Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości (Mt 10, 1).

 
1. Biblia

W odpowiedzi na problem braku robotników Jezus wyznacza dwunastu apostołów. Liczba ta nawiązuje do dwunastu pokoleń Izraela. Wybierając dwunastu apostołów na przywódców swego „ruchu Bożego królestwa”, Jezus pokazuje, że Jego królestwo jest nowym Izraelem i że tych dwunastu mężczyzn będzie w nim odgrywało główną rolę. Liczba dwanaście przywodzi też na myśl wodzów dwunastu pokoleń, którzy towarzyszyli Mojżeszowi w kierowaniu Izraelem (Lb 1, 1-16). Jezus, nowy Mojżesz, ma dwunastu apostołów, którzy mają Go wspierać w wypełnianiu Jego misji. Teraz Jezus daje Dwunastu udział w swej własnej władzy, polecając im czynić to, co On sam czynił: głosić królestwo niebieskie, uzdrawiać z wszystkich chorób i wszelkich słabości oraz wyrzucać duchy nieczyste.

Władza ludzka jest uprawomocnioną siłą, która zawiera element wolności, a także przyzwolenie na podejmowanie decyzji i działań. W społeczeństwie ludzi władza prowadzi do przywództwa, kierowania i wymierzania kary. W różnych strukturach społecznych, które pojawiają się w świecie biblijnym, dostrzec można rozmaite formy władzy, np. władzę rodziców nad dziećmi, panów nad niewolnikami, starszych nad pokoleniami i miastami, kapłanów nad świątynią, a władza sędziów, proroków i królów obejmuje swoim zasięgiem cały naród, a nawet wykracza poza granice Izraela. W biblijnym wyobrażeniu kosmosu wszelka władza pochodzi od Boga. W sferze niebieskiej (duchowej) władza zostaje przekazana aniołom. Najważniejszym obrazem Bożej władzy w Biblii jest królewskie panowanie. Izraelici byli ostrzegani, że ludzcy królowie narzucą im świat gospodarki, polityki i wojny, odciągając od służenia Królowi niebios, który słusznie rości sobie prawo do posłuszeństwa wobec Niego, On to bowiem wyprowadził ich z Egiptu (1 Sm 8, 7-18). Insygnia królewskie, takie jak tron lub berło, również są obrazem Bożej władzy: sądzenia i panowania.

Być może najpełniejszym obrazem Bożej władzy jest słowo Boże. Boże panowanie nad stworzeniem zostało ukazane w obrazie Boga wypowiadającego słowo, jak też powołującego stworzenie do istnienia (Rdz 1). Suwerenne panowanie nad historią jest obrazowo przedstawione jako oznajmianie przez Boga rzeczy nowych, zanim jeszcze one powstaną (Iz 42, 9). Słowo pochodzące od Boga zawsze jest skuteczne (Iz 55). Nowy Testament podkreśla autorytet słowa Bożego, powtarzając wielokrotnie, że wydarzenia z życia Jezusa stanowią wypełnienie proroctwa. Sami prorocy są obrazem Bożej władzy, wypowiadając formułę-potwierdzenie: „Tak mówi Pan”.

Jezus podkreślał swoją władzę Boga, jednocześnie przedstawiając siebie jako proroka. Ewangelie odnotowują, że wielokrotnie powtarzał: „Zaprawdę, powiadam wam”, wykraczając poza formułę używaną przez proroków i ukazując swą władzę jako panowanie żywego słowa. Jego nauczanie jest przepojone mocą, w przeciwieństwie do nauczania uczonych w Piśmie. Także uzdrowienia i egzorcyzmy są obrazem władzy Jezusa. Gdy przywódcy religijni zarzucali Mu, że bluźni, przebaczając grzechy, Jezus nakazał paralitykowi wstać, i ten to uczynił (Mk 2, 1-12). Tłumy oglądały dowód Jego władzy, gdy nakazał duchom nieczystym wyjść z opętanego, a one wykonały polecenie (Łk 4, 39; Mk 1, 27). Gdy zaś rozkazał wzburzonemu morzu, by uciszyło się, Jego słowa przypominały Boże słowo, które podporządkowało sobie siły chaosu (Mk 4, 39). Wypędzając przekupniów ze świątyni (Mk 11, 15-17), Jezus zapowiadał rychłe jej zniszczenie, później zaś powiedział, że On sam jest kamieniem węgielnym nowej świątyni (Mk 12, 10-11; por. Mk 14, 58). Stosunek Jezusa do świątyni, centralnego miejsca kultu w Izraelu i zetknięcia nieba i ziemi, wskazuje pośrednio na Jego władzę nad wszystkim, co święte w Izraelu.

