Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3, 17).

1. Biblia

Gdy Jezus przebywa w okolicach Jerozolimy, składa Mu wizytę pewien dostojnik. Nie jest to konfrontacja, ale dialog między Jezusem a przywódcą Żydów. Nikodem jest faryzeuszem, członkiem zasłużonej i zamożnej rodziny, jakich wiele przynależało do ruchu pobożnych faryzeuszy. Dialog zostaje sformułowany w przypominającym Prolog (1, 1-18) języku symboli, przeznaczonym dla wykształconych słuchaczy. Inną ważną cechą tego dialogu, i tak naprawdę większości dialogów u Jana, jest niezrozumienie. Nikodem ma trudności z uchwyceniem treści nauczania Jezusa, który mówi o rzeczach duchowych, nadnaturalnych, a faryzeusz myśli w kategoriach ziemskich, naturalnych. Jezus stara się prowadzić Nikodema do głębszego zrozumienia, podnieść jego naturalne myślenie na poziom rzeczywistości duchowej. W ten sposób pragnie udzielić niezwykłe ważnej lekcji wszystkim wierzącym: nowe, wieczne życie, które On przynosi, to czysty dar Boga, całkowicie przewyższający nasze naturalne zdolności. Jezus wyjawia tajemnicę swojego krzyża, odwołując się do węża z brązu wywyższonego przez Mojżesza na pustyni (Lb 21, 4-9).

Przedstawiwszy Jezusową naukę o życiu wiecznym, które dzięki Jego krzyżowi stało się osiągalne i do którego wierzący rodzą się dzięki działaniu Ducha Świętego, św. Jan przechodzi do samej istoty tego ewangelicznego przekazu: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Miłość Ojca do świata prowadzi Go do tego, że oto daje On swojego jedynego Syna, swoje „wszystko”, dla zbawienia świata. Świat jest potępiony i tonie w duchowych ciemnościach z powodu grzechu, ale Ojciec nie chce, by zginął choćby jeden człowiek. Dlatego daje swego Syna, by świat został przez Niego zbawiony. Darem zbawienia, którego Ojciec udziela nam wszystkim przez Jezusa, jest życie wieczne: udział w boskim życiu Trójcy. Przyjmujemy ten dar przez wiarę w Jezusa. Wiara jest poddaniem się działaniu Ducha Świętego, który pierwszy porusza człowieka do uznania Bożego objawienia i do powierzenia Bogu całego swego życia. Jezus powie później tłumom, że wiara jest zgodą na Boże działanie w nas i współpracą z tym działaniem: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał” (J 6, 44).

Bóg posłał Syna do świata, by przezwyciężyć dystans, jaki panuje między Nim a światem, jednocześnie zachowując transcendencję i immanencję w relacji. Posłanie służy do pokonania odległości i umożliwienia spotkania między osobami. Jego celem nie było osądzenie świata, bo Syn przychodzi z przepowiadaniem Ewangelii, odraczając jeszcze moment sądu ostatecznego. Człowiek zły nie może być zbawiony, jeśli nie odwróci się od zła. Zbawienie udzielane przez Boga nie jest bowiem akceptacją zła, którego dopuszcza się człowiek, a które przeczy Jego istocie. Musi ono polegać na wydobyciu człowieka z tego stanu, by stał się uczestnikiem Boskiego życia.

Odpowiedź człowieka na tę propozycję ma bardzo poważne konsekwencje, najpoważniejsze, ponieważ decyzja o tym, by wierzyć bądź nie wierzyć w Syna, jest bezpośrednio związana z życiem wiecznym albo z potępieniem: Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. Można albo zaakceptować świadectwo Boga i uwierzyć w „imię”, to znaczy w rzeczywistość Syna Bożego, albo to świadectwo odrzucić i zostać potępionym, tkwiąc nadal w ciemnościach grzechu.

Bóg nie chce sądzić, lecz zbawiać. Jeśli pojawia się sąd, to jest to wybór człowieka, który odrzuca Syna. Wiara sprawia, że człowiek nie jest sądzony. Chociaż Syn przyszedł, by zbawiać, potępienie człowieka ma także odniesienie do Niego. On nie potępia, jednak Jego dzieło, nieprzyjęte posłanie, czyni negatywną sytuację człowieka. Sądu ostatecznego nie można sobie wyobrażać naiwnie, jako jakiegoś nieadekwatnego orzeczenia o człowieku, gdyż jest on usankcjonowaniem przez Boga życia człowieka i objawieniem jego stanu (F. Martin, W. M. Wright IV, Ewangelia według św. Jana. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 47, 54-55; P. Kasiłowski, Rozmowa Jezusa z Nikodemem (J 3, 1-21), Studia Bobolanum, 31(2020), nr 1, s. 129-133).

