Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu (Mt 5,11).

1. Biblia

Błogosławieństwa dotyczą daru królestwa Bożego. Wielu Żydów wierzyło, że królestwo Boże może zostać zaprowadzone jedynie w wyniku wielkiej wojny, zbrojnym ramieniem. Obietnice Jezusa skierowane są do „ubogich w duchu”, „cichych” lub „pokornych”, „którzy wprowadzają pokój”. Greckie słowo „szczęśliwy” (makarios) odnosi się do błogostanu czy szczęścia nie w znaczeniu stanu emocjonalnego, lecz bycia w pomyślnej sytuacji.

Ósme błogosławieństwo odnosi się do tych, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. Za swe posłuszeństwo prawu Bożemu są prześladowani przez świat. To stwierdzenie nawiązuje do starotestamentowego motywu prześladowanego sprawiedliwego (Ps 22; Mdr 5) oraz do wielu bohaterów z izraelskiej tradycji, takich jak prorocy, którzy zostali zabici za wierność Bogu (Mt 5, 12; 2 Krn 36, 16; Ne 9, 26), a zwłaszcza męczennicy, którzy zginęli w imię Tory w czasach Machabeuszy (2 Mch 6-7).

Słowo „sprawiedliwość” może się odnosić do postępowania etycznego, czyli do posłuszeństwa Bogu, lub do Bożej wierności względem obietnic przymierza. Osoba łaknąca i pragnąca sprawiedliwości tęskni za zbawczym działaniem Boga i dąży do wypełniania woli Boga „z intensywnością kogoś umierającego z głodu lub pragnienia”. To błogosławieństwo odnosi się do tych, „którzy nie zadowalają się tym, co jest, i nie tłumią niepokoju serca ukazującego człowiekowi wyższe dobra”. Wierni wyznawcy Chrystusa powinni spodziewać się podobnych prób, jak prorocy i męczennicy. Starożytni chrześcijanie cierpiący prześladowania widzieli w tym błogosławieństwie – tak jak widzą to chrześcijanie dzisiejsi – zapowiedź swej własnej sytuacji, a zarazem przesłanie nadziei, Jezus bowiem obiecuje, że do nich należy królestwo niebieskie.

Stwierdzenia z wersetów 11–12 czynią jaśniejszymi dwa istotne aspekty błogosławieństw. Po pierwsze, wyraźnie pokazują, że błogosławieństwa nie są jedynie ogólnymi zasadami dobrego życia, ale konkretnymi wskazówkami dla oddanych wyznawców Chrystusa. Prześladowani to już nie ogólnie „oni” (5, 10), ale konkretnie „wy”, co odnosi się w szczególności do uczniów (5, 1): „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was”.

Wersety te jasno ukazują chrystologiczne podstawy błogosławieństw. Choć początkowo Jezus mówił o ludziach prześladowanych dla sprawiedliwości, teraz odnosi się do swych uczniów jako prześladowanych „z mego powodu”. Posłuszeństwo prawu Bożemu zostaje teraz powiązane z posłuszeństwem samemu Chrystusowi. Inni żydowscy prorocy i nauczyciele mogli zachęcać lud do wytrwałości w prześladowaniach ze względu na Torę i posłuszeństwo Bogu. Jezus jednak mówi o swych uczniach jako o prześladowanych ze względu na Niego. Przypisuje sobie tu władzę, jakiej nie rościł sobie w Izraelu żaden prorok ani nauczyciel – twierdzenie to byłoby bluźnierstwem, gdyby nie był Synem Bożym. Większość Żydów nie wierzyła, że istnieją jeszcze tacy prorocy, o jakich opowiada Stary Testament, dlatego Jezus porównywał swoich naśladowców do proroków, zaznaczając, że otrzymają niezwykłą misję. Cierpienie dla Boga było uważane za zaszczyt. Judaizm otaczał wielkim szacunkiem męczenników, stających w obronie Bożego Prawa. Mimo to żaden inny rabin nie wzywał swoich uczniów, by oddali życie za jego naukę (lub imię). Jezus uczy wierności nie tylko Bożemu prawu, ani nawet nie tylko swemu własnemu nauczaniu, lecz także samemu sobie. To podkreśla, że błogosławieństwa nie są zwykłymi zasadami etycznymi. Są twierdzeniami na temat wyjątkowej władzy Jezusa i na temat tego, na czym polega skoncentrowanie na Nim naszego życia. W rzeczy samej, życie błogosławieństwami to naśladowanie życia Chrystusa, a to oznacza udział w Jego cierpieniach i prześladowaniach (C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 66–75; C.S. Keener, Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu, Warszawa 2017, s. 17).

