Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja (Łk 1, 26-27).

1. Biblia

Zwiastowanie Maryi odpowiada zarówno wzorcowi obwieszczenia narodzin występującemu w Starym Testamencie, jak i starotestamentalnym narracjom opisującym powołanie kogoś przez Boga, tak jak to miało miejsce w wypadku Gedeona (Sdz 6, 11-24). Na przykład w pozdrowieniu skierowanym nie tylko do Maryi, lecz także do Gedeona, pojawia się tytuł wyrażający ich misję: „łaski pełna” i „dzielny wojowniku”. Oboje słyszą: „Pan z Tobą”. Oboje otrzymują znak i oboje akceptują swą misję, wyrażając na nią zgodę. „W szóstym miesiącu” oznacza, że mowa tu o ciąży Elżbiety, a pojawienie się anioła Gabriela łączy ten ustęp z poprzednim. Oba zwiastowania są zatem częścią jednego planu Boga.

Nazaret położone w dolnej Galilei, z dala od społecznego i religijnego centrum – świątyni w Jerozolimie – a także od głównych traktów handlowych, było małą wioską liczącą kilkuset mieszkańców, którzy trudnili się rolnictwem. Co więcej, wioska nie miała znaczenia z punktu widzenia żydowskiej tradycji – nie istniały żadne proroctwa bezpośrednio na jej temat, a w Starym Testamencie nie było o niej nawet wzmianki. Fakt, że Jezus pochodził właśnie z Nazaretu, będzie Mu poczytany na niekorzyść podczas publicznego nauczania, wioska nie miała bowiem dobrej reputacji. Sławne pytanie Natanaela: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1, 46) ujawnia, z jakim lekceważeniem odnosiła się do niego przynajmniej część Żydów. Jednak sami jego mieszkańcy patrzyli chyba na świat z większym optymizmem. Jak pisze starożytny historyk Kościoła, Euzebiusz z Cezarei, w Nazarecie mieszkali potomkowie Dawida. „Nazaret” pochodzi od hebrajskiego necer oznaczającego „gałązkę” lub „odrośl” i może odzwierciedlać nadzieję jego mieszkańców na przyjście mesjasza z pokolenia Dawida: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści odrośl z jego korzeni (Iz 11, 1).

Słowa o Maryi poślubionej Józefowi odnoszą się do zaręczyn, pierwszego etapu żydowskiego małżeństwa, kiedy pan młody wręczał oblubienicy spisany dokument dotyczący ich związku, ona jednak pozostawała w domu rodzinnym aż do właściwej ceremonii zaślubin, która miała miejsce mniej więcej rok później, i dopiero po niej przeprowadzała się do domu męża. „Maryja” jest tym samym imieniem, co Miriam (Wj 6, 20). Jest ona Dziewicą, co zostaje stwierdzone dwukrotnie, a znaczenie tego szczegółu stanie się jaśniejsze w wersecie 31.

Uderza nas kontrast zachodzący między okolicznościami, w których dochodzi do zwiastowania narodzin Jana, a okolicznościami zwiastowania Jezusa. Pierwsze ma miejsce w świątyni w Jerozolimie, drugie w mało znanej wiosce. Pierwsze następuje o ustalonej porze liturgii świątynnej – o godzinie, w której następuje drugie, nic nie wiemy. Adresatem pierwszego jest kapłan na służbie, adresatem drugiego młoda dziewczyna. A jednak drugie obwieszcza coś daleko większego niż pierwsze! Jest to zgodne z logiką Boga, który „wywyższa pokornych” (Łk 1, 52).

