Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” (Łk 24, 41).

1. Biblia

Co do swej istoty Pascha Chrystusa jest rzeczywistością transcendentną i jako taka przekracza zwykłą weryfikację historyczną. Zarazem jednak oddziałuje ona skutecznie na historię i przestrzeń, gdzie pozostają jej ślady i znaki. Jeśli Chrystus zmartwychwstał i został otoczony chwałą, to wciąż powinna istnieć możliwość spotkania Go, choćby tylko przez jakieś wyjątkowe, a nie tylko banalnie zewnętrzne doświadczenie. Są to właśnie te ewangeliczne świadectwa, które zwykle określa się mianem chrystofanii. Mówi się także o „ukazywaniu się”, ale słowo to nie do końca jest odpowiednie, jeśli rozumie się je w dzisiejszym powszechnym znaczeniu, które często odnosi się do fantazji, niedających się zdefiniować emocji duchowych, parapsychologii, a nawet magii i oszustw. W rzeczywistości język nowotestamentowy używa wyłącznie czasownika „widzieć”. Jezus „był widziany” i istnieje bardzo wiele opowiadań ewangelicznych o tych spotkaniach (trzy spotkania „prywatne”, to znaczy z pojedynczymi osobami, i pięć ze wspólnotą uczniów). Ich tłem jest Jerozolima albo Galilea, obszary geograficzne, w których uczniowie i tłum spotykali Jezusa w czasie Jego ziemskiej egzystencji. Choć rolę wzorca mogą pełnić starotestamentowe teofanie, czyli te uroczyste Boże objawienia przeznaczone dla Abrahama, Mojżesza, Dawida, Salomona, Eliasza, to jednak teraz rzeczywistość jest znacznie bardziej bezpośrednia i codzienna.

W chrystofaniach można rozpoznać dwa stałe wątki lub sekwencje. Pierwszy został sklasyfikowany przez uczonych jako „chrystofanie rozpoznania” i jego tłem jest Jerozolima. Chrystus nagle staje się obecny dla uczniów, którzy są zgromadzeni lub w podróży. Co dziwne, nie rozpoznają Go od razu. Paradoksalny jest przypadek Marii Magdaleny, która bierze Go za strażnika ogrodu cmentarnego, gdzie został pochowany Jezus. Szczytowym momentem sceny jest więc „rozpoznanie” ułatwione przez samego Chrystusa za pomocą znaków i słów. Woła On Marię po imieniu: „A ona, obróciwszy się, powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Mój Nauczycielu!” (J 20,16).

Jezus objawia się po raz kolejny uczniom, „gdy jeszcze rozmawiali”. Staje pośród nich i pozdrawia słowami pokoju, tak jak sam nakazał to czynić uczniom, ilekroć będą wchodzić do czyjegoś domu (Łk 10, 5). Wszyscy zebrani są zatrwożeni, wylękli i pełni wątpliwości, co przypomina reakcję na objawienie się anioła, którą czytelnicy widzieli wcześniej u Zachariasza (Łk 1, 2), Maryi (1, 29), pasterzy (2, 9) i kobiet przy pustym grobie (24, 5). Wszyscy sądzą, że widzą ducha oddzielonego od ciała. Jezus pyta ich, dlaczego wątpią w to, co widzą, i na trzy sposoby dowodzi swojego zmartwychwstania w ciele. W tę prawdę trudno było uwierzyć nie tylko apostołom, lecz także pierwszym chrześcijanom (zob. 1 Kor 15).

Po pierwsze, Jezus zachęca Jedenastu i pozostałe osoby do tego, by użyły zmysłu wzroku: „Popatrzcie na moje ręce i nogi”. Potem pokazał im swoje ręce i nogi, by widząc ślady po gwoździach, będące skutkiem ukrzyżowania, mogli stwierdzić, że „to Ja jestem” – ja, Jezus – który teraz przed nimi stoi. To pokazuje ciągłość między ukrzyżowanym a zmartwychwstałym ciałem Jezusa. Drugi dowód wiąże się z kolejnym ze zmysłów. „Dotknijcie Mnie” i przekonajcie się namacalnie, że w przeciwieństwie do ducha Jezus ma ciało i kości. Niewykluczone, że ten „test” stoi za słowami z Pierwszego Listu Jana (gdzie także pojawia się identyczny i rzadki grecki czasownik tłumaczony tu jako „dotknąć”): „[To wam oznajmiamy], co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” (1 J 1, 1). Co więcej, wydarzenie to jest dobrze znane św. Ignacemu z Antiochii, który, pisząc około 107 roku, odwołuje się do niego, by bronić prawdy o cielesnym zmartwychwstaniu Jezusa: „Albowiem wiem i wierzę, że nawet po swoim zmartwychwstaniu Jezus był w ciele. A kiedy przyszedł do Piotra z towarzyszami, powiedział do nich: „Weźcie, dotknijcie mnie i zobaczcie, że nie jestem bezcielesnym demonem”. Apostołowie i pozostałe osoby nie posiadali się z radości” (J 20, 20), ale równocześnie w pewnym sensie jeszcze nie wierzyli. To zbyt piękne, by można w to uwierzyć! Widać z tego wyraźnie, że wiara w zmartwychwstałe ciało Jezusa nie była czymś wymyślonym, a potem rozpropagowanym wśród grupki Jego naiwnych uczniów. Potem Jezus w trzeci sposób demonstruje cielesność swojego zmartwychwstania. Poprosił o coś do jedzenia, otrzymał kawałek pieczonej ryby i spożył ją przy nich.

