Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego, Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno (Mt 17, 1).

1. Biblia

W większości religii góra, prawdopodobnie ze względu na swoją wysokość i tajemniczość, którą jest zazwyczaj otoczona, uchodzi za punkt zetknięcia się nieba z ziemią. W Starym Testamencie góra jest stworzeniem jak każde inne. Bóg jest więc „Bogiem gór” (prawdopodobnie taki właśnie jest sens nazwy Boga – El-Szaddaj), ale także Bogiem równin (3 Krl 20, 23. 28). Gdy przyszedł Chrystus, Syjon przestał być „ośrodkiem świata” (Ez 38, 12), bo od tego czasu Bóg chce być czczony w duchu i w prawdzie, a nie na takiej czy innej górze (J 4, 20-24).

Góra była miejscem objawienia się Boga, symbolem „Bożej potęgi i chwały” (Ps 104, 8), symbolem „Jego sprawiedliwości” (Ps 36, 7). Na górach otrzymywano od Boga wizje (Pwt 31, 1-4), z gór również rozlegały się słowa proroctw (Iz 52, 7). Na górze dokonane zostało przymierze pomiędzy Bogiem a narodem wybranym. „Góra Boża” albo Horeb, lub Synaj – to Ziemia Święta, na której miało miejsce powołanie Mojżesza (Wj 3, 1. 5); uświęcił ją Bóg przez przekazanie ludowi, tam właśnie, Prawa (Wj 24, 12-18). Na tę samą górę wstąpi później Eliasz (3 Krl 19, 8), by usłyszeć przemawiającego doń Boga.

Góry w życiu Jezusa są przedstawione różnie przez poszczególnych synoptyków, którzy stwierdzają zgodnie, że Jezus lubił wchodzić na górę, aby się modlić. W Ewangelii Mateusza uprzywilejowanym miejscem pojawień się Zbawiciela są góry galilejskie. Życie Jezusa zostało ujęte jakby w ramy dwu scen, które się rozegrały na górze: na samym początku szatan proponuje Jezusowi władzę nad całym światem (Mt 4, 8); natomiast pod koniec życia Jezus przekazuje swoim uczniom władzę, którą sam otrzymał od Ojca (28, 16). Pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami Jezus wchodził wiele razy na tę czy inną górę i stamtąd nauczał rzesze (5, 1), leczył cierpiących i dawał cudownie rozmnożony chleb (15, 29); tam też ukazał się wreszcie jako Przemieniony (17, 1 n). Lecz żadna z tych gór nie ma jakiejś określonej nazwy, tak jakby Jezus chciał zabezpieczyć swoich uczniów przed pokusą zbudowania na zawsze namiotu dla Niego na którejś z tych gór. Tylko pamięć o tych górach ma pozostać żywa wśród naocznych świadków „Jego majestatu”.

W scenie Przemienienia pojawiają się dwie wielkie postacie reprezentujące Stary Testament, Mojżesz i Eliasz, i zaczynają rozmawiać z Jezusem. Zarówno prawodawca Mojżesz, jak i prorok Eliasz byli słynnymi cudotwórcami, którzy przez czterdzieści dni pościli. Obaj zostali odrzuceni przez niektórych spośród ludu Bożego; obaj ujrzeli chwałę Bożą na wysokiej górze Synaj. Wreszcie obie te postacie były związane z żydowskimi nadziejami eschatologicznymi, albowiem Stary Testament zapowiadał powrót Eliasza oraz przyjście proroka podobnego do Mojżesza.

Komentatorzy tradycyjnie uznawali Mojżesza, reprezentującego Prawo, oraz Eliasza, reprezentującego proroków, za postacie streszczające cały Stary Testament. Ich obecność w tym właśnie momencie – zaraz po Piotrowym wyznaniu wiary w mesjańską tożsamość Jezusa i po tym, jak Jezus zaczyna mówić o swej podróży do Jerozolimy, gdzie zostanie ukrzyżowany – oznacza, że cały Stary Testament poświadcza Jego mesjańską misję, która znajdzie swój szczyt na krzyżu.