Wyjątkową władzę apostołów wyraża ich tytuł, apostołowie, oznaczający „ci, którzy są posłani”. Apostoł jest osobą posłaną przez kogoś. Czasownik apostello pojawia się często w Ewangeliach, gdy mowa o posłaniu Jezusa przez Ojca (np. Mt 15, 24) i apostołów przez Jezusa (np. J 17, 18). Jezus często posługiwał się nim w przypowieściach, w opisach sług posłanych przez swoich panów z jakimś zadaniem (np. Mt 20, 2; Mk 12, 1-6). W Mk 3, 13-19 (por. Łk 6, 12-16) Jezus wzywa wszystkich swych uczniów i wybiera spośród nich dwunastu apostołów. Posłani mieli dwa główne obowiązki. Po pierwsze, byli powołani do wspólnego przebywania z Jezusem, czyli dzielenia z Nim codziennego życia. Po drugie, mieli uczestniczyć w Jego misji, czyli głosić Dobrą Nowinę i panować nad mocami ciemności. Mieli też udział we władzy Jezusa, przemawiając i działając jako przedstawiciele Mesjasza. Apostoł ma udział we władzy tego, który go posłał. Słusznie zatem w liturgii wykorzystuje się ten tekst podczas Mszy święceń kapłańskich i diakońskich (C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 134-135; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 1097-1102).

2. Sztuka

Tryptyk Mistrza Chórów pt. Rozesłanie Apostołów (ok. 1470) pozyskany został do Muzeum Narodowego w Krakowie bezpośrednio z kościoła parafialnego św. Barbary w Mikuszowicach (dziś części Bielska-Białej). Obraz środkowy przedstawia scenę zjawienia się Chrystusa apostołom przed Wniebowstąpieniem i ich rozesłanie. Na tle górzystego krajobrazu z widokiem miasta o strzelistych wieżycach zjawia się pośród zgromadzonych apostołów zmartwychwstały Chrystus. Stojąc na skalnym głazie z chorągwią zmartwychwstania w dłoni, wznosi prawicę ku górze, jakby do błogosławieństwa i wypowiada słowa ewangeliczne: Ite in orbem universum et predicate dicentes (Idźcie na cały świat i głoście ewangelię; dosłownie: „głoście, mówiąc”), widoczne na unoszącej się ponad Jego głową banderoli.

Głowa Chrystusa jest nieco przechylona w bok, o twarzy owalnej, wysokim i wypukłym czole, wysoko zakreślonych brwiach, rozumnym i łagodnym spojrzeniu, oddana jest z dużą dozą szlachetności i żywo kontrastuje z dość pospolitymi głowami apostołów. Z ramion Chrystusa spływa płaszcz, którego jedna poła, przerzucona przez lewe przedramię, odsłania stygmaty Jego męczeńskiej śmierci, druga, opadając wolno, układa się w sutym zwoju na ziemi. Opisana postać zaznacza się wyraźnie jako ośrodek symetrycznej kompozycji obrazu. Po bokach jej grupują się u podnóża skały w trzech rzędach apostołowie, przeważnie w pozycji lekko ku środkowej postaci zwróconej. Każdy z nich trzyma w ręku wijącą się wstęgę z napisem, wyrażającym jego imię i miejsce przyszłej działalności. Z wyjątkiem młodzieńczej postaci św. Jana przedstawieni są przeważnie jako mężczyźni w sile wieku, brodaci, o wyrazach twarzy łagodnych, niepozbawionych pewnej dozy uduchowienia. W ich twarzach zaznacza się dość znaczne zindywidualizowanie i daleko już posunięty naturalizm. Takimi są apostołowie Piotr i Tomasz, żywo z sobą dyskutujący, jak i dwaj inni na pierwszym planie obrazu – św. Jakub Młodszy, spoglądający z oddaniem w oblicze Mistrza i św. Andrzej o wyglądzie patriarchy. Doskonałe typy wschodnie przedstawiają św. Szymon w charakterystycznym, suto sfałdowanym kapturze oraz św. Bartłomiej o bujnym, rudawym zaroście, w okrągłej czapie na głowie. Głęboki frasunek wyraża młodzieńcza twarz św. Jana, okolona jasnymi, na ramiona spływającymi puklami włosów, jak i dobroduszne oblicze św. Mateusza. Typ znów jakby z ludu wzięty przedstawia św. Maciej. Tak głowa Chrystusa, jak i głowy otaczających Go apostołów, zarysowują się wyraźnie na tle dużych, złotych nimbów

Na awersach skrzydeł przedstawiono czterech Ojców Kościoła z atrybutami ewangelistów. Rewersy zawierają sceny: Powołanie św. św. Piotra i Andrzeja na apostołów, Św. Jan zesłany na Patmos, Ucieczka św. Pawła z Damaszku, Nawrócenie przez św. Filipa podskarbiego etiopskiej królowej Kandaki (Jerzy Szablowski, Tryptyk w Mikuszowicach. (Ze studjów nad malarstwem krakowskiem drugiej połowy XV wieku), Rocznik Krakowski, 27(1936), s. 4; W. Marcinkowski, Rozesłanie apostołów. Retabulum ołtarzowe z kościoła w Mikuszowicach, https://zbiory.mnk.pl/pl/katalog/28399, dostęp: 07.01.2023).