2. Sztuka

Najstarsze przedstawienia Trójcy Świętej w malarstwie ikonowym ilustrują gościnę trzech młodzieńców u Abrahama i Sary pod dębem Mamre, opisaną w Księdze Rodzaju (18, 1-16). W interpretacji Ojców Kościoła owi młodzieńcy byli proroczą prefiguracją Trzech Osób Boskich. W ikonografii temat ten został nazwany Starotestamentalną Trójcą Świętą albo Gościnnością Abrahama. Ukazuje on trzech aniołów zasiadających za stołem, a symetrycznie po bokach lub z jednej strony Abrahama i Sarę, przygotowujących dla nich posiłek.

XVI-wieczne przedstawienie z Muzeum Narodowego w Krakowie jest pod wieloma względami nietypowe. Jego niespotykany kształt zdaje się sugerować, że było przeznaczone do ikonostasu – nad carskimi wrotami, a może w zwieńczeniu? Niezwykła jest ikonografia ikony, bowiem w górnej części znajduje się drugie przedstawienie Trójcy Świętej, tym razem w typie nowotestamentowym. Bóg Ojciec w owalnej mandorli ukazany jest jako Przedwieczny, a na Jego łonie zasiada Chrystus. Brak jednak gołębicy Ducha Świętego. Zamiast niej widnieje napis „święty Duch”. Po bokach tej sceny ukazani są Maryja i św. Jan Chrzciciel tworzący grupę Deesis. Możliwe, że przyczyną takiego wyeksponowania tematyki trynitarnej mogły być spory z arianami – herezją antytrynitarską rozpowszechnioną w Polsce w XVI wieku. Z kolei stylistyka ikony wskazuje na silne wpływy bałkańskie (M. Janocha, Ikony w Polsce. Od średniowiecza do współczesności, Warszawa 2009, s. 50-51).

3. Życie

Życiowa przemiana. Hiszpania, rok 2014. Poranek był mglisty i zaczął padać deszcz. Drobne i mroźne krople bezustannie uderzały o nasze twarze, gdy przemierzaliśmy ulice słynnej w Walencji dzielnicy La Coma. Jest to dzielnica cygańska, położona na «marginesie», na obrzeżach miasta, i znana w nim jako jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc.

Wychodząc z bazyliki, przypadkowo spotkaliśmy znajomego księdza, który nie ukrywał radości na widok małych braci, i z łatwo udzielającym się entuzjazmem zaproponował nam, żebyśmy poszli prosić o chleb na terenie jego parafii, to znaczy... w dzielnicy La Coma!

Po godzinie proszenia i po wielu uzasadnionych odmowach, spotkaliśmy Manuela. Otwierając nam drzwi, ten wysoki i silny młody człowiek, mierzący prawie dwa metry wzrostu, zapytał nas, unosząc brwi:

– Czego chcecie?

– Czy może nam pan pomóc, ofiarowując nam coś do jedzenia? – odważył się zapytać jeden z nas.

Młody człowiek bez słowa odwrócił się, wszedł do mieszkania i wrócił szybko z rękami wypełnionymi mnóstwem paczek ryżu, sucharów, mleka – artykułów z pomocy żywnościowej.

– Dziękujemy bardzo! Nie mamy jednak miejsca, aby coś ugotować...

Nadal nie odzywając się, dał nam znak, żebyśmy weszli.

Manuel miał dwadzieścia dwa lata. Od dzieciństwa mieszkał razem z mamą w tym skromnym mieszkaniu na czwartym piętrze. Przedstawił się jako artysta. Kiedy miał czas, pisał piosenki na gitarę i wiersze. Po tym, jak jego mama usadziła nas przy stole, z wielką życzliwością podała coś ciepłego i zniknęła w kuchni, Manuel usiadł wygodnie na kanapie, spoglądając z miłością w jej stronę, i spontanicznie zaczął rozmowę, mówiąc:

– Moja mama to święta. Bardzo się o mnie martwiła i dużo płakała z mojego powodu, ale nigdy mi nie czyniła żadnych wyrzutów. Kiedy umarł mój ojciec, odrzuciłem wiarę z dzieciństwa, a moje pełne gniewu serce pozostawało zamknięte. Z nikim nie rozmawiałem, lecz w głębi serca odczuwałem nienawiść do całego świata. Byłem wściekły. Coraz bardziej zamykałem się w sobie, coraz częściej uciekałem się do przemocy. Ludzie, widząc mnie, przechodzili na drugą stronę ulicy. Wszyscy się mnie bali. Zostałem szefem gangu, jednym z najgorszych, możecie mi wierzyć!