Pełen nabożnej czci Piotr wyraża pragnienie postawienia trzech namiotów. Prawdopodobnie miał na myśli namioty wykorzystywane w czasie Święta Szałasów, jesiennego święta żniw, podczas którego Izraelici przez siedem dni mieszkali w prowizorycznych szałasach, upamiętniając w ten sposób to, że obecność Boża zamieszkiwała namiot spotkania i że sami Izraelici mieszkali w namiotach podczas swej wędrówki przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Co znaczące, to święto również odnosiło się do przyszłego spełnienia proroctw, antycypując czasy, gdy wszystkie narody przybędą do Jerozolimy, by oddać cześć Panu jako królowi podczas eschatologicznego Święta Namiotów.

W Starym Testamencie obecność Boża ukazywała się Izraelitom w formie gęstego i świetlistego obłoku. Jednak w VI wieku p.n.e. prorok Ezechiel doświadczył wizji, zgodnie z którą obłok chwały Pańskiej opuścił świątynię i Jerozolimę ze względu na grzeszność ludzi (Ez 10). Od tamtej pory obecność Boża nie ujawniała się w widzialny sposób Izraelowi. Prorocy przewidywali jednak, że obłok ten powróci do ludu Bożego w epoce eschatologicznej. Piotr, Jakub i Jan byli świadkami wypełnienia tych prorockich nadziei, gdy „obłok świetlany osłonił ich” na Górze Przemienienia (C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 230–234; X. Léon-Dufour, Góra [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Léon-Dufour, Poznań-Warszawa 1973, s. 299–303; M. Rosik, Miejsca biblijne na każdy dzień roku. Od Edenu do Niebiańskiej Jerozolimy, Warszawa 2022, s. 215).

2. Sztuka

Fra Angelico (ok. 1387–1455) w klasztorze San Marco we Florencji, w którym mieszkał, pokrył ściany cel scenami z życia Chrystusa. Tworząc te przełamujące surowość otoczenia freski, zapewne myślał o mnichach. Wiedział bowiem, że obraz o treści religijnej pomaga medytującemu skupić się na tajemnicach wiary.

W scenie Przemienienia Pańskiego (1440–1441), znajdującej się w celi szóstej, pełen majestatu Chrystus stoi na skale, na tle ogromnej mandorli (o kształcie migdału), która symbolizuje chwałę niebios. Ręce ma rozłożone, tak jak na krzyżu, jakby chciał objąć nimi całą ludzkość. Z prawej i lewej strony, poza granicą mandorli, wyłaniają się z tła głowy Mojżesza i Eliasza. Jest w tej scenie i radość, i smutek. Smutek grzechu niszczącego duszę człowieka, bo przecież Chrystus jeszcze nie zmartwychwstał, i zarazem zapowiedź radości zmartwychwstania, dzięki któremu życie człowieka ulegnie zasadniczej przemianie, do którego wyraźnie nawiązuje ikonografia postaci Chrystusa. Trzej apostołowie: św. Piotr, św. Jakub i św. Jan, kulą się na ziemi u dołu obrazu przejęci zdumieniem i trwogą (H. de Borchgrave, Chrześcijaństwo w sztuce, Warszawa 2002, s. 46–48).

3. Życie

„Pomimo że niektórzy krytycy odrzucają wartość zeznań naocznych świadków, ich słowa są akceptowane w wielu obszarach życia; są formą dowodu przyjmowanego przez nauki prawne, mają znaczenie dla dziennikarstwa, socjologii, antropologii czy też historiografii (dziedziny, którą sam się zajmuję). Żadna z tych dyscyplin nie mogłaby istnieć bez świadectwa, więc ci, którzy a priori odrzucają jego wartość, w rzeczywistości przekreślają całe gałęzie wiedzy i badań naukowych. Gdybym ja z góry odrzucał wszelkie świadectwa, nie mógłbym zaakceptować niczyich twierdzeń na temat tego, czego ktoś doświadczył. Na przykład nie mógłbym zapytać żony po tym, jak była na zewnątrz, czy dziś powinienem założyć kurtkę. Na szczęście nikt nie żyje według reguł tak restrykcyjnej epistemologii; zamiast tego słuszniej jest krytycznie oceniać otrzymywane świadectwa.

