, że ten porządek pochodzi od Boga, jako jego Stwórcy. Dzieło stworzenia według Biblii oznacza zaprowadzenie przez Boga ładu (gr. kosmos) tam, gdzie panował chaos (Rdz 1). Doświadczenie pokazuje jednak, że życie ma też drugą stronę, na którą nie mamy wpływu. Im bardziej rozglądamy się wokół siebie, tym więcej zauważamy spraw nieprzewidywalnych. Choć Bóg wyprowadził ład z chaosu, osoba ludzka ciągle napotyka wszechobecny bezład, który jej nadal zagraża. Zwłaszcza doświadczenie cierpienia i śmierci kwestionuje ten uniwersalny porządek.

Księga Hioba dotyczy istotnej kwestii egzystencjalnej: czy i jak należy mówić o Bogu podczas cierpienia? Czy raczej powinno się rozmawiać z Nim na modlitwie? Ludzkie słowo zawsze objawia coś z tego, co dzieje się wewnątrz osoby mówiącej. Można więc oczekiwać, że psychologia pomoże w lekturze Księgi Hioba. Sekwencja różnych typów języka religijnego w biblijnej Księdze Hioba przypomina model wypracowany w psychologii przez Elisabeth Kübler-Ross. Jej badania chorych terminalnie prowadzą do wniosku, że osoba umierająca przechodzi zwykle pięć etapów: bunt gniewpróbę targowania się z Bogiemdepresjęakceptację. Studiując różne typy języka, jakiego używa Hiob w trakcie dramatu, można stwierdzić, że te pięć etapów dobrze opisuje wewnętrzne doświadczenie Hioba:

Bunt. Po usłyszeniu diagnozy o chorobie terminalnej człowiek przechodzi znamienną przemianę. Jego marzenia uległy załamaniu. Doświadcza szoku; jego pierwszą reakcją jest bunt i negacja. Umierający nie akceptuje tego faktu; chciałby zanegować powagę sytuacji. W przypadku zranienia uczuć może nie uznawać faktu zranienia.

Gniew. Po pierwotnej negacji, pacjent musi przejść przez osamotnienie, konflikt wewnętrzny, poczucie winy i nonsensu. Uczucia te prowadzą stopniowo do gniewu i agresji. Chory oskarża innych za swą bliską śmierć. Człowiek ze zranionymi uczuciami oskarża innych o spowodowanie bólu, który jest w stanie go zniszczyć.

Targowanie się. Gdy umierający zmęczy się oskarżaniem innych, lekarzy i Boga, zaczyna sobie uświadamiać, że ich potrzebuje, by przeżyć, a przynajmniej opóźnić swą śmierć. Tak przechodzi od gniewu do „targowania się”. Podobnie ktoś zraniony w swych uczuciach stawia otoczeniu warunki, zanim zdecyduje się na wybaczenie swemu faktycznemu bądź tylko urojonemu winowajcy.

Depresja. Kiedy człowiek umierający czuje, że siły go opuszczają i kiedy uświadomi sobie, że bezużyteczne były próby targowania się, zaczyna zdawać sobie sprawę z realnych konsekwencji swej postawy. Dostrzega wówczas to wszystko, co mógł uczynić dla uniknięcia tej śmiertelnej choroby. Mógłby zarzucać sobie pewne zaniedbania, ale widzi, że jest już za późno. Chory wpada wtedy w przygnębienie, może stać się milczącym i bezczynnym. Podobnie

postępuje osoba zraniona uczuciowo: może początkowo oskarżać siebie, a potem wpada w głęboką depresję.

Akceptacja. Końcowa depresja u pacjenta w fazie terminalnej stanowi część przygotowania na śmierć. Może ona prowadzić ku powiększeniu świadomości siebie i kontaktów z innymi, aby zakończyć się ufną akceptacją. Nie chodzi przy tym o pozorną akceptację ślepego losu. Chodzi o zaufanie sobie, akceptację własnej autonomii. Człowiek może wtedy nawet zapragnąć śmierci jako wyzwolenia. Osoba zraniona uczuciowo może wyjść z depresji, mając świadomość, że doznana krzywda może prowadzić do duchowego wzrostu.

