Potrzeba jednoznacznej decyzji, ks. Janusz Mastalski


Trwa okres Wielkiego Postu, jest środek nocy. Ciszę zadumy rozrywa dudnienie i pulsujące kolorowe światła. Z dyskoteki w centrum Krakowa dochodzą śmiechy i pijackie przyśpiewki. Okazuje się, że tak jest prawie codziennie. Właściciel mówi, że większość tych młodych ludzi to katolicy. W rozmowie z dziennikarzem deklarują się jako wierzący. Wielu z nich w Środę Popielcową
było w kościele, by „dać się posypać”. Jakże diametralnie skrajne postawy. Na pytanie, czy jedno z drugim się nie kłóci, młoda blondynka odpowiada: „Jestem katoliczką, ale na post i umartwienie będzie czas na starość”. Wielu tańczących deklaruje, że wróci tu jeszcze w najbliższym czasie. Wielki Post jest dla pobożnych, a nie dla wierzących „nowocześnie”. Przecież „wszystko jest dla ludzi”.

Niestety, taki obraz nie należy do wyjątków. Coraz więcej chrześcijan, i to nie tylko młodych, laicyzuje się. Nie traktują okresu Wielkiego Postu jako czasu nawrócenia i powrotu. Nasuwa się więc pytanie: Czy ten powrót kiedyś nastąpi? Dzisiejsza Ewangelia daje na to pytanie odpowiedź. Można zaryzykować twierdzenie, że w każdym z nas jest „coś” z ewangelicznego syna marnotrawnego. Zobaczmy, jakie są warunki owego powrotu.

Kiedy syn marnotrawny roztrwonił cały majątek i zaczął przymierać głodem, myślał w następujący sposób: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba”. W tej refleksji ukryta jest tęsknota za stabilnością i bezpieczeństwem. Człowiek współczesny musi sobie uświadomić, że tylko w Bogu może odnaleźć szczęście, pokój i radość. Współczesnym tabernakulum staje się ekran telewizyjny czy komputerowy. Na wiele pytań próbujemy znaleźć odpowiedź w mass mediach, poradnikach. A przecież odkrycie prawdy, którą jest Bóg, jest tak oczywiste. Syn marnotrawny odkrył ją dopiero po pewnym czasie, kiedy perypetie życiowe pokazały błędy w jego rozumowaniu. Trzeba nam zatem refleksji nad sobą i dojścia do przekonania, że powrót jest potrzebny, a nawet nieunikniony. Święty Augustyn, błądząc i szukając odpowiedzi na pytanie o sens życia, po pewnym czasie zrozumiał, że „niespokojne jest serce człowieka, póki nie spocznie w Panu”.

Refleksja nad powrotem jest jednak niewystarczająca. Syn marnotrawny z pewnością wielokrotnie myślał o swoich błędach, jednak dopiero po pewnym czasie zdecydował, że wróci do ojca. Zatem aby wrócić, trzeba podjąć konkretną decyzję. Wymaga ona odwagi i samozaparcia. Syn marnotrawny jest tak dogłębnie przejęty swoimi przemyśleniami, że przestaje się wahać i wraca.

Współczesny człowiek potrzebuje takich decyzji, choć coraz częściej można zaobserwować brak umiejętności ich podejmowania. Zagubienie wśród wartości i zwlekanie z różnego rodzaju decyzjami są wpisane w pejzaż ludzkiego postępowania.

Oto ilustrujący to zjawisko przykład. W pewnej rodzinie ojciec, pięćdziesięciolatek, zachorował na raka. Kilku lekarzy namawiało go na operację, na leczenie. On jednak zwlekał z decyzją. Doradzali mu sąsiedzi i koledzy: „Nie rób tego, rozgrzebią cię i będzie po wszystkim”. Odwlekał więc operację, a kiedy w końcu zdecydował się na ten ruch, było już za późno.

Syn marnotrawny podjął decyzję o powrocie w momencie, w którym był on jeszcze możliwy. Jest to na pewno wezwanie i nauka skierowana do nas, abyśmy nie zwlekali z decyzją o nawróceniu, o powrocie do Boga, a więc o przemianie.

Kiedy analizujemy przemyślenia głównego bohatera dzisiejszej przypowieści, nasuwa się jeszcze jedna refleksja. Syn marnotrawny myśli o sobie w następujący sposób: „Nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z najemników”.

Wie doskonale, że powrót musi być okupiony upokorzeniem, pewną ofiarą. Każdy powrót wymaga wysiłku. Mimo tak upokarzającego scenariusza syn marnotrawny powraca. Jest gotowy na podjęcie wyzwania i decyzji, które bolą. Nawrócenie jest zatem gotowością na ból przemiany.

Popatrzmy chociażby na ludzi pogrążonych w jakimś nałogu. Czy łatwo przestać pić, kiedy czyni się to codziennie? Ile trzeba samozaparcia, aby nie ulec pokusie nieczystej, która drąży serce i umysł? Jakże nieraz trudno opanować nerwy i odezwać się do najbliższych z czułością. Nie ma, niestety, nawrócenia bez osobistego wysiłku. Syn marnotrawny wraca, mając świadomość, że ojciec mimo wszystko go przyjmie.

Chrystus zaprasza i zachęca nas dzisiaj, abyśmy wybrali się z bohaterem ewangelicznej przypowieści w drogę powrotną. Możemy być pewni, że zostaniemy przyjęci. Ta ufność wynika z Bożego miłosierdzia, z wezwania, które zna każdy z nas: „Jezu, ufam Tobie!”. Najpierw potrzeba jednak refleksji nad koniecznością nawrócenia, a później trzeba podjąć decyzję o powrocie i zdecydować się na konkretny wysiłek z tym związany.

Idźmy zatem i wyznajmy: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Tobie, ale przyjmij mnie!”.