Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie (Mk 13, 33).

1. Biblia

„Uważajcie!” – oto powtarzający się w całej tej mowie refren (w. 5, 9, 23). Tym razem Jezus dodaje jeszcze: „Czuwajcie!” (czy też „nie śpijcie!”), tak jak będzie jeszcze przynaglał uczniów podczas swej agonii w ogrodzie oliwnym. Fakt, że uczniowie nie wiedzą, kiedy czas ten nadejdzie, oznacza, że mają żyć w ciągłej czujności. Choć Jezus nie podaje tu dokładnego harmonogramu, na jakim być może im zależało, to przekazuje pewne wskazówki, umożliwiające im właściwe przygotowanie się. Bóg nie daje nam tego harmonogramu, pragnie On bowiem nie tyle kalkulacji, co czujności.

Pojawiająca się tylko u Marka przypowieść o panu, który udał się w podróż, pokazuje, o co tu chodzi. Człowiek ów powierzył swym sługom staranie o wszystko (dosłownie: przekazał swą władzę niewolnikom). Scenariusz ten wyraźnie odnosi się do Jezusa i Kościoła (w Nowym Testamencie Kościół często jest określany jako dom czy gospodarstwo). Jezus już wcześniej przekazał władzę apostołom (Mk 6, 7; 10, 42-44); teraz zaś mówi o swoim odejściu, kiedy to oni będą w Jego imieniu sprawować władzę nad ustanowioną przez Niego wspólnotą. Każdemu powierzono zajęcie, wyjątkową posługę lub działalność do wypełniania w domostwie wierzących. Odźwierny – co odnosi się do Piotra, będącego najbardziej zobowiązanym do czujności – ma zadanie szczególnie istotne: musi na czas dostrzec powracającego pana, by odpowiednio się przygotować na jego powitanie.

Czuwać (grēgoreō) to kolejny czasownik odnoszący się do pozostawania przebudzonymi i na czatach, co należało do obowiązku proroków (Lm 2, 19; Ez 3, 17; Ha 2, 1). Jezus ponownie podkreśla, że uczniowie nie wiedzą, kiedy On przyjdzie. Słowo Pan (kyrios) odnosi się do Jezusa jako do głowy domu Bożego – zarówno świątyni Starego Przymierza, jak i Kościoła Nowego Przymierza. Może On przybyć o którejkolwiek z czterech pór nocy, liczonych według rzymskiej rachuby czasu. Jezus mówi tu o swym nagłym i niespodziewanym przyjściu na końcu czasów, kiedy osądzi uczniów z tego, jak sprawowali swą władzę nad Kościołem. Lecz Marek łączy to ostrzeżenie również z męką Jezusa, strukturyzując narrację o męce dokładnie według owych czterech straży nocnych, przypadających z wieczora, o północy, o pianiu kogutów i rankiem. Jezus ostrzega, że może niespodziewanie przyjść i zastać ich śpiących – to dokładnie stanie się podczas agonii w Getsemani. Zaśnięcie jest symbolem duchowego letargu i zbytniego pobłażania sobie (Rz 11, 8; 1 Tes 5, 6-8); bycie przebudzonym to zachowywanie żywej wiary (Rz 13, 11; Ef 5, 14). Próba, której uczniowie doświadczą w ogrodzie oliwnym, to początek próby, która trwać będzie przez całą epokę Kościoła, kiedy to wyznawcy Jezusa będą wezwani do pozostawania wciąż czujnymi oraz dostrzegania obecności swego Pana.

Ostatni werset stanowi potwierdzenie, że ostrzeżenie Jezusa skierowane jest nie tylko do czterech uczniów będących świadkami tej mowy, lecz także do wszystkich Jego uczniów, przez wszystkie czasy. „Czuwajcie!”. W życiu chrześcijanina nie ma miejsca na spoczywanie na laurach (M. Healy, Ewangelia według św. Marka. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 308–309; A. Paciorek, Przypowieści Jezusa. Wprowadzenie i objaśnienie, Częstochowa 2013, s. 158–159).

2. Sztuka

Theodore Gericault (1791–1824) to artysta o wielkim temperamencie, odszedł od klasycyzmu, zaproponował nowy kierunek w malarstwie – romantyzm. Od czasu do czasu inspirowało go jakieś wydarzenie. W 1818 roku takim wydarzeniem stała się publikacja książki na temat tragedii francuskiej fregaty pod nazwą „Meduza”. 2 lipca 1816 roku płynąca do Senegalu fregata osiadła na rafie w pobliżu wyspy d’Arquin koło Senegambii. Kapitan porzucił statek. Na pokładzie znajdowało się dwieście kilkadziesiąt osób. Wszyscy usiłowali przejść na tratwę, którą już na morzu zbił cieśla okrętowy. Z powodu nadmiernego ciężaru tratwa zanurzyła się metr pod wodę, część pasażerów od razu zatonęła. Żywność zjedli już pierwszej nocy. Zostały tylko beczki z wodą i winem. Pijani żołnierze oznajmili w nocy, że wszystkich potopią. Na tratwie doszło do bitwy. Ciężko rannych wrzucano żywcem do morza. Kilka osób pocięło świeże trupy i zjadło. Piekło trwało trzynaście dni i nocy. W końcu dostrzegł ich przepływający żaglowiec i uratował, ale z 266 osób – ocalało zaledwie kilkanaście.