Człowiek zraniony uczuciowo po przejściu wszystkich pięciu etapów wzrostu wraca do życia ubogacony. Hiob przebył tę drogę: od powierzchownej religijności aż do samoakceptacji. Chociaż jest on nadal pełen bólu, choć został pozbawiony majątku i dzieci, jednak stał się już kimś innym. Ten, który za wszystko, co spotkało go w życiu, oskarżał Boga, teraz stał się Jego przyjacielem, a Bóg mówi o nim: „mój sługa Hiob” (42,7-8). Ten nowy Hiob wykazuje zupełnie inną postawę względem ludzi. Choć dotąd walczył ze swymi „przyjaciółmi”, teraz wstawia się za nimi (42,8-9). Hiob się zmienił i zmieniło się jego życie wewnętrzne. Jego osobowość stała się „bogatsza”; zakończenie księgi wyrazi to w prosty sposób. Bóg odnowi bogactwo Hioba w dwójnasób; stanie się on ojcem nowej rodziny i będzie żył jeszcze długo, zapewne w dobrym zdrowiu (A. Tronina, Modlitwa Hioba – od pobożnych sloganów do mistyki, Verbum Vitae 22(2012), s. 59–73).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Smutek z powodu zepsucia świata i płacz nad zbrodniami innych ludzi świadczy o godnej szacunku postawie, jaką przybrał natchniony autor, gdy mówił: Siedziałem samotnie i wzdychałem (Lm 3, 28). Tego rodzaju smutek zaliczyłbym do rodzaju, który Pismo nazywa smutkiem, który jest z Boga. Ale tylko wtedy, jeśli uczucie to, jakkolwiek dobre, jest pod kontrolą i władzą rozumu. Bo jeśli nie tak ma się sprawa, jeśli smutek tak opanuje umysł, że jego siła wiotczeje, a rozum rezygnuje z panowania (...) nie zawahałbym się zestawić i porównać taki smutek ze smutkiem, który prowadzi, jak (Paweł) mówi, do piekła. Uważałbym, że jest nawet o wiele gorszy, ponieważ taki smutek w sprawach Bożych wydaje się wypływać z duszy, która straciła nadzieję na pomoc Boga” (T. More, Traktat o smutku, znużeniu, strachu i modlitwie Chrystusa zanim Go pojmano (fragmenty) [w]: T. More, Pisma więzienne. Poprzedzone Żywotem Tomasza More napisanym przez Williama Ropera, Poznań 1985, s. 170–171).

3. Z życia wzięte

„Każdy z nas potrzebuje pojednania z Bogiem z wielu powodów. Dwa z tych powodów są najczęstsze i najgroźniejsze, gdyż najbardziej radykalnie niszczą naszą więź ze Stwórcą. Powód pierwszy to chowanie się przed Bogiem czy wręcz ucieczka od Boga na skutek naszych grzechów i wyrzutów sumienia. Im bardziej ktoś błądzi, tym częściej usiłuje sobie wmówić, że jeśli tylko oddali się od Boga albo uwierzy, że Boga nie ma, to wtedy będzie mógł łamać Dekalog bezproblemowo i bez żadnych konsekwencji. Zwykle ci, którzy – jak Adam – chowają się przed Bogiem z powodu swoich grzechów, dorabiają sobie jakąś ideologię po to, by usprawiedliwić ucieczkę przed Stwórcą.

Pewien student oznajmił mi, że odszedł od Boga i że już w Niego nie wierzy, gdyż Kościół wyrządził i wyrządza ludziom straszne krzywdy. Wobec takiego postawienia sprawy uśmiechnąłem się do mego rozmówcy i stwierdziłem, że jestem o niego spokojny, gdyż skoro jest wrażliwy na cierpienie człowieka, to nigdy nie będzie ateistą. Zaskoczony moimi słowami student zapytał: Dlaczego nie miałbym stać się ateistą? Wtedy wyjaśniłem, że nie pozwoli mu na to właśnie ta jego wrażliwość na krzywdy i cierpienia ludzi, gdyż nigdy w historii ludzkości tak niewielka grupa, jaką stanowią ateiści, nie zadała tak wielkich cierpień niewinnym ludziom. W samym tylko XX wieku i w samej tylko Europie dwa totalitarne systemy walczące z Bogiem – komunizm i faszyzm – w bestialski sposób zamordowały kilkadziesiąt milionów niewinnych ofiar. W dalszej części rozmowy mój rozmówca sam przyznał, że zaczął chować się przed Bogiem wtedy, gdy coraz bardziej krzywdził siebie oraz dziewczynę, która mu zaufała.

Inna studentka poprosiła mnie o rozmowę. Opowiedziała mi o tym, że kilka lat temu zmarł jej ojciec-alkoholik, który dręczył ją i jej matkę. Stwierdziła, że ma ogromny żal nie tylko do zmarłego ojca, ale też do żyjącej matki, która próbowała za wszelką cenę usprawiedliwiać pijaństwo męża, a swoje cierpienia i napięcia emocjonalne odreagowywała na jedynej córce. Moja rozmówczyni wyjaśniła mi, że w wakacje ma zamiar pojechać do rodzinnego domu i po raz pierwszy otwarcie wykrzyczy swój ból i pretensje. Wtedy zapytałem ją o to, jak wygląda jej obecne życie. Zareagowała zmieszaniem, a po chwili wyznała, że zaniedbała studia, że ma do zaliczenia dwa zaległe egzaminy i że pół roku wcześniej uwikłała się w więź z mężczyzną, który ją krzywdzi, a ona mimo to nie potrafi z nim zerwać.

Wyjaśniłem wtedy tej młodej kobiecie, że jeśli przed wyjazdem na wakacje solidnie przygotuje się do egzaminów i natychmiast rozstanie się z mężczyzną, przez którego cierpi, wtedy zacznie się cieszyć życiem tu i teraz i dzięki temu będzie gotowa do dojrzałej rozmowy z matką na temat bolesnej przeszłości. Jeśli sama będzie dojrzała i szczęśliwa, to pojedzie do domu już nie po to, by odreagować na matce swoją złość, uwarunkowaną w dużym stopniu własnymi błędami popełnianymi tu i teraz, lecz po to, by powiedzieć matce o tym, że ją kocha i że już rozumie, jak trudno jest kobiecie bronić się przed mężczyzną, który krzywdzi, zamiast wspierać” (M. Dziewiecki, Sychar. Pokonywanie trudności w małżeństwie i rodzinie, Kraków 2020, s. 141–142, 176).