Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca (Ps 103, 10).

1. Komentarz naukowy
Ps 103 jest świadectwem przyjścia z pomocą człowiekowi bliskiemu śmierci i obarczonemu licznymi grzechami. Psalmista, zachęcając samego siebie do wdzięczności, przykładem swoim poucza, co inni winni czynić. Bóg bowiem i im przyjdzie z pomocą, gdyż od czasów Mojżesza jest opiekunem Izraela. Całe Jego działanie jest nacechowane łaskawością dla słabych ludzi. Ps 103 mocno podkreśla moc Bożą i Jego dobroć oraz słabość człowieka. Pojawiają się tu trzy wielkie cnoty miłości Boga: Jego miłosierdzie sięgające wnętrzności, Jego litościwość, która się pochyla, przemieniając i wynosząc człowieka, Jego hesed złożona z wierności i uczucia.

Uwaga psalmisty koncentruje się w ww. 9-10 na jednym z jego ulubionych tematów – przebaczeniu. Jak komentował św. Jan Chryzostom, Bóg jest sędzią, który nie umie dokładnie liczyć grzechów i wielu z nich nie zna. Ty, Boże nasz – woła Ezdrasz (9, 13) – wymierzyłeś karę poniżej naszej winy. W swojej pochwale miłosierdzia i przebaczenia Bożego psalmista przekracza schemat czystej sprawiedliwości opartej na odpłacie, wprowadzając pewną „irracjonalność” w dobroci Boga, diametralnie różną od typowej dla człowieka irracjonalności w zemście (Lamek w Rdz 4, 23-24). Dojście do odpłaty moralnej w świecie biblijnym było znaczącym postępem. Teraz jednak zostaje ona pokonana tą „irracjonalnością” pozytywną, która burzy kryteria czysto prawne i etyczne: Bóg w swojej miłości nie umie stosować swojej sprawiedliwości w sposób matematyczny i z zimnym wyrachowaniem. On woli raczej zawiesić swój gniew i przebaczyć, ale pod jednym warunkiem: że wina zostanie uznana (por. Jr 3, 13). Nie domaga się fiskalnie jakiegoś zadośćuczynienia albo nieproporcjonalnej zapłaty, ale chce jedynie nawrócenia przez uznanie grzechu. Bóg nie wymaga, aby grzech został spłacony, ale pragnie, by był jedynie wyznany. Sam Dekalog miał w pierwszym i głównym przykazaniu podobną deklarację przebaczenia, które wprawdzie nie minimalizowało grzechu, ale dawało wierzącemu ufność i nadzieję: Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który za nieprawość ojców karze synów do trzeciego i czwartego pokolenia, tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań (Wj 20, 5-6).

Miłosierdzie Boże rodzi się z poznania przez Niego głęboko zakorzenionej w nas słabości. Powinienem lękać się grzechu nie dlatego, że pociąga za sobą kary, ale ponieważ uderza w ojcowską i matczyną miłość Boga. Jest on wyzwaniem nie tyle dla Jego sprawiedliwości, co raczej dla Jego przebaczenia. W naszym Psalmie słyszymy hymn o Bożym miłosierdziu i ludzkiej kruchości, hymn przepełniony głęboką żarliwością i wzniosłą duchowością (G. Ravasi, Psalmy. Cz. 3, Psalmy 72–103 /wybór/, przeł. K. Stopa, Kraków 2008, s. 463–466; Księga Psalmów. Wstęp, przekład z oryginału, komentarz, ekskursy, oprac. J. Łach, /PŚw ST; t. 7, cz. 2/, Poznań 1990, s. 440).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego
„Oświecenie nigdy nie jest słuszne, gdyż ostatecznie dąży do odsłonięcia. Łaska natomiast stanowi prawdę, zakrywając mnogość grzechów. Zaś coś, czego Bóg nie chce znać raz na zawsze, nie powinno stanowić również przedmiotu wiedzy i poszukiwań człowieka” (H. U. von Balthasar, Ziarno pszenicy. Aforyzmy, Kraków 2004, s. 51).

