Warunki przemiany, ks. Stanisław Saletnik


„Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe” (Łk 9,28-29).

Henryk Sienkiewicz w powieści Potop przedstawia nam obraz przemiany duchowej wielkiego żołnierza, ale równocześnie wielkiego warchoła Kmicica. Na Jasnej Górze po odbytej spowiedzi, po godnym przyjęciu Komunii św., a potem po wiernej i ofiarnej służbie u Jasnogórskiej Królowej, stał się zupełnie innym człowiekiem, najwierniejszym synem ojczyzny i obrońcą króla. Pewnie, że powieść to nie źródło historyczne, ale powieściopisarz bierze opisywane przez siebie postacie z obserwacji życia i w fikcyjnych postaciach przedstawia prawdę. Są i dzisiaj tacy – a może i niejeden z nas! – którzy potrzebują takiej odmiany duchowej, takiego nawrócenia, takiego przemienienia. Widać, że Sienkiewicz był dobrym „kaznodzieją”, skoro przemienienie duchowe opiera na dobrej spowiedzi, na życiu eucharystycznym i na wiernej służbie u Matki Bożej. Słuchając dzisiejszej Ewangelii o cudownym przemienieniu Pana Jezusa i chcąc z pewnością przemienić życie nasze z grzesznego na zgodne z nauką Ewangelii, powinniśmy z Nim iść na Tabor. A nasze przemienienie oprzeć na comiesięcznej dobrej spowiedzi, godnej i częstej Komunii św. oraz na wiernej służbie Matce Jezusowej.

1. Dobra spowiedź

Do św. Jana Vianneya, spowiednika z Ars, przyjechał pewnego dnia oficer z Paryża. Przystąpił do konfesjonału, ale zamiast zacząć spowiedź, uderzył w strunę ironii i szyderstwa ze wszystkiego, co święte, i oświadczył wprost, że jest ateistą. A św. Jan odezwał się na to spokojnie: „Zaczynaj, bracie, spowiedź”. „Ale ja nie jestem wierzący” – odpowiedział na to oficer. „To właśnie zaczynaj się spowiadać” – powiedział święty. I tamten  zaczął. Gdy skończył i odchodził od konfesjonału, to po jego twarzy spływały łzy. Dostąpił łaski przemienienia wewnętrznego. Bo spowiedź ma naprawdę moc cudownego przemienienia człowieka.

Konfesjonał, to święta góra Tabor, na której Jezus Chrystus przez posługę kapłana przemienia duszę. W konfesjonale rozjaśnia się jej oblicze. W konfesjonale dokonuje się to, o czym śpiewał król Dawid: „Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję” (Ps 51,9). Trzeba tylko na tę górę wstąpić. Apostołowie chętnie jeszcze nie jeden raz poszliby oglądać przemienienie Jezusa, ale Ewangelia nie podaje, czy ich tam Mistrz więcej razy poprowadził. A nas prowadzi, woła nas przez usta Kościoła. Musimy słuchać tego wołania i iść za nim, a warto iść, warto przystępować do „góry” konfesjonału, bo tam dokonuje się nasze przemienienie, nasze zbawienie.

2. Godna i częsta Komunia św.

W Częstochowie, w niewielkiej kamienicy zamieszkiwanej przez kilka rodzin katolickich, mieszkała również samotna starsza osoba, z wyznania protestantka. W oktawie Bożego Ciała w 1985 roku z jednej rodziny szedł do I Komunii św. chłopczyk. Po powrocie z kościoła chłopiec ten pukał do wszystkich sąsiadów, aby się podzielić swoją radością. Wbiegł i do tej protestantki i opowiadał jej, jak wyglądała uroczystość w kościele i jak przyjął Pana Jezusa. Protestantka słuchała i jakby urzeczona wpatrywała się przez chwilę w twarz i oczy chłopca, potem porwała go na ręce i powiedziała: „Tak, dziecko, z twojej twarzyczki i z twoich oczu widać, że ty masz naprawdę Boga w sobie. Ty dzisiaj wyglądasz inaczej niż wczoraj”. Twarz dziecka była przemieniona przez Komunię św.

Nam, wierzącym, nie trzeba mówić o rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. My wierzymy mocno i jesteśmy przekonani, że w Komunii św. przychodzi do naszego serca Chrystus – cały, prawdziwy i żywy, z bóstwem i człowieczeństwem. Gdy przychodzi, przemienia nas, upodabnia do siebie, jednoczy nas z sobą najściślej. To po Komunii św. możemy mówić za św. Pawłem: „Teraz żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20). Dusza nasza staje się wtedy żywym tabernakulum, żywym mieszkaniem, żywą świątynią Boga. Trzeba tylko zapraszać Go, trzeba Go przyjmować jak najczęściej i jak najgodniej.

3. Wierna służba Matce Bożej

Chłopiec, którego znałem osobiście, miał 13 lat. Był tak nieznośny, że matka i ojciec nie mogli sobie z nim dać rady. Nie pomagały żadne upomnienia i surowe kary. I pewnego dnia ojciec w porywie żalu porwał go za kołnierz, pobiegł z nim do pobliskiego kościoła i tam rzucił go do stóp ołtarza Matki Boskiej, wołając: „Matko Boska, ja nie mogę sobie dać z nim rady. Ty weź go sobie. Może ciebie będzie słuchał. Oddaję ci go zupełnie na własność”. I to poskutkowało. Chłopiec zastanowił się, spoważniał, wziął się do nauki, skończył szkołę średnią, następnie wstąpił do seminarium i został wzorowym kapłanem i misjonarzem.

Może i nam potrzeba takiego wstrząsu, takiego przemienienia i nawrócenia! Może dlatego Ojciec Święty Jan Paweł II, znając nasze narodowe wady, nieustannie zawierzał nas Matce Bożej. Aby Maryja nas przemieniła, trzeba zacząć Jej wiernie służyć. Kmicic oddał się na służbę Jasnogórskiej Pani bez zastrzeżeń: dał jej modlitwę serca, grosz z kieszeni, ciężkie trudy żołnierskie, trwał bez przerwy na posterunku dniami i nocami przez długie tygodnie, a na koniec swoje młode życie wystawił na niesłychane niebezpieczeństwo przy wysadzaniu kolubryn. Podobnie i my musimy oddać się na wierną służbę Maryi, ale nie tylko na jakiś czas, lecz na całe życie.

Zakończmy to rozważanie stanowczym postanowieniem, że będziemy przez całe życie często korzystać z sakramentu miłosierdzia Bożego, czyli pojednania z Bogiem, przez dobrą spowiedź, że będziemy często i regularnie karmić naszą duszę Najświętszym Ciałem i Krwią Pana Jezusa w Komunii św. i że zawsze będziemy wiernie służyli Maryi. Wtedy będziemy mogli za św. Piotrem zawołać: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy”.