– Jak to się stało, że teraz jesteś taki spokojny?

Na jego twarzy i w spojrzeniu widać było błysk światła.

– Nigdy nie zapomnę tego, co się stało – oznajmił. Następnie, z wielką wdzięcznością w sercu zaczął opowiadać o wydarzeniu, które zmieniło jego życie: – Któregoś dnia na ulicy spotkałem takiego chłopaka, Jose, i kiedy on na mnie spojrzał, coś mnie tknęło! Miałem wrażenie, że mnie prowokuje. Bez słowa walnąłem go pięścią z całych sił i rzuciłem na ziemię. A on, zamiast mi oddać, powiedział spokojnie: „Dlaczego mnie nie uderzysz jeszcze raz?”. Byłem zdumiony. Z wściekłością zacząłem go obrażać i nazywać, choć wolę nie powtarzać tamtych wyrażeń, tchórzem i mięczakiem. Coś mi jednak mówiło, że ten potok przekleństw nie zgadzał się z rzeczywistością. Bo przecież Jose na pewno nie był tchórzem, on był silniejszy ode mnie. Leżąc na ziemi, patrzył na mnie spokojnie i z opanowaniem. W ostatnim porywie gniewu, zawołałem do niego, podając mu mój dowód: „Masz, weź go i zgłoś mnie na policję! Masz, daję ci go! Dzwoń! No, dzwoń na policję!”. On jednak, wstając powoli, odpowiedział mi łagodnie, z uśmiechem człowieka, który wie, co to jest prawdziwa wolność: „Czemu miałbym cię zgłaszać na policję?”. Z jego spojrzenia wyczytałem, że mogę być spokojny, że on nigdy na mnie nie doniesie. – Po tej opowieści Manuel milczał przez chwilę, patrząc prosto przed siebie. – Czy zdajecie sobie sprawę, że tego dnia moje życie całkowicie się zmieniło, że został mi dany nowy początek? Kilkakrotnie próbowałem odnaleźć Jose, ale nigdy nie udało mi się z nim spotkać...

Łaska spotkania z bratem, który nie odpłacił mu złem za zło, lecz uczynił dobro, w jednej chwili przemieniła życie Manuela. Tego dnia w jasnym świetle braterstwa mur nienawiści runął i rozkwitło w nim królestwo pokoju.

– W naszej kulturze – kontynuował Manuel – zemsta jest nie tylko sprawą honoru, ale świętym prawem. Prawdziwym Cyganem jest tylko ten, kto odpłaca ciosem za cios! – Uśmiechnął się i po chwili dodał:

– Dzisiaj ludzie już się mnie nie boją, a nawet wyśmiewają mnie, traktując jak apayasddo, stukniętego, i zastanawiają się, co się stało z tym byłym gangsterem. Nie mogą zrozumieć, że ja teraz czuję się naprawdę wolny... Tak, teraz jestem wolnym człowiekiem! – Ciszej wyznał jeszcze: – Wyjawię wam mój sekret... Zakochałem się w dziewczynie, która mnie nie kocha. Zgodnie z cygańską tradycją mógłbym ją zmusić do małżeństwa, ale nie zrobię tego... Chcę ją uszanować...

– Znów zamilkł, przez chwilę nad czymś się zastanawiał. – Moja dusza wzrasta przed Bogiem. Na tyle lat Go opuściłem – powiedział z żalem w głosie. – Wiara jest darem od Boga. Nie mogę powiedzieć, że jestem wierzący, ale zdarza mi się z Nim rozmawiać... Pragnę dobra, chcę czynić dobro, otworzyć drzwi potrzebującym, kochać bezmiernie moją przyszłą żonę, znaleźć pracę, budować przyszłość...” (Wspólnota Baranka, Kiedy miłość puka do drzwi. Opowieści z życia Wspólnoty Baranka, Częstochowa 2022, s. 197-201).