2. Sztuka

„Baptysterium katedry w Padwie ukazuje majestatyczną syntezę teologii Królestwa Niebieskiego. Giusto de Menabuoi (ok. 1330 – ok. 1390) wokół figury Chrystusa umieścił postaci świętych, proroków, patriarchów, apostołów i wszystkich zbawionych, którzy wielbią Paruzję, ostateczne przyjście chwalebnego Chrystusa. Maryja z koroną na głowie, ubrana w błękitny płaszcz, zaprasza do wejścia do raju. To ona jest jego Bramą, Królową, wielką Orędowniczką, która wstawia się u Syna za nami. Malarze, wierni księgom biblijnym, ukazują nam miejsce doskonałe, gdzie porządek i harmonia są podkreślone przez proporcje geometryczne, a także poprzez przemyślaną paletę barw: każdy szczegół odwołuje się do jakiegoś symbolu i do sensu znajdującego się zarówno w tekstach kanonicznych, jak i w interpretacjach Biblii poczynionych przez ojców Kościoła. W Królestwie Boga istnieje niebiańska hierarchia decydująca o miejscu zajmowanym w Jego bliskości. Dionizy Areopagita zdefiniował hierarchię anielską, dzieląc ją na trzy zastępy: wyżsi, średni i mniejsi, wewnątrz których znajdują się trzy różne typy aniołów. Najbliższy Bogu krąg stanowią Cherubini, Serafini i Trony, którzy posiadają wielobarwne skrzydła odbijające boskie światło. Mają oni też wiele oczu, aby patrzeć z uwagą na Boga i karmić się Jego bliskością. Następną triadę stanowią Panowania, Moce i Władze, trzecią – Zwierzchności, Archaniołowie i Aniołowie. W czasach renesansu pojawią się obrazy mniej surowe, ukazujące zbawionych wykonujących czynności życia ziemskiego, jednakże w wyidealizowanej postaci: wszyscy noszą eleganckie ubrania z epoki, a ich twarze są spokojne i emanują radością. Na freskach z tego okresu zaczynają się pojawiać błękitne niebiosa z obłokami, oraz aniołowie, święci i męczennicy tworzący swoisty chór wokół tryumfującego Chrystusa wstępującego do najwyższego nieba – kręgu czystego światła, w którym króluje nieskończona miłość. Tam wznoszą się dusze zbawionych i tylko one mogą kontemplować chwałę Najwyższego” (G. Santambrogio, E. Sem, Ewangelia w obrazach, Kielce 2010, s. 291–292, 300–301).

3. Życie

„Możliwe są trzy główne kierunki sensownego spełnienia: człowiek może, po pierwsze, nadać sens swojemu bytowi, czyniąc coś, działając, tworząc – urzeczywistniając jakieś dzieło; po drugie, również doświadczając czegoś – natury, sztuki, kochając ludzi; a po trzecie wreszcie, człowiek może także tam, gdzie nie jest mu dana możliwość realizacji ani w pierwszym, ani w drugim kierunku, nadać wartość swojemu życiu, znaleźć w nim sens wówczas, gdy odnosi się do niedającego się zmienić, losowego, nieuniknionego i niemożliwego do ominięcia ograniczenia swoich możliwości; ważne jest wtedy, jak się do niego nastawia, wobec niego zachowuje, jak przyjmuje swój los. W toku życia człowiek musi być gotów zmieniać kierunek owego sensownego spełnienia odpowiednio do „żądań chwili”, często zmieniać gwałtownie. (...) Chciałbym teraz na przykładowym przypadku pokazać, jak tej zmiany kierunku „zażądał” los, a człowiek, którego to dotyczyło, „posłusznie” jej dokonał.

