Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego (Łk 24, 46-48).

1. Biblia

Wydawać świadectwo – to znaczy stwierdzić rzeczywistość jakiegoś faktu, nadając temu stwierdzeniu charakter urzędowy, wymagany przez okoliczności zewnętrzne. Naturalne ramy do składania świadectwa stwarza proces lub spór prawny. W Biblii, na mocy ogólnie przyjętej umowy, funkcję świadków mogły spełniać pewne przedmioty. Biblia zajmuje się jednak przede wszystkim świadectwami wydawanymi przez ludzi, podkreślając ich wagę. Przepisy prawne regulują sposób dawania świadectwa: nie wolno nikogo potępiać bez wysłuchania zeznań świadków (Lb 5, 13). W przypadkach wykroczeń zasługujących na karę śmierci świadkowie, biorąc pełną odpowiedzialność za wydanie wyroku skazującego, jako pierwsi mieli wziąć udział w wykonywaniu wyroku (Pwt 17, 7). Lecz gdzie wchodzi w grę ludzkie słowo, tam zawsze może się wśliznąć także kłamstwo: psalmiści często uskarżają się na fałszywych świadków, którzy ich obciążają, znane są też tragiczne procesy, w których fałszywi świadkowie odgrywają zasadniczą rolę (Dn 13, 34-41). Dekalog bardzo surowo zakazuje składania fałszywych zeznań.

Ponad świadectwem ludzkim znajduje się świadectwo Boże, którego nikt nie jest w stanie podważyć. Przy zawieraniu małżeństwa Bóg jest świadkiem pomiędzy mężczyzną a niewiastą od czasu jej młodości (Ml 2, 14). Jest On również gwarantem zobowiązań, jakie ludzie biorą na siebie w Jego obecności. Świadectwo Boga powinno się pojmować przede wszystkim w innym sensie; w ścisłym połączeniu z nauką o Słowie. Bóg najpierw sam sobie daje świadectwo, kiedy objawia Mojżeszowi sens swego imienia (Wj 3, 14) lub kiedy stwierdza, że jest jedynym Bogiem. Lecz Bóg daje również świadectwo o przykazaniach zawartych w Prawie, dlatego właśnie „tablice Prawa” nazywają się inaczej Świadectwem; złożone w arce przymierza, czynią z tej ostatniej Arkę Świadectwa, a Przybytek na pustyni staje się Mieszkaniem Świadectwa.

Podobnie jak układy czysto ludzkie, tak też zobowiązania Izraela wobec Boga są zagwarantowane przedmiotami – znakami, które będą świadczyły przeciwko ludowi w przypadkach jego niewierności. Jest również taka misja świadka, którą mogą wypełnić tylko ludzie. Trzeba tylko, by Bóg ich do tego powołał. Jest to przypadek proroków; jest to także przypadek Dawida, którego Bóg ustanowił świadkiem wiernym (Ps 89, 37 n.); jest to w końcu przypadek całego ludu izraelskiego: otrzymał on misję dawania świadectwa o Bogu wśród innych ludów, ogłaszania, że tylko On jest prawdziwym Bogiem. Jezus jest świadkiem wiernym w pełnym tego słowa znaczeniu (Ap 1, 5; 3, 14). Przyszedł On na świat po to, aby dać świadectwo prawdzie (J 18, 37). Świadczy o tym, co widział i słyszał u Ojca. Jego zeznanie złożone przed Piłatem jest najwyższym świadectwem ukazującym Boży plan zbawienia.

Apostołowie zostali ustanowieni świadkami Jezusa po to, aby nieść świadectwo – Ewangelię całemu światu: mają opowiadać wobec ludzi bardzo uroczyście to wszystko, co się przydarzyło od chrztu Jana aż do wniebowstąpienia Jezusa. Szczególnie zaś mają dawać świadectwo o zmartwychwstaniu. Posłannictwo Pawła zostało określone tymi samymi terminami: na drodze do Damaszku został on ustanowiony świadkiem Chrystusa dla wszystkich ludzi. Znajdując się wśród pogan, wszędzie daje świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa, a przez przyjęcie tego świadectwa rodzi się wiara w pierwotnych gminach (2 Tes 1, 10). Rola świadków Jezusa zostanie uwydatniona jeszcze lepiej, gdy wypadnie im dawać świadectwo wobec władców i przed trybunałami. Świadkowie potwierdzający wydarzenie zbawczej śmierci Jezusa mogą to świadectwo przypieczętować własną śmiercią.