W tym miejscu uprawnione jest pytanie: Jak to możliwe, że uczniowie nie poznają od razu Jezusa w Chrystusie Zmartwychwstałym? Odpowiedź tkwi w samej naturze wydarzenia paschalnego. Wywiera ono wpływ na historię, ale co do swej istoty pozostaje nadprzyrodzone, osnute tajemnicą, transcendentne. Aby „rozpoznać” Chrystusa Zmartwychwstałego, nie wystarczy wcześniejsza, historyczna znajomość z Nim polegająca na tym, że się razem z Nim chodziło drogami Galilei, Samarii i Judei, że się Go słuchało, gdy przemawiał na placach, albo że się z Nim spożywało posiłki. Konieczne jest posiadanie innej ścieżki poznania i zrozumienia usytuowanej na wyższym poziomie, to znaczy wiary. Dopiero wówczas Chrystus objawia się znów jako żywy i obecny w historii, która dalej się toczy (Łk 24, 42-43) (P. T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 478–479; G. Ravasi, Biografia Jezusa. Według Ewangelii, Kielce 2023, s. 290–293).

2. Sztuka

Ewangelista Mateusz nie wspomina o indywidualnych objawieniach się Jezusa Marii Magdalenie, Tomaszowi i uczniom w drodze do Emaus. Zdawkowo wspomina o kobietach spotykających Jezusa przy grobie, a następnie o Jego objawieniu się wobec wszystkich apostołów na górze w Galilei. Wydaje się, że to właśnie tekst Ewangelii Mateusza zainspirował Szymona Czechowicza do stworzenia obrazu Chrystusa Zmartwychwstałego (Chrystus ukazujący się apostołom po zmartwychwstaniu, 1758, Muzeum Narodowe w Krakowie), który objawia się nie w ciemnym Wieczerniku, a na otwartej przestrzeni, u podnóża góry, wśród rozległego pejzażu. Sądząc po reakcjach apostołów, zdumionych i przerażonych zarazem, jest to ich pierwsze spotkanie ze zmartwychwstałym Mistrzem. Niektórzy z nich klęczą, inni padają Jezusowi do stóp, jeszcze inni z dystansu przyglądają się całemu zdarzeniu. Chrystus w śnieżnobiałej szacie, świetlisty i jaśniejący, wkracza pomiędzy uczniów. Lewą rękę kieruje w ich stronę, prawą wznosi ku niebu. Wedle narracji Mateuszowej, za chwilę przekaże uczniom ostatnie przykazanie, które ukierunkowało – trwającą do dziś – działalność Kościoła, przekazującego wiernym naukę Jezusa i udzielającego chrztu w imię Trójjedynego Boga (P. Kowalczyk, Biblia w malarstwie polskim, Bielsko-Biała 2018, s. 292–293).

3. Życie

„Nicholas Thomas Wright przekazuje wymowną anegdotę. Wright przez wiele lat służył jako kapelan w Uniwersytecie Oksfordzkim. Do jego obowiązków należało nawiązanie kontaktu ze studentami pierwszego roku, aby osobiście ich poznać i powitać na uczelni. Chodził więc od drzwi do drzwi internatu i większość studentów z radością go witała. Wielu jednak komentowało, z lekkim zażenowaniem: Nie zobaczy mnie kapelan zbyt często; ja nie wierzę w boga.

Gdy usłyszał te słowa kilka razy, Wright wymyślił odpowiedź: O, to ciekawe; w którego boga pan nie wierzy? Zwykle to zaskakiwało studentów. Większość mamrotała coś o bogu, w którego nie wierzą, zwykle takim, który mieszka w niebie, unosi się wysoko nad światem i co jakiś czas zniża się, aby dokonać jakiegoś cudu albo posłać złych ludzi do piekła. I znowu Wright wymyślił odpowiedź na to, co nazwał teologią niebieskiego obserwatora: No cóż, nie jestem zdziwiony, że pan nie wierzy w takiego boga. Ja w takiego boga też nie wierzę.

W tym momencie studenci zwykle byli zaskoczeni. Może zastanawiali się: Czy naprawdę rozmawiam z kapelanem, który nie wierzy w boga? Potem niektórzy okazywali przebłysk zrozumienia: przecież krążyły takie plotki, że połowa kapelanów w Oksfordzie to ateiści! Wright jednak wyjaśniał nieporozumienie: Nie wierzę w takiego boga. Wierzę w Boga, którego widzę objawionego w Jezusie z Nazaretu” (B. Vogt, Powrót. Co robić, gdy dzieci odchodzą z Kościoła, Poznań 2023, s. 179–180).

Nasza rola jako chrześcijan polega na tym, aby ukazać prawdziwy obraz Boga.