Pastor Ken Fish opowiedział mi o swojej modlitwie za kobietę umierającą na OIOM-ie z powodu ostrej niewydolności wątroby. Urządzenie monitorujące pracę jej serca bardzo rzadko wydawało sygnały; ciało pacjentki miało szary kolor, właściwie wyglądała już na martwą. Ken powiedział, że kiedy położył na niej rękę, nagle poczuł przypływ mocy. Urządzenie uaktywniło się, a ciało chorej zaczęło gwałtownie drgać. Przez jakieś dziewięćdziesiąt sekund aparatura wydawała dźwięki o wysokiej częstotliwości. Kobieta została uzdrowiona. Jeszcze tej samej nocy wypisano ją do domu. Pozostaje zdrowa do dziś. Fish twierdzi, że opisany przebieg wydarzeń pasuje do wzorca uzdrowień, do których dochodzi podczas jego modlitwy.

Badanie Pew Forum z 2006 roku, przeprowadzone w zaledwie dziesięciu krajach na czterech kontynentach, sugeruje, że około dwustu milionów zielonoświątkowych i protestanckich charyzmatyków było świadkami uzdrowienia. Co może jeszcze bardziej zaskakiwać, około 39 procent chrześcijan w badanych krajach, którzy nie są zielonoświątkowcami lub protestanckimi charyzmatykami, również twierdzi, że było świadkami tego typu zdarzeń. Setki milionów ludzi na całym świecie przyznają więc, że były świadkami takich incydentów. Liczby te są w najlepszym razie jedynie danymi szacunkowymi; niemniej jednak wydaje się jasne, że mówimy o wielu ludziach. Nikt nie twierdzi, że wszystkie tego typu doniesienia dotyczą prawdziwych cudów – ale z drugiej strony nie byłoby rozsądne po prostu wszystkie je ignorować i twierdzić, że brakuje wiarygodnych świadków.

Inna ankieta sugeruje, iż prawie trzy czwarte lekarzy w Stanach Zjednoczonych wierzy w cuda. Co ważniejsze, ponad połowa badanych stwierdziła, że była świadkiem cudu. Trzy czynniki sprawiają, że liczba ta wydaje się przekonująca. Po pierwsze, kontekst pytania ankietowego wspomina o biblijnych cudach, które większość ludzi uważa za wydarzenia o spektakularnym charakterze. Po drugie, naukowe wykształcenie lekarzy ze zrozumiałych względów skłania ich do szukania najpierw przyczyn naturalnych, wiele zatem wydarzeń tego rodzaju mogło nie zostać uznanych przez nich za przypadki cudu, gdyż Bóg mógł posłużyć się środkami powszechnie uważanymi za naturalne, aby doprowadzić do uzdrowienia. Po trzecie, każdy respondent, który twardo nie wierzy w cuda, nie zinterpretowałby w ten sposób żadnego wydarzenia, bez względu na to, jak niezwykłe by ono było.

David Hume odrzucił niektóre relacje o uzdrowieniach, ponieważ uznał osoby donoszące o nich za niewykształcone. Pomijając fakt, że nie trzeba żadnej specjalistycznej wiedzy, aby zauważyć, że nie jest się już ślepym ani głuchym, lub że woda wygląda, pachnie i smakuje jak wino, uprzedzenie to jest niesprawiedliwe. Choć edukacja może obniżyć poziom łatwowierności, pewien typ wykształcenia potrafi również sprawić, że będziemy w określonych sytuacjach bardziej sceptyczni niż to konieczne” (C. S. Keener, Cuda dzisiaj. Nadprzyrodzone działanie Boga we współczesnym świecie, Kraków 2022, s. 63–71).