Wszystkim chrześcijanom powierzono ten czy inny rodzaj apostolatu (KKK, 900). Innymi słowy, jesteśmy powołani, aby być świadkami Jezusa w naszym życiu i w ten sposób rozszerzać Jego misję. Mocą Ducha Świętego otrzymaną w sakramentach chrztu i bierzmowania możemy świadczyć o Jezusie słowami i uczynkami (P. T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 480–481; M. Prat Mal, P. Grelot, Świadectwo [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Leon-Dufour, Poznań-Warszawa 19793, s. 949–952; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 980–981).

2. Sztuka

„Teksty liturgiczne ukazują tajemnicę Wniebowstąpienia w perspektywie historiozbawczej jako zwieńczenie Wcielenia, a zarazem jako antycypację losu całego Kościoła. Ikonografia Wniebowstąpienia łączy moment ostatniego pożegnania Chrystusa z apostołami na ziemi z triumfalnym wkroczeniem do chwały nieba. Najstarsze przedstawienia sięgają IV i V stulecia, kiedy to już uformował się kanon, reprezentowany przez ikonę z Powroźnika (1642 r.). W górnej części widnieje postać Chrystusa, zasiadającego na łuku tęczy (symbol przymierza ziemi z niebem). Postać Chrystusa ujęta w kolistą lub owalną mandorlę, podtrzymywaną przez dwa anioły. Motyw ten, obecny także w zwieńczeniu scen Sądu Ostatecznego, posiada wymowę eschatologiczną, nawiązującą do powtórnego przyjścia Chrystusa. W dolnej części wyobrażony jest Kościół. W centrum stoi Maryja – Nowa Ewa i zarazem figura Eklezji – z rękami złożonymi lub podniesionymi w geście modlitwy, jako orędowniczka przed Bogiem, która reprezentuje Jego świętość przed ludźmi. Po obu stronach Maryi widnieją postaci dwóch aniołów wskazujących na niebo.

Po bokach symetrycznie rozmieszczonych jest dwunastu żywo gestykulujących apostołów. Ich liczbę, niezgodną z biblijną relacją, dopełnia św. Paweł, w rzeczywistości nawrócony później. Z nieruchomą postacią Matki Boskiej kontrastują gesty apostołów, wyrażające zdumienie, uwielbienie i zachwyt. Najbliżej Maryi zostali wyeksponowani św. Piotr i św. Paweł. W tle widnieje wierzchołek Góry Oliwnej. Kanoniczna kompozycja ikony jest symbolicznym obrazem Kościoła, którego głową jest Chrystus, figurą Bogurodzica, fundamentem zaś – apostołowie.

Na feretronie z Mochnaczki (1671 r.) na wierzchołku góry widnieją odciśnięte ślady stóp Chrystusa. Motyw ten wiąże się z kamieniem przechowywanym w średniowieczu w świątyni Wniebowstąpienia na Górze Oliwnej, na którym wstępujący do nieba Chrystus miał pozostawić odciski swoich stóp” (M. Janocha, Ikony w Polsce. Od średniowiecza do współczesności, Warszawa 2009, s. 212–214).

3. Życie

(Fragment wywiadu z kard. Willemem Jacobusem Eijk, arcybiskupem Utrechtu)

Holandia była pierwszym krajem w Europie, który doświadczył rewolucji bioetycznej. Jak ksiądz kardynał ją przeżył, jako katolik i jako lekarz?

Rewolucja bioetyczna w Holandii rozpoczęła się w 1969 roku wraz z publikacją książki Medische macht en medische ethiek (Siła medycyny i etyka lekarska) Jana Hendrika van der Berga, profesora psychiatrii na Uniwersytecie w Lejdzie, który propagował uśmiercanie dzieci urodzonych z poważnymi wadami rozwojowymi, szczególnie deformacją kończyn. Chociaż Van der Berg pisał o działaniu, które nie zakładało prośby zainteresowanego podmiotu, jego książka wywołała zagorzałą dyskusję również na temat możliwości wypełnienia prośby o śmierć osoby świadomej.