Chodzi o pewnego młodego mężczyznę, który pędził aktywne i owocne życie zawodowe – był wziętym grafikiem reklamowym – lecz nagle został wyrwany z wiru pracy, gdyż zapadł na złośliwy, nieoperowalny, wysoko umiejscowiony nowotwór rdzenia kręgowego. Doprowadził on do tego, że mężczyzna błyskawicznie stracił władzę w rękach i nogach. Nie mógł już więc obrać kierunku, w którym dotąd głównie kształtował w sensowny sposób swoje życie, czyli bycia czynnym – został zepchnięty, popchnięty w inną stronę, a bycie czynnym w coraz większym stopniu zamykało się przed nim, coraz bardziej zmuszony był znajdować sens tej zawężonej sytuacji w biernym doświadczaniu i nadal w ramach tak ograniczonych możliwości wydzierać życiu sens – cóż bowiem czynił nasz pacjent? Kiedy leżał w szpitalu, zajmował się niezwykle intensywnie lekturą, czytał książki, na które wcześniej nie wystarczało mu czasu w wypełnionym po brzegi życiu zawodowym, słuchał pilnie muzyki w radiu i prowadził niezwykle ożywione rozmowy z innymi pacjentami.

Wycofał się więc na to pole bytu, na którym człowiek może, pozostając poza byciem czynnym, nadawać życiu sens, dawać odpowiedź na pytanie życia w biernym wchłanianiu świata. Zrozumiałe jest więc, że ten dzielny człowiek nie miał w najmniejszej mierze poczucia, że jego życie – nawet w całej jego ograniczoności – stało się bezsensowne. Nadszedł jednak moment, w którym choroba tak się posunęła, że nie był on w stanie utrzymać w rękach książki – tak bardzo osłabły mu mięśnie; nie mógł również korzystać ze słuchawek – tak silne powodowały one u niego bóle głowy; w końcu mówienie także przychodziło mu z trudem i błyskotliwe dyskusje z innymi chorymi stały się niemożliwe. Ów człowiek został zatem ponownie wypchnięty, wygnany przez los – ale już nie tylko z królestwa twórczego urzeczywistniania wartości, lecz również z dziedziny wartości doświadczeniowych.

Tak wyglądała uwarunkowana chorobą sytuacja w ostatnich dniach jego życia. Ale i z niej zdołał on wydobyć sens – właśnie poprzez ustosunkowanie się do tego położenia. Nasz pacjent świetnie wiedział, że jego dni, a w końcu godziny, są policzone. Znakomicie pamiętam wizytę, którą jako lekarz pełniący dyżur w tym szpitalu musiałem odbyć ostatniego popołudnia, które przeżył ów człowiek. Gdy przechodziłem obok jego łóżka, przywołał mnie skinieniem. Z trudem mi przekazał, że przed południem, podczas obchodu ordynatora, podsłuchał, iż profesor G. polecił zaaplikować choremu w ostatnich godzinach życia zastrzyk z morfiny dla ulżenia w czekającej go męce konania. A ponieważ ma powody przypuszczać, dodał chory, że najbliższej nocy „będzie po wszystkim”, już teraz, przy okazji wizyty, prosi mnie o zrobienie zastrzyku – żeby pielęgniarka na nocnej zmianie nie musiała mnie wzywać i przeszkadzać mi we śnie tylko z jego powodu... W ostatnich chwilach życia ten człowiek troszczył się więc o innych i o to, by im „nie przeszkadzać”! Pomijając wszelką dzielność, z jaką znosił on swoje cierpienie i ból – jakież osiągnięcie, nie zawodowe, lecz niesamowite ludzkie osiągnięcie kryje się w tej prostej uwadze, w tej chęci zadbania o innych, i to dosłownie w ostatniej godzinie! Zrozumiecie mnie, gdy stwierdzę, że nic, nawet najwspanialsza grafika reklamowa, jaką stworzyłby nasz pacjent w czasach pełnej aktywności zawodowej, choćby najlepsza i najpiękniejsza na świecie, nie mogłaby się równać w kategoriach osiągnięć z tym prostym ludzkim dokonaniem, które uwidoczniło się w opisanym zachowaniu mężczyzny w jego ostatnich godzinach” (V. E. Frankl, O sensie życia, Warszawa 2021, s. 73–76).