Katastrofa „Meduzy” zelektryzowała cały Paryż. W 1817 roku o niczym innym nie mówiono. Kapitana postawiono przed sądem. Gericault postanowił namalować tę katastrofę. Odnalazł cieślę, kazał mu narysować tratwę. Odnalazł autora wspomnień, chirurga okrętowego. Oglądał w szpitalu agonię pacjentów. Za temat obrazu wybrał moment dostrzeżenia przez rozbitków żaglowca na horyzoncie i te dwie najdłuższe w ich życiu godziny – czy ów żaglowiec dostrzeże tratwę?

Obraz malował dziewięć miesięcy, płótno wybrał ogromne, ponad siedem metrów wysokości i prawie pięć szerokości. Ukazał tratwę z bliska, wypełniając jej przedstawieniem niemal całą dolną część obrazu. Na tratwie kłębią się ciała – jedne martwe, inne półżywe, a kilku rozbitków, podtrzymując siebie nawzajem, macha rozpaczliwie chustami w stronę majaczącego w oddali żaglowca. Obraz, mimo pewnych cech obowiązującego klasycyzmu, wnosi wiele nowego: dynamika, żywioł morski, tragedia ludzka, światło modelujące ciała, a nade wszystko wydarzenie aktualne. To już cechy romantyzmu, którego narodziny datuje się właśnie na rok wystawienia Tratwy Meduzy.

Obraz wywołał wielkie poruszenie. Wreszcie ktoś pokazał historię współczesną i ośmielił się przy tym odejść od konwencji klasycznej. Ale recenzje – fatalne. „Agresja dla oczu – napisał pewien krytyk – nie mogę się doczekać chwili pozbycia się obrazu, który drażni mnie od przestąpienia progu Salonu. Jedyną jego zaletą są wymiary”. Inny krytyk nazwał obraz „politycznym atakiem na nieudolność kapitana”. „Stos trupów malowany ku uciesze sępów”. Nie pojawiła się żadna bezstronna ocena artystyczna. Oczywiście w tej atmosferze nikt obrazu nie kupił. Gericault, przemęczony pracą i zgnębiony krytyką, załamał się (B. Fabiani, Gawędy o sztuce. VI-XX wiek, Warszawa 2015, s. 246, 250–251, il. 33).

3. Życie

„Ósmy marca to Dzień Kobiet. W Ukrainie to oficjalne święto państwowe i dzień wolny od pracy. Dlatego już wczoraj można było spotkać przekupki sprzedające tulipany przy wejściu do sklepu znajdującego się niedaleko naszego kijowskiego klasztoru. Przede mną w markecie w kolejce do kasy czekał żołnierz z pięcioma bombonierkami. Na pewno dla koleżanek z pobliskiej jednostki. Bardzo rzadko kupuję kwiaty, więc nie wiem, ile kosztowały przed wojną, ale teraz na pewno były znacznie droższe. Bez wahania jednak wraz z ojcem Tomaszem kupiliśmy bukiet 12 tulipanów, bo zdecydowanie warto, by właśnie teraz kobietom, które są wśród nas, powiedzieć, jakie są ważne i potrzebne. Kijowska kwiaciarka co prawda przekonywała nas, że parzystej liczby kwiatów się nie daje (bo to na pogrzebowe wiązanki), ale już nie chciało nam się jej tłumaczyć, że mamy pod swoim dachem trochę więcej pań. Zdziwiona, ostatecznie sprzedała nam jednak 12 żółtych tulipanów. Biznes to biznes, a dla nas ta liczba w końcu dobrze się kojarzy, choćby z dwunastoma apostołami.

Bohaterkami codzienności w moich oczach są także „kobiety za ladą”. Wczoraj stałem w długiej kolejce do apteki, by kupić leki dla chorej osoby. Obserwowałem z podziwem młodą farmaceutkę, która pracowała w aptece sama i każdemu kolejnemu klientowi tłumaczyła z cierpliwością, co jest, a czego nie ma, i co można czym zamienić. Na dodatek była w stanie odbierać telefony. Ja bym zwariował po godzinie.

Innym razem, kończąc zakupy, mówię do obsługującej mnie kasjerki: „Proszę sobie wybrać jedną z czekolad, które właśnie kupiłem, jest dla pani”. Zaskoczona zapytała dlaczego, więc jej odpowiedziałem z uśmiechem, że gdyby jej tutaj nie było, nie mógłbym zrobić potrzebnych zakupów. Wszystkie inne sklepy wokół były zamknięte. W tych warunkach to, co było kiedyś normalną pracą, przynajmniej dla mnie, nabiera teraz nowego, innego i głębszego znaczenia.

Wczoraj zaszliśmy z ojcem Tomaszem na stację metra. Było po 16:00, a na ulicach w miarę spokojnie, nie wyły syreny. W podziemiach nie brakowało jednak ludzi. Część leżała na peronie na materacach na zajętych już dużo wcześniej miejscach, ktoś czytał książkę, jacyś młodzi ludzie z czułością tulili się do siebie. Dwie rodziny stały razem, a ich dzieci wesoło się bawiły. Na ścianie były wyświetlane kreskówki. Z pewnością wieczorem stacja gęsto wypełnia się ludźmi. Podejrzewam, że tak było ostatniej nocy, bo dość często i chyba nie tak daleko od nas rozlegały się wybuchy” (J. Gonciarz, J. Krawiec, Listy z Ukrainy. Pierwsze 100 dni wojny, Poznań 2023, s. 98–99).