Do początku lat sześćdziesiątych Holandia była – przynajmniej pozornie – jednym z najbardziej chrześcijańskich krajów w Europie, natomiast pod koniec tego dziesięciolecia stała się prekursorem w dziedzinie eutanazji i wspomaganego samobójstwa. Z pewnością rozwój ekonomiczny w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych przyczynił się do utrwalenia kultury hiperindywidualistycznej, która pociągnęła za sobą zeświecczenie społeczeństwa i akceptację etyki autonomicznej, w myśl której człowiek ma pełne prawo decydowania również o własnym życiu. Kultura ta była tak wszechobecna, że jej wpływ silnie odczuły również Kościoły. Pod koniec lat siedemdziesiątych eutanazja i wspomaganie samobójstwa były już w praktyce powszechnie akceptowane. Przekonałem się o tym bezpośrednio, kiedy po ukończeniu studiów medycznych rozpocząłem specjalizację z medycyny chorób wewnętrznych w jednym z ówczesnych szpitali uniwersyteckich w Amsterdamie. Pewnego dnia, rozmawiając z innymi lekarzami i pielęgniarzami o moim stosunku odnośnie do wartości życia ludzkiego, opartego na piątym przykazaniu Dekalogu: „Nie zabijaj”, w związku z którym odrzucałem eutanazję, zorientowałem się, że jestem odosobniony w moim stanowisku. Nikt mnie nie popierał. Mój profesor medycyny chorób wewnętrznych był przeciwny eutanazji tylko dlatego, że obawiał się konsekwencji prawnych, gdyż nie była ona wtedy jeszcze legalna.

Kiedy byłem na piątym roku medycyny (rok 1975/1976), jeden z dwóch profesorów ginekologii i położnictwa powiedział podczas zajęć, że klinika, w której pracował, nie przyjmowała na specjalizację ginekologiczną kandydatów, którzy odmawiali wykonywania aborcji. Tym, którzy mieli takie przekonania, a chcieli zostać ginekologami, polecał zwrócenie się do szpitala katolickiego w Amsterdamie. Dodał jednak, że trudno już spotkać studentów o takiej postawie. Rzeczywiście muszę przyznać, że poza mną na roku był jeszcze tylko jeden student przeciwny aborcji. We wspomnianym szpitalu katolickim, który później zresztą odrzucił miano katolickiego, odbyłem praktykę pod koniec studiów: obecnie również tam wykonywane są aborcje w przypadku wykrycia poprzez badania prenatalne choroby lub niepełnosprawności dziecka w łonie matki.

Pracując jako lekarz asystent, dwa razy zetknąłem się z prośbą o eutanazję. Pierwszy raz było to na początku mojej ścieżki zawodowej, na oddziale chorób wewnętrznych. Kobiecie, która poprosiła mnie o eutanazję, odpowiedziałem, że nigdy bym tego nie zrobił z powodu moich przekonań religijnych. Powiedziałem o tym epizodzie ordynatorowi, który nic nie odparł. O eutanazję poprosił mnie również pewien mężczyzna, katolik, chory na nieuleczalny nowotwór płuc; byłem wtedy lekarzem asystentem na oddziale chorób płuc. Wyjaśniwszy mu mój sprzeciw wobec eutanazji, zachęciłem go, aby zawierzył możliwościom, jakie medycyna oferuje w końcowej fazie choroby. Zachęciłem go też, aby pomyślał o swojej wierze, o tym, że jest katolikiem, i poradziłem, aby szukał siły do stawienia czoła swoim cierpieniom w modlitwie i w sakramentach. Człowiek ten poszedł za moją radą; poprosił o wizytę księdza, który udzielił mu ostatnich sakramentów; wkrótce potem zmarł w pokoju ducha. Ordynator, który od rodziny chorego usłyszał pozytywną opinię, jaką wydał o mnie pacjent, wyraził swoje uznanie odnośnie do mojego postępowania w tej kwestii. Przypadek ten nauczył mnie, że jako katolicy – nie tylko osoby duchowne, ale też świeckie – musimy odważyć się i z mocą mówić o sile, jaką poprzez modlitwę, sakramenty i duchowe towarzyszenie Pan obdarza cierpiących” (Bóg żyje w Holandii. Kard. Willem Jacobus Eijk w rozmowie z Andreą Gallim, Kraków 2021, s. 39–44).