3. Życie

„Brat Dallasa, Wayne, wyznaje, że dzień wypadku był „najstraszniejszym w jego życiu”. Dallas został zabrany do Decatur General Hospital. Wayne zobaczył go tam krwawiącego z uszu, oczu, ust i gardła, w stanie agonalnym, choć wciąż przytomnego. Zanim reszta rodziny dotarła do Huntsville, mózg Dallasa zaczął puchnąć, dlatego pacjenta wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze ostrzegali, że nawet znacznie mniejsze ciśnienie wewnątrzczaszkowe, niż to występujące u Dallasa, zwykle powoduje uszkodzenie mózgu. Co gorsza, do mózgu nie docierała wystarczająca ilość krwi, a w ciągu następnych kilku dni badanie tomograficzne wykazało, że jego komórki mózgowe bezpowrotnie umierają.

Wayne opowiedział też, że nie mógł spać przez wiele dni, aż w końcu ogarnęło go wyczerpanie. Część czasu spędzał w kaplicy szpitalnej: „Modliłem się bardziej niż kiedykolwiek w życiu”. Pewnego dnia, gdy wołał do Boga, usłyszał w sercu głos tak wyraźny, jakby pochodził z zewnątrz: „Dallas wyzdrowieje”. „Powiedziałem mamie i tacie, że wszystko będzie dobrze”. Ale rodzice, zmagając się z własnym smutkiem, kazali mu przestać myśleć życzeniowo i zmierzyć się z twardą rzeczywistością. Medycy pokazali im bowiem skany mózgu Dallasa. Takie zdjęcia świadczyły o ciężkim urazie, co nie dawało nadziei na poprawę stanu zdrowia (nawet gdyby Dallas w ogóle się obudził, jego losem byłaby wegetacja). W tej sytuacji jeden z lekarzy zaczął naciskać na rodzinę, by zgodziła się na pobranie narządów (Dallasa podtrzymywano przy życiu w zasadzie jedynie dla ich zachowania).

Po jakimś czasie lekarze zaprosili członków rodziny do sali konferencyjnej. „Musisz pogodzić się już z faktem, że twój brat nie żyje”, powiedział do Wayna ze smutkiem jeden z nich. „Czy wierzy pan w cuda?”, odparł młody człowiek. „Tak”, rzekł tamten, „ale nie widzę na nie szans tutaj. Wyjście cało z tego rodzaju uszkodzeniami jest medycznie niemożliwe”.

Wayne poczuł przypływ gniewu. „Ale czy wierzy pan w cuda?”, powtórzył. „Tak”, powtórzył cierpliwie lekarz, „ale nie w tym przypadku”. Ów człowiek w swej opinii opierał się na swoim doświadczeniu. Widział już, jak inne rodziny z wiarą modliły się za bliskich, ale wiedział też, że na tym etapie powrót do zdrowia był praktycznie niemożliwy – oznaczałby ni mniej ni więcej wskrzeszenie z martwych. Rodzice młodzieńca próbowali pomóc mu pogodzić się ze śmiercią brata. „Ci lekarze wiedzą, o czym mówią” – tłumaczyli. „Nie, nie w tym przypadku”, sprzeciwiał się Wayne. „Zwykle należy wierzyć lekarzom. Ale tym razem ten, kto mówi o śmierci Dallasa, nie zasługuje na zaufanie. Po prostu miejcie trochę wiary”.

Wayne wyznaje: „Nie czytałem zbyt uważnie Biblii, ale słyszałem, że wiara tak mała jak ziarnko gorczycy może poruszyć wielką górę. Bóg powiedział mi, że uzdrowi mojego brata, a dobry Bóg nie może kłamać”. Jednak Regina i Stevie zaufali doświadczeniu personelu szpitala i podjęli trudną decyzję o odłączeniu Dallasa od aparatury podtrzymującej życie. Kiedy Wayne dowiedział się o tym, był w szoku. Usiadł na korytarzu obok kuzyna Ronalda, który był mu bardzo bliski. „To nie jest jego czas na śmierć!”, stwierdził Wayne. Ronald zgodził się. Sam stracił brata, Billyego. Ronald w pewnej chwili wyznał, że ciągle śni mu się, iż Billy mówi mu, że Dallas będzie zdrowy. „Musisz spróbować odwieść swoją mamę od tego pomysłu, inaczej nigdy nie da ci to spokoju”, stwierdził.