Pozdrowienie anioła: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna” (chaire, kecharitōmene) jest grą słów wykorzystującą podobieństwo greckich czasowników chairō i charitoō. Czasownik chaire („raduj się”) pojawia się czasami w Nowym Testamencie jako zwykła forma pozdrowienia (Mt 26, 49). Jednak w Septuagincie, której styl Łukasz naśladuje, ten czasownik tłumaczy wezwanie skierowane do ludu Izraela, by się radował: „Ciesz się tedy, Syjonu Córo!”. Co jest powodem takiej radości? Pan z Tobą – to znaczy „Pan jest pośród ciebie” (So 3, 15. 17), a zatem „nie bój się” (Łk 1, 30; So 3, 16).

Jeśli niemota Zachariasza jest znakiem tego, że w Izraelu aż do czasu wypełnienia się zamilkły proroctwa, Maryja wzywana do radości przez Gabriela reprezentuje Izrael jako wierna „Córa Syjonu”, której Bóg obwieszcza, że nadszedł czas wypełnienia (P.T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 16–18; E. Sri, W drodze z Maryją. Biblijna podróż z Nazaretu pod krzyż, Poznań 2019, s. 10–11, 14).

2. Sztuka

W zaciszu ogrodu anioł z pawimi skrzydłami przyklęka przed Dziewicą Maryją. To Gabriel, Archanioł Zwiastowania, zwiastujący błogosławieństwo pannie, której przeznaczeniem jest zostać Matką Boga. W ręku trzyma lilię, symbol czystości. Pochyla otoczoną aureolą głowę, spoglądając poza próg komnaty Maryi. Pierwsze słowa, jakie do Niej kieruje, brzmią: Bądź pozdrowiona pełna łaski. Pan z Tobą (zob. Łk 1, 28).

Fra Filippo Lippi (ok. 1406–1469) w obrazie Zwiastowanie (1450–1453, National Gallery, London) subtelnie podtrzymał symbolikę zachowanego dziewictwa Marii. Donica z liliami pełni rolę bariery pomiędzy wnętrzem komnaty a światem zewnętrznym. Nienaruszalność sypialni jest metaforą Jej nietkniętego ciała. Tylko Opatrzność może przenikać to wewnętrzne sanktuarium. Maryja w Bożym planie pełni trynitarną rolę. Jest dzieckiem Ojca, matką Syna i oblubienicą Ducha Świętego. To nie anioł jest sprawcą niepokalanego poczęcia. To dzieło Ducha Świętego, który ukazany jest w serii wyobrażeń zstępujących w kierunku wypukłego łona Maryi Dziewicy, okrytego szatą, w której znajduje się niewielki, emitujący złote promienie otwór. Maryja pokornie pochyla głowę. Zgodziła się wypełnić Boży plan. Wewnątrz niej powstała iskierka życia. Jej łono stało się sanktuarium, jej ciało – monstrancją. Krzesło, na którym siedzi, pełni teraz rolę tronu. Nieprzypadkowo karmelicki artysta udrapował jego oparcie materiałem, który wyglądem przypomina humerał – płótno liturgiczne, którym księża okrywają swoje ramiona, ręce i dłonie, kiedy niosą monstrancję chroniącą konsekrowaną hostię i udzielają błogosławieństwa.

Maryja stała się Nową Arką Przymierza. Wraz z jej fiat Kościół celebruje Jej brzemienność. Za około dziewięć miesięcy w podniosły sposób obchodzone będzie Narodzenie Chrystusa. A już niedługo – Nawiedzenie św. Elżbiety. Ale na razie, jeśli chodzi o to święto i jego wyobrażenie na tym obrazie, Maryja Panna w cichym kąciku pokoju spogląda w dół i kontempluje iskierkę Bożego życia rosnącego wewnątrz Niej (M. Morris, Królowa Nieba. Życie Maryi w dziełach mistrzów, Kraków 2020, s. 25–27; https://www.nationalgallery.org.uk/paintings/fra-filippo-lippi-the-annunciation, dostęp: 03.06.2023).

3. Życie

Kochanie, wylali mnie – wyznał Daniel z wyrazem zażenowania na twarzy. – Nie ma dla mnie pracy. Będę musiał znaleźć inną.