3. Z życia wzięte
Ciało na sprzedaż
„Mówiąc o kosztach podążania za światową definicją piękna, musimy zacząć od podstaw: od tego, w jaki sposób akceptujemy zaniżone poczucie własnej wartości. Widzimy to nie tylko w naszych wyborach stroju i makijażu, ale też w stylu życia, jaki się z tego rodzi. Świat kłamie na temat piękna, tożsamości i wartości i to kłamstwo wpływa na nasze relacje, samoocenę, zdrowie psychiczne i kontakt z innymi ludźmi.

Kiedy byłam modelką w Nowym Jorku, podjęłam decyzję, że zamieszkam z moim chłopakiem Ryanem. Zatrzymaliśmy się w uroczym, maleńkim mieszkaniu południowo-wschodniej części Manhattanu. Byliśmy ze sobą blisko, ale było oczywiste, że nie sformalizujemy tego związku. Powiedział, że nie jest na to gotowy. Cieszyliśmy się wszystkimi korzyściami płynącymi z małżeństwa poza tą jedną: Ślubuję ci miłość (...) oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Zachowywałam się tak, jakby moja tymczasowa wartość dla Ryana wcale mi nie przeszkadzała. Uważałam, że skoro definiował mnie mój wygląd – fizyczny, ulotny, na sprzedaż – moje relacje z innymi miały prawo wyglądać podobnie. Udawałam nawet, że marzę o relacji bez zobowiązań. Nie chcę brzmieć banalnie, ale zachowywałam się tak, jakbym nie miała nic przeciwko poświęcaniu mojego życia, ciała i czasu, na wypadek gdyby pewnego dnia on postanowił być ze mną na zawsze i przypieczętował to propozycją małżeństwa.

Nasza relacja była warunkowa, prawie tak pewna jak nasz czynsz w Nowym Jorku. Podobne wyrażenie usłyszałam od pewnego faceta w barze po przeprowadzeniu się do Nowego Jorku. Opowiadał o dziewczynie, z którą mieszkał. Kiedy powiedział: Wynajmuję z przyszłą opcją kupna, byłam zszokowana. On mówił o swojej dziewczynie! Kiedy to my, kobiety, stałyśmy się nieruchomościami? Byłam zdziwiona i oburzona tym, jak ten mężczyzna mówił o swojej partnerce, a potem zrozumiałam, że jestem w podobnej sytuacji.

Ryan nie był na tyle prostacki i wulgarny, żeby tak mówić, ale w gruncie rzeczy nasza sytuacja wyglądała tak, jak to opisał ten facet z baru. Nasza miłość była warunkowa, nasz związek był jak wynajem mieszkania. Ograniczony czasowo. Wraz z umową najmu skończyła się nasza miłość. Ryan i ja rozstaliśmy się i poszliśmy swoimi ścieżkami. Wynajmowana miłość dobiegła końca.

Małżeństwo jest całkowitym przeciwieństwem tego, co tymczasowe, nabywalne i stricte fizyczne. Małżeństwo traktuje każdą osobę w relacji z szacunkiem i godnością, jaką Bóg dał każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie. Mieszkanie razem ma natomiast własne słowa przysięgi, które brzmią mniej więcej tak:

Ja, biorę sobie ciebie... za konkubenta. Ślubuję ci uprawiać z tobą seks i pociągać cię do odpowiedzialności za połowę rachunków. Ślubuję kochać cię i wykorzystywać cię od dzisiaj aż do czasu, gdy nasze porozumienie zostanie zerwane. Będę ci mniej więcej wierny/wierna, jeśli moje potrzeby będą spełnione, do czasu, gdy pojawi się coś lepszego. Jeśli się rozstaniemy, nie oznacza to, że nie byłaś/byłeś dla mnie wyjątkowa/wyjątkowy, ponieważ kocham cię prawie tak bardzo, jak kocham siebie. Zobowiązuję się do mieszkania z tobą tak długo, jak będzie to nam wychodzić. Tak mi dopomóż – ja sam” (L. Darrow, Inna strona piękna. Świadectwo nawróconej modelki, Kraków 2019, s. 43–46).