Wayne podszedł zatem do matki i zaczął nalegać: „Muszę z tobą porozmawiać na osobności”. „Dallas nie jest gotowy na śmierć”, błagał, gdy wyszli na parking. „Nie pozwól go odłączyć”. Regina płakała i powtarzała to, co powiedzieli lekarze. „Wiem, co mówią”, zgodził się syn, „ale nie mogę żyć bez mojego brata”. W końcu Regina ustąpiła, czując, że Wayne jest po prostu emocjonalnie wyczerpany i potrzebuje trochę więcej czasu, aby pogodzić się ze stratą Dallasa. „Dam ci jeszcze jeden dzień, jeśli obiecasz, że wrócisz do domu i trochę odpoczniesz. Ale potem musisz zaakceptować to, co powiedzieli lekarze”. Młodzieniec zgodził się. Wrócili do pokoju Dallasa i zakomunikowali personelowi: „Wayne nie jest jeszcze gotowy, aby pożegnać brata. Może jutro”. Pielęgniarka odwołała lekarza, który był już w drodze, aby odłączyć aparaturę podtrzymującą życie.

W nocy Wayne zadzwonił do Ronalda. „Naprawdę czuję, że muszę wrócić do szpitala”. W szpitalu na Wayne’a czekała niespodzianka: Dallas właśnie wybudził się po sześciu dniach spędzonych w śpiączce! „Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, ale monitor serca i wszystkie statystyki poprawiły się” – wspomina Wayne. Wziął więc Dallasa za prawą rękę i powiedział: „Jeśli mnie słyszysz, ściśnij moją dłoń”. Palce Dallasa zacisnęły się wokół dłoni Wayne’a.

Wayne zadzwonił do pielęgniarki. „To tylko mimowolny skurcz” – wyjaśniła spokojnie, gdy przyszła. Wobec tego Wayne zaczął błagać brata: „Dallas, musisz nam teraz pokazać, że nie jesteś gotowy do odejścia!”. Jakby w odpowiedzi Dallas ponownie ścisnął dłoń – nie jeden raz, lecz wiele razy. „O mój Boże!” – wykrzyknęła pielęgniarka. „Wezwę lekarza”.

Lekarze nie wiedzieli, co o tym sądzić. „Mamy zdjęcia. Pień mózgu tego chłopca nie funkcjonuje!” – dziwili się. Ale Dallas reagował w pełni. Coś zatem musiało się stać z jego mózgiem. Ale powrót Dallasa do zdrowia dopiero się zaczynał. Chociaż mógł używać prawej ręki, lewa strona jego ciała pozostawała sparaliżowana. Lekarze ostrzegali, że prawdopodobnie taka pozostanie. Wayne jednak uparcie twierdził: „Dobry Bóg nie robi tak, że coś zaczyna, a potem nie kończy”.

Podczas jednej z wizyt w szpitalu Wayne spotkał przypadkiem lekarza, który powiedział mu kiedyś, że tym razem cud się nie wydarzy. „Muszę odszczekać własne słowa” – przyznał pokornie lekarz. „Od teraz będę uważał na to, co mówię rodzinom o ich wierze”.

Mimo że jego lewa strona stała się na powrót sprawna, Dallas do domu przyjechał na wózku inwalidzkim, m.in. z powodu złamanej kości udowej. Inną uciążliwością było pokiereszowane gardło – struny głosowe nie funkcjonowały; frustrowało go, że ludzie mają trudności ze zrozumieniem tego, co mówi, choć się bardzo stara. „Wkrótce rozpocząłem rehabilitację”, opowiadał, „i znienawidziłem ją”. Ale był zdeterminowany. Po trzech miesiącach ćwiczeń mógł już bez problemu stać o własnych siłach. W ciągu kolejnych sześciu miesięcy poprawił chodzenie i po około roku odzyskał dawną sprawność fizyczną.

W tym czasie, chociaż nie ukończył dziesiątej klasy, był w stanie rozpocząć jedenastą, tak jak jego rówieśnicy. W następnym roku ten młody człowiek, którego pień mózgu przez pewien czas nie funkcjonował, ukończył szkołę średnią z wyróżnieniem” (C. S. Keener, Cuda dzisiaj. Nadprzyrodzone działanie Boga we współczesnym świecie, Kraków 2022, s. 127-131).