Nie chciałam mu wierzyć, ale mimo to zareagowałam pozytywnie. – Wszystko będzie dobrze. Damy radę. Przytuliłam go i spojrzałam mu w twarz, szukając w niej potwierdzenia. Mamy pięciu cudownych chłopaków do nakarmienia, coś wymyślimy – myślałam.

Dzień za dniem Daniel wracał do domu z poszukiwań, wchodził ciężkim krokiem do salonu i włączał telewizor, mamrocząc: Nic, zupełnie nic.

Pewnego dnia, gdy zastanawialiśmy się, co robić, ogarnęła mnie frustracja. Oczy mojego kochanego męża spotkały się z moimi, gdy zaciskałam zęby. – To nic nie da – wymamrotał. – Gniew niczego nie rozwiąże. Musimy coś sprzedać. – Co niby mielibyśmy sprzedać? – zaoponowałam. Spuścił wzrok. – Tę drogą zastawę, którą zostawił ci tata. Moglibyśmy też posprzedawać obrazy – powiedział, wskazując na ścianę. – Część mebli i inne rzeczy, bez których możemy się obyć.

Rozpłakałam się, uświadamiając sobie, że musimy sprzedać nasze rzeczy po to, żeby mieć co jeść, móc zapłacić za światło i wodę. Bolało, ale zgodziłam się.

Następnego dnia wczesnym rankiem zaczęłam sprzątać kredensy, wyciągać przedmioty, bez których moglibyśmy się obyć, i zdejmować obrazy ze ścian. Ustawiłam na zewnątrz stoły, zrobiłam wywieszkę z napisem „kiermasz rzeczy używanych” i pomodliłam się: Boże, nie chcę się rozstawać ze swoimi rzeczami, ale potrzebujemy pieniędzy na jedzenie. O Boże, co mam zrobić?

Wydawało się, że Bóg mnie nie słucha, bo właśnie w tym momencie przed moim domem zaparkował samochód. Z trudem łapałam powietrze, patrząc, jak ludzie kupują moje rzeczy; to, co było dla mnie cenne.

Potrafię bez tego żyć – wmawiałam sobie.

Nie płakałam aż do momentu, gdy sprzedałam wyjątkowy dla mnie obraz Jezusa. Dopóki ten obraz wisiał nad stolikiem, przy którym siedziałam, czułam przy sobie Bożą obecność. Kiedy sprzedałam ten obraz, poczułam się tak, jakbym została wydziedziczona. Wiedziałam, że Bóg się o mnie troszczy, ale czułam się tak, jakby wszystko było mi odbierane.

Czasami nie potrafiłam Go dostrzec ani poczuć. Nieraz wpadałam w złość, ponieważ On nie odpowiadał na pełne łez modlitwy, które do Niego zanosiłam. A mimo to zauważyłam, że przez większość czasu modlę się i polegam na Bogu jeszcze bardziej niż kiedyś. Po prostu nie było nikogo innego, na kim mogłabym się oprzeć – tylko Bóg.

Następnego ranka podeszłam do Daniela. – Kochanie, nie mamy pieniędzy na rachunek za światło. Za kilka dni wyłączą nam prąd. – Będzie dobrze. Poradzimy sobie – powiedział i otoczył mnie ramionami, całą zapłakaną.

Na drugi dzień dostrzegłam pierwszy przebłysk niesamowitej, cudownej Bożej opieki. Kiedy podeszłam do skrzynki na listy, spodziewałam się tam zobaczyć kolejne rachunki, których nie mogłam opłacić. Zamiast tego znalazłam list z czekiem w środku. Poczułam, że muszę ci to wysłać. Mam nadzieję, że pomoże – napisała anonimowa osoba.

Przez kilka miesięcy po prostu wegetowaliśmy. Czarę goryczy przepełniła ostatnia kropla w postaci oficjalnego pisma o treści: „Proszę zapłacić zaległe rachunki za dom albo przejmiemy nieruchomość”.

Ogarnęłam wzrokiem nasz wspaniały, wielki dom, duży trawnik z jabłoniami i piękną gigantyczną sosną. Na samą myśl o wyprowadzce do oczu napłynęły mi łzy, ale wiedziałam, że to nic nie da. Musieliśmy się wyprowadzić.

Wkrótce zobaczyliśmy kolejny cudowny przebłysk wiernej Bożej miłości. Bóg powoli przesuwał dla nas góry.

Tydzień po odebraniu tego strasznego pisma Daniel wbiegł do domu z krzykiem: – Znalazłem pracę. Osiemdziesiąt kilometrów stąd, więc będziemy musieli się przeprowadzić – zawahał się. – Wiem, że chcesz tu zostać, ale nie możemy zatrzymać domu. Nie możemy zacząć spłacać zaległości i nie zarobię tyle, żeby opłacało się dojeżdżać.

Miasto, do którego się przeprowadziliśmy, było całkiem przyjemne. Dom, który wynajęliśmy, był mały, ciasny i niezbyt przyjemny – ale było nas na niego stać.

Zupełnie nie podobała mi się ta zmiana i tęskniłam za starym życiem i miejscem. Nieraz zdarzało nam się przejeżdżać obok naszego dawnego domu. Stał pusty i opuszczony. Wyobrażałam sobie ten dzień, kiedy wprowadzimy się tam z powrotem. Byłam pewna, że Bóg może to dla nas załatwić. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy pewnego dnia przejeżdżałam obok, a domu już nie było. Spalił się do cna. Nie było żadnej sosny, żadnych jabłoni – niczego. Byłam zrozpaczona. To by było na tyle, jeśli chodzi o moje marzenia i modlitwy, żeby tu powrócić...

Trzeba było długiego czasu i wielu modlitw, zanim doświadczyłam kolejnego cudu. W końcu zdałam sobie sprawę, że Bóg wyciąga mnie z mojej strefy komfortu i wywraca moje życie do góry nogami. Dawał mi różne możliwości do wyboru. Mogłam postanowić, że przetrwam to i będę wzrastać w łasce, albo marudzić i płakać nad przeszłością.

Nawet wtedy, gdy Daniel miał nową pracę, wciąż było nam trudno związać koniec z końcem, dlatego zaczęłam szukać pracy. Ufając, że Bóg wie, co robi, zgłosiłam się do miejscowego sklepu z narzędziami. Byłaby to praca odpowiadająca moim możliwościom, więc podeszłam do tego z nadzieją i modlitwą. – Przykro mi, nie mamy wolnych etatów – powiedział właściciel. (...)

Tamtego wieczoru upadłam na kolana i znów się pomodliłam: Boże, potrzebuję pracy, jakiejkolwiek. Dwa dni później, jakimś cudem, właściciel sklepu z narzędziami zadzwonił do mnie i zapytał, czy wciąż chcę tę pracę. Jeden z pracowników postanowił przejść na emeryturę.

Bóg pokazał mi, że niezależnie od tego, gdzie mieszkamy, On jest z nami. Z każdym krokiem zabierał mnie z mojego bezpiecznego świata i wprowadzał mnie w nową rzeczywistość. Czułam dotyk Boga w swoim sercu, gdy pokazywał mi, że On, mój Bóg, jest moim jedynym prawdziwym oparciem.

Jak na razie Bóg prowadzi mnie po wielu nowych drogach. Na niektórych z ledwością dałam sobie radę. Kiedy jednak wytężam wzrok i słucham uważnie, w atmosferze modlitwy, zawsze potrafię dostrzec cudowne przebłyski niezawodnej, wiernej Bożej miłości i opieki (A. M. Gregory, Moje jedyne prawdziwe oparcie [w]: J. S. Bell, Dary z nieba. Gdy Bóg odpowiada na modlitwy. Prawdziwe historie, Kraków 2